Przejdź do głównej zawartości

Czarownice (na podstawie "Makbeta" Williama Szekspira)

Jak dotąd żyło się nam spokojnie. Ot, takie tam trzy prowincjonalne czarownice-amatorki. To krowa nie dawała mleka lub oszalała, to w lesie straszyło, innym razem jakiś chłop złamał nogę po wypiciu zaledwie litra bimbru, czyjaś stodoła się spaliła. Proza życia. Niekiedy sama poezja. Ze względu na sporą odległość od skupisk władzy nie miałyśmy szans na pracę w public relation lub nad wizerunkiem znanych polityków. Najbliższy polityk - sołtys nie potrzebował naszej pomocy, podejrzewałyśmy nawet, że robi nam konkurencję jeżeli chodzi o drobne czary. 
Pewnego dnia Koszmarek (to z powodu bujnego kołtunu włosów na głowie) powiedziała mi, że ktoś chce się ze mną widzieć. Nie było by w tym nic dziwnego, przynajmniej raz w tygodniu ktoś ze wsi przychodzi po pomoc w mediacjach sąsiedzkich. Ale to był jakiś dworak.
-  Przepraszam bardzo, że przeszkadzam - uśmiechnął się nieśmiało - ale mam do szanownych pań pewną sprawę.
Do szanownych pań! Mógł by się tak nie wysilać. Koszmarek miała wybite dwa przednie zęby, krzywe nogi, lekkiego zeza oraz wspomnianą już wcześniej niezwykle trendową fryzurę. Horrorek posiadała wyłupiaste oczy, garb, poskręcane reumatyzmem nogi i ręce. Do tego ja, wyglądem i charakterem bijąca je na głowę - dlatego zwą mnie Alicja.
-  Mów, mów młodzieńcze. - odrzekłam miło, bo w końcu „business is business", choćby facet był w średnim wieku.
-  Nazywam się William Szekspir i chciałbym wynająć panie do pewnej sprawy.
Tak oto zaczęła się cała ta głupia historia. Miałyśmy pomóc mu w rozpoczęciu pewnej opowiastki. Wystarczyło tylko powitać takiego jednego, jako... jak to szło... aha - tana Glamis, Kawdoru i przyszłego króla. Nic prostszego. Poszło gładko, tylko człowieczyna się nieco zdziwił. Niestety, pod koniec Koszmarek się nieco wygłupiła:
-  Mniej wielkim będziesz niż Makbet, a większym. - zwróciła się do Banka, przyjaciela tamtego.
-  Nie tak szczęśliwym, a przecie szczęśliwszym. - dorzuciła Horrorek nie za bardzo wiedząc co powiedzieć.
-  Nie będąc królem, królem płodzić będziesz - podsumowałam spotkanie - Cześć wam obu, Makbecie i Banko!
Szybko byśmy zapomniały o całej tej historii, gdyby nie ta stara wariatka Hekate. Kiedyś razem studiowałyśmy. Potem nasze drogi się rozeszły - ja zaszyłam się na prowincji, a ona pracowała przez pewien czas dla znanej firmy z branży czarno-konsultingu, która miała na swoim koncie m.in. udane bankructwo pewnej firmy komputerowej w dawnej kolonii brytyjskiej. Kreatywna księgowość zawsze była specjalnością naszej Hekate. Zaskoczyła nas przy kolacji. Od razu przeszła do konkretów:
 -  Zuchwałe baby jak wy śmiecie z Makbetem w tajne szachy wchodzić, z zbrodni do zbrodni go przywodzić.
Nie powiem, nawet zrobiło mi się przykro. Ten cały Makbet nie najlepsze wnioski wyciągnął z naszego spotkania. Okazało się jednak, że Hekate nie do końca o to chodziło.
-  A mnie mistrzynię waszą, mnie krzewiącą głównie wszystko złe nie wezwać nawet do udziału, w tym dziele śmierci i zakału. - pieniła się z zadrości.
Nigdy nie uważałam jej za swoją mistrzynię, już szybciej Margaret Thatcher albo Hillary Clinton. Skromna czarownica, w dodatku taka obracająca się w wielkim świecie międzynarodowej finansjery, to dobro tak rzadkie jak bezinteresowny producent filmowy. To bynajmniej nie był jednak koniec.
-  Co gorsza jednak o! Niecnoty, to to, że dotąd wasze psoty, na korzyść tylko wyszły temu, złoczyńcy zapamiętałemu, który, jak każdy taki gad, nie wam lecz sobie służyć rad.
Co ten Szekspir narobił najlepszego? Potwierdza się stara zasada, że czarownice nie mieszają się do świata polityki - nie wpuszcza się rekina do basenu z piraniami.
Dla świętego spokoju, razem z Hekate zrobiłyśmy kolejny seans Makbetowi. Historia trochę się zagmatwała. Wybuchł lokalny ale poważny konflikt zbrojny, który na szczęście udało się opanować. Dobro zwyciężyło. Obawiałyśmy się, że Hekate znowu będzie miała o coś pretensje, ale wtedy zajmowała się już prywatyzacją sektoru energetycznego. Za to Szekspir był zachwycony. Mówił, że to ponadczasowe i uniwersalne. Nam tego nie musi mówić - gdyby nie te ponadczasowe i uniwersalne rzeczy dawno musiałybyśmy się przebranżowić.
Jednak nic nie było już takie jak dawniej. Wielki świat nas wciągnął. Koszmarek pisze udane scenariusze do znanej telenoweli i wyrabiającego sobie dopiero oglądalność sitcomu Czasami mylą się jej listy dialogowe, ale widzowie nawet nie zauważają różnicy. Horrorek jest autorką tekstów pewnego popowego zespołu, planuje im także proste aranżacje na scenie, np. płonące pochodnie. Słyszałam, że jej najnowszy pomysł, to defilujący po scenie, w czasie piosenki, młodzi mężczyźni ubrani tylko w białe rajtuzy i baletki, niosący flagi europejskie. Utwór jest bez granic. 
Ja dostałam właśnie propozycje współpracy z Czarnoksięskim Stowarzyszeniem Krytyków Muzycznych Filmowych i Literackich. Tam czarna magia osiąga swoje wyżyny. Tylko ostatnio Szekspir prosił o pomoc w znalezieniu elfów. Nie wróży to nic dobrego. Ale w końcu od wróżenia to jestem ja.

wszystkie cytaty z "Makbet" William Szekspir, przekład Stanisława Barańczaka, Wydawnictwo Znak, 2000, Kraków

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drzazga, rozdział 11

MAGDA: ZIMA Mężczyzna leżał na plecach. Prawą rękę podłożył pod swoją głowę. Lewa znikała pod kołdrą nurkując w rejony najbardziej czułe o świcie u mężczyzn. Nogi miał rozrzucone w kształcie litery V. Jakby nie zwykł dzielić się łóżkiem z osobami postronnymi. Mężczyzna lekko pochrapywał. Mężczyzna miał imię. Magda leżała na lewym boku, skierowana twarzą do niego. Głowę podpierała dłonią. Za plecami miała przestrzeń pokoju. Po latach przespanych w niecce pomiędzy ścianą, a męskimi plecami Igora, nie chciała już dać sobie odebrać powietrza. Magda nie spała. To był ważny poranek. Piotrek, bo tak miał na imię mężczyzna, po raz pierwszy został u niej do rana. Za oknem był piąty dzień wiosny. Choć przyroda postanowiła wystawić w tym roku ludzi na próbę. Ziemia była ciągle przykryta śniegiem. Skuta przymrozkami. Magda usiadła na łóżku. Na podłodze ubrania splątały się, biorąc przykład ze swoich właścicieli. Próbowała wygrzebać coś dla siebie. W końcu wyciągnęła podkoszulek P...

Codzienność

CODZIENNOŚĆ (wiersz do obrazu Joanny Jagiełło "Na Kinowej") Bo najtrudniejsza jest codzienność Zapach rosołu, dla niektórych Pełnego umani Ty wiesz, że to po prostu bliskość Aromat kawy słońcem parzonej Wędrującej między kuchnią A pokojem Wypełnionym wspólnym oddechem Bo najtrudniejsza jest codzienność Mijających się statków ciał Myśli ukrytych Słów rozrzuconych jak skarpetki Ekrany okien tęsknotą szarych Oblepionych spojrzeniami Ukradkowymi Od wschodu do zachodu dłoni Bo najtrudniejsza jest codzienność Wzgardzona przez poetów Scenopisarzy Władczyni naszych nocy i dni

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego...