Przejdź do głównej zawartości

Półmrok


        Nie mam pojęcia kiedy to się zaczęło. Być może jeszcze wtedy, kiedy był ze mną Mężczyzna. Był to tak szczęśliwy i tak wypełniony nim okres mojego życia, że nie zauważyłabym nawet spadającego tuż obok meteorytu. Teraz Mężczyzny już nie ma. Spakował swoje rzeczy, oświadczył, że nie jestem już dla niego partnerką i wyszedł. Nieważne.
        Tak naprawdę, to nigdy nie zastanawiałam się, czym jest dla człowieka jego własny cień. Do pewnego słonecznego dnia, a raczej słonecznego popołudnia. Wtedy to zauważyłam coś dziwnego. Mój cień poruszył się! Wiem, że to nieprawdopodobne i śmieszne, ale to prawda. Po prostu poruszył się, minimalnie, ale jednak. W pierwszej chwili pomyślałam, że to przywidzenie. Ja się poruszam - cień się porusza. To przecież nie tylko mało skomplikowane, ale i oczywiste. Jednak, ja patrzę na wystawę sklepową (jest właśnie wyprzedaż, ale już nie mam dla kogo chodzić w sukienkach), a cień zamiast spokojnie leżeć na chodniku po mojej lewej stronie „ogląda się" za jakimś brunetem w dredach i przekłutym podbródkiem. Choć może to mogło być przewidzenie. Brunet nie był nawet przystojny. Daleko mu do Mężczyzny, który był zawsze elegancki, wypielęgnowany, ubrany ze smakiem. To dzięki niemu i wspólnym wizytom w sklepach, u kosmetyczki, fryzjera nauczyłam się odpowiednio wyglądać, dbać o urodę. Być może nie wystarczająco, bo Mężczyzna zawsze nie był do końca zadowolony – sukienka leżała na mnie nie tak, włosy nie układały się w niesforną fryzurę tylko przyklejały się do czaszki, mimo zrzuconych kilku kilogramów nadal byłam za pulchna.
        Kilka dni później, cień nie dość, że się ogląda, to „podąża" za osobnikiem z mojego lewego na prawy bok. To nie jest zachowanie tradycyjnie przypisane cieniowi. Słońce nie przejawiało żadnych anomalii, tkwiło w tym samym miejscu. Nie zwróciłam uwagi za kim tak podążał. Wyszłam na chwilę po coś do sklepu ubrana w spodnie od dresu i podkoszulek, które nosiłam na sobie od kilku dni. W czasie snu też. Z domu wychodziłam już tylko do pobliskiego sklepu po coś do jedzenia. W czterech ścianach, za szczelnie zasłoniętymi oknami (Mężczyzna lubił chłodne, zacienione pomieszczenia) czułam się najlepiej. Mężczyzna mógł w każdej chwili wrócić. Na pewno.
        Coraz częściej moje odbicie przemieszczało się. Światło dzienne nie wpadało do mieszkania, ale zazwyczaj paliła się jakaś lampka. Jednego wieczoru, gdy stałam przed moim i Mężczyzny zdjęciem powieszonym na ścianie, cień jakby próbował „pogłaskać" mnie po głowie. Na czułości mu się zebrało. Mężczyzna rzadko mnie głaskał, najczęściej po prostu brał. Potem się wściekał, że nie mam orgazmu, a wszystkie jego  poprzednie kobiety miały. Wielokrotne. Przeczytałam dużo książek, artykułów w gazetach, robiłam ćwiczenia. Orgazmu nie było.
Po miesiącu mój cień poszedł na spacer. Najgorsze, że nie mogłam go zatrzymać. Poszedł i już. Ja zostałam w domu oczywiście. To słońce, zieleń drzew, rozgardiasz ludzi i samochodów męczył mnie. Ważne, że cień wrócił.
Doszłam do wniosku, że ja i cień zżyłyśmy się. Lubiłam coraz częściej kłaść się na kanapie z mocnym drinkiem, garstką proszków i zapadać się w siebie. Czasami cień tańczył dla mnie na ścianie, poruszał się płynnie i giętko, kobiecym rytmem. Często chodził po mieszkaniu, bardzo zadomowiony.
Przestałam spotykać się ze znajomymi, odbierać telefony. Mógł zadzwonić Mężczyzna, ale nie wiedziałam z jakiego numeru. Zmienił numer telefonu po tym jak – otulona wódką i prochami – wydzwaniałam do niego. Czułam, że kiedy on sam nie dodzwoni się do mnie, to przyjdzie. Przyszła moja siostra. Przyniosła jedzenie. To nawet dobrze, bo kończyły mi się pieniądze i zakupy ograniczałam do alkoholu i chleba. Pieniądze kończyły mi się, bo przestałam się pojawiać w pracy. I tak moja praca nie była wiele warta i kiepsko płatna. Tak powtarzał Mężczyzna.
- Dziewczyno! Przecież ty wyglądasz jak swój własny cień! - zawołana na powitanie moja siostra - Daj sobie spokój z tymi idiotycznymi dietami. Zobacz do czego doprowadza cię to odchudzanie.
Nocowała w mniejszym pokoju. Tam był kiedyś gabinet Mężczyzny.
- Co robiłaś na korytarzu dziś w nocy? - zapytała mnie pewnego ranka.
- Ja? Prawdopodobnie lunatykuję. - nie przejęłam się tym zbytnio.
- Tylko dlaczego zapytałaś, ile jeszcze będę z tobą mieszkać? W ogóle byłaś jakaś dziwna, szara, ledwo było cię widać.
Czyżby mój cień podawał się za mnie? Chyba raczej - ona... Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Cera mi ostatnio zmatowiała. Oczy straciły swój dawny blask. Osowiała, senna, przemęczona.
Siostra nie mogła cały czas u mnie mieszkać, miała własne życie. Po tygodniu, zniechęcona, wyprowadziła się.
Aż w końcu nadeszła pełnia. Nie wiem dlaczego, ale byłam pewna, że to właśnie w tę noc wszystko może się wyjaśnić. Stanęłam przed dużym, starym lustrem. W pokoju półmrok, stoję spowita światłem księżyca. Nagle zobaczyłam ją. Stała tuż obok mnie, taka rzeczywista i cielesna . Ja. Druga i dokładna kopia mnie.  Patrzyłam na nas dwie odbite w tafli lustra. Dwie. W swoich powolnych przeobrażeniach doszłyśmy do stanu idealnej równowagi. Tak jakbyśmy były w połowie drogi. Tylko dokąd? Nic nie mówiłam, nie byłam w stanie. Z mojego gardła wydobywało się coś bezdźwięcznego. 
Otępiała i zdumiona stałam z nią na rozświetlonej latarniami ulicy. Czułam straszny zamęt w głowie - tak jakbym spadała z dużej wysokości. Ona roześmiała się. Głośno i dźwięcznie. Odwróciła się i po prostu poszła przed siebie. A ja przyciągana jej magnetyczną siłą, ruszyłam za nią. Bezsilna sunęłam jej śladami jak... 
Cień?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy