Noc nie należała do spokojnych.
Za oknem rozpościerała się nieprzenikniona ściana deszczu a i wiatr wiał
rzetelnie. Co jakiś czas uderzał w ziemię piorun. Aura jak z bajki. Księżniczka
nie mogła zasnąć. Czekała. Czekała od wielu lat na tę noc. Donośne walenie w
drzwi zamkowe zerwało ją z łóżka. Na dole wybuchło zamieszanie. Owinięta
ciepłym pledem wymknęła się na korytarz. Z holu na dole dobiegały podniesione
głosy. Była tam już królowa (króla nic nie było w stanie poruszyć po północy),
która energicznie wydawała dyspozycje. Księżniczka przykucnęła na szczycie
schodów i zobaczyła ją. Stała na środku holu niemiłosiernie przemoknięta.
Ściekająca z niej woda zdołałaby zamienić posadzkę w sadzawkę. Nieznajoma miała
zniszczone ubranie, nie dające możliwości ustalenia jej stanu. Najbardziej
niesamowite były jej oczy - oczy sarny śmiertelnie pogryzionej przez psy. W
holu, nawet zwykli posłańcy poczuli się jak rycerze legendarnych wypraw.
- Pościelcie naszemu gościowi w błękitnej sypialni. I nie zapomnijcie ułożyć na łóżku trzynastu grubych materaców. - zarządziła Królowa z tajemniczym uśmiechem na ustach.
Księżniczka przybyła znikąd. Po
prostu, pewnej chłodnej nocy znaleziono u bram zamku żałośnie płaczące
niemowlę. Wśród tak ogromnej ilości zamkowej służby zawsze znajdzie się jakaś
mamka, choćby królewska. Zaopiekowano się dzieckiem jak bezdomnym kociakiem -
karmiono, dano przytulne miejsce do spania, głaskano oszczędnie. Była
wszystkich, czyli niczyja.
Wróciła do swojej sypialni, ale nie mogła zasnąć. Szaleństwo za oknem i
pojawienie się nowego, nieoczekiwanego gościa odebrało jej sen. Czuła dziwny,
nieokreślony lęk. Lęk przed odebraniem jej nadziei. Usłyszała kroki na
korytarzu. Książe także nie spał. To tylko wzmogło jej niepokój.
Królowa zawsze chciała mieć córkę. Oczywiście
narodziny syna przyjęła z radością. W końcu wydała na świat następcę tronu.
Nawet gdyby była zwykłą spracowaną wieśniaczką, pulchną kucharką, energiczną i
zabieganą żoną karczmarza, jej jedyny syn byłby w jej oczach następcą tronu.
Jednak, gdy pewnego pięknego dnia ujrzała w parku te śliczną, samotnie siedzącą
nad stawem dziewczynkę, od razu ją pokochała. Mała była niewiele młodsza od jej
syna. Nie miała rodziny, była pod opieką służby. Królowa wzięła ją do swojego
orszaku, ubrała tak pięknie jak to jest w zwyczaju na dworze królewskim.
Roztoczyła nad nią opiekę.
Choć księżniczka była jeszcze
małą dziewczynką, na widok księcia doznała niesamowitego uczucia. Po raz
pierwszy w życiu poczuła, że jest na swoim miejscu, nie jest znikąd, należy do
tego miejsca. Zakochała się. Przez te wszystkie lata, w czasie, których z
zagubionej dziewczynki przemieniła się w pełną obaw dziewczynę a potem smutną
kobietę, towarzyszyła swojemu księciu. Razem wyruszali na polowania,
podróżowali po królestwie, urządzali ogromne bale, na których noc mieszała się
z dniem. Była przy nim, gdy radosny bawił się dwórkami i gdy będąc chory
zamieniał się w małego rozkapryszonego chłopczyka. Głęboko wierzyła, że to nie
przypadek sprawił, że znalazła się pod bramą właśnie tego zamku królewskiego.
Tak było zapisane w jej życiu. Była przekonana, że książę kiedyś to zrozumie.
Śniadanie przebiegało w napiętej
atmosferze. Wszyscy uważnie przyglądali się nocnemu gościowi. Młoda dziewczyna,
wysuszona i ubrana w eleganckie szaty, była jeszcze piękniejsza, delikatniejsza
i bardziej krucha. Pomimo ciepłego i życzliwego przywitania, na twarzy gościa
malował się smutek.
- Jak minęła noc, moja droga? - spytała ją z troską Królowa.
- Dobrze, Jaśnie Pani. - sarnie oczy dziewczyny wyrażały teraz jeszcze większy smutek.
- Ale widzimy, że coś się stało. - Król niedowierzał.
- O Wielmożny Panie. - zaczęła mówić z zakłopotaniem - Sypialnia była wspaniała, łoże przeogromne, trzynaście materaców było miękkich i delikatnych jak z puchu, ale... - głos się lekko załamał - nie mogłam zasnąć przez całą noc.
- Co się mogło stać? - królewska małżonka była coraz bardziej zainteresowana.
- Ależ zupełnie nie mam pojęcia. - w głosie dziewczyny dało się wyczuć przepraszające tony - Coś nie dało mi zasnąć przez całą noc, uwierało, wbijało się w moje ciało.
- Nie martw się dziecko, to nic wielkiego. - pocieszał ją stroskany Król.
Na twarzy Królowej można było zobaczyć wyraz triumfu. Znalazła.
Ta noc była piękna. Ciepła,
rozświetlona księżycową poświatą, pachnącą kwiatami. Księżniczka znalazła się w
sypialni księcia. Była jakimś urozmaicenie w jego pełnym dwórek świecie.
Spojrzenie ciemnych oczu rozgrzewało bardziej niż wino, które zdążyło zacząć
krążyć w jej żyłach kosmykami ognia. Cicho szeptane słowa oplatały jej kark,
szyję, biodra. Topiła się w oparach dusznej bliskości. Potem nagle krew
pozostała krwią, ciało było już tylko ciałem. Każda jej komórka odczuwała swoją
bolesną odrębność. Jej myśli błądziły gdzieś w okolicach jego oczu, które były
obce i dalekie. Kiedy skończył, obcy i daleki stał się cały. A w jej oczach
pojawiły się dwie ogromne krople deszczu. Od rozgwieżdżonego nieba powiało chłodem.
Zgodnie z tradycją, po
narodzinach syna, królowa udała się do nadwornego Maga. Każdy członek rodziny
królewskiej, zaraz po przyjściu na świat, dostawał rozrysowany horoskop i
przepowiednię na dalszą drogę życia. Po udzieleniu informacji dotyczących
charakteru, temperamentu, przyszłości królewskiego syna, mag zauważył jeszcze
jedną interesującą rzecz:
- Nie każdy król jest szczęśliwym mężczyzny.
- Mój syn na pewno będzie w życiu szczęśliwy. - Królowa jak każda matka pełna była dobrych przeczuć.
- Szczęśliwy mężczyzna, to mężczyzna, u którego boku stoi kobieta przeznaczona mu przez los. - dodał Mag.
- Jak ją rozpoznać? - zainteresowała się królewska matka.
- Ależ to proste. - rozpoczął Mag - Wystarczy, że Jowisz znajdzie się w konstelacji Strzelca i wejdzie w koniungcję z jego Imum Coeli. A wtedy.
Mag dokładnie wytłumaczył Królowej, co powinna wtedy zrobić.
C.D.N.
Komentarze
Prześlij komentarz