Przejdź do głównej zawartości

Syrena

Syrena

Na dnie morza jest ciepło.
Na dnie morza jest cicho.
Na dnie morza jest bezpiecznie.
Ariela wyciągnęła ramiona i popłynęła z morskim prądem. Przemknęła pomiędzy wodorostami, poigrała z ławicą srebrnych, migotliwych rybek. Kluczyła, bo nie chciała by dostrzegł ją ktoś z pałacu. Wpłynęła do jednej z grot, pokonała zalany wodą korytarz i wyłoniła się z wody w jednej z przybrzeżnych jaskiń.
Na brzegu czekał już Eryk. Wygłodniały chwycił ją w ramiona. Całował usta, pieścił językiem płatki uszu, szyję, kark. Wodził opuszkami palców po piersiach. Ariela przymknęła oczy, poddawała się tej grze, rozpływała w strumykach drżeń obiegających jej ciało. Iskierki goniły po całej jej skórze - za palcami Eryka, wyprzedzając niecierpliwie ich pojawienie, obok palców. Ariela cała była iskrą.
Eryk sunął dłońmi od jej piersi do bioder. Potem niżej. Jego palce wplątały się w łuski.
- Ech - klepnął dłonią po jej syrenim ogonie - Dlaczego nie możesz być taka jak inne dziewczyny?
- Nie kochasz mnie już?
- Ależ kocham, moja syrenko. Tylko nie zawsze tak jakbym chciał. Wiedziała, że nie jest taka, jak inne dziewczęta. Często widywała je, ukryta za przybrzeżnymi skałami. Miały nogi - czy to długie, wycięte w kostkach, czy też bardziej przysadziste, jak dwa grube stalaktyty, ale miały nogi. To za tym zapewne tęsknił Eryk.
Eryka poznała kilka tygodni wcześniej. Zazwyczaj, w czasie burzy, Ariela siedzi na dnie morza, w pałacu. Tylko potem robi krótki przegląd morskiego dna usianego przedmiotami zachłannie zabranymi statkom i kutrom przez wodę. Tego dnia nabrała ochoty na nurkowanie w ogromnych, miotanych sztormem falach. Od razu zobaczyła tonący kuter rybacki i przystojnego rybaka walczącego z topiącą go wodą. Zabrała go niezaspokojonym falom i przeczekała razem z nim sztorm pomiędzy skałami. Gdy Eryk ocknął się, rozpierała go radość życia i wdzięczność dla pięknej wybawicielki. Nie mógł się nasycić widokiem jej nagiego ciała, a rybi ogon trochę go onieśmielał.
Spotykali się prawie codziennie. W grocie, do której on docierał korytarzami jaskiń, wchodząc od strony lądu, ona od strony morza. Opowiadała mu o swoim podwodnym królestwie. Słuchał zafascynowany i nazywał to jej syrenim śpiewem.
- Nie znam dziewczyny, która tak pięknie opowiada o nieznanych krainach. - przytulił ją czule.
Przytulał ją coraz częściej, a w niej zaczęły się wiercić te pierwsze iskierki. Pewnego popołudnia pocałował ją pierwszy raz. Od tamtej pory jakby słuchał jej śpiewu coraz rzadziej. Za to te iskierki...
Musiała być taka jak inne dziewczęta. Na szczęście, wiedziała, kto może jej pomóc. Wiedźma żyła w głębokiej rozpadlinie morskiego dna, tam gdzie nie docierały promienie słońca. Wszystkie stworzenia wodnego świata bały się tam zaglądać, oprócz stworów tak dziwnych, że żadne opis by tego nie wyraził.
Ariela przełamała lęk i wpłynęła do głębokiego rowu.
- Zastanów się jeszcze raz, dziecko. - mruknęła wiedźma - Czy on jest tego naprawdę wart?
- Tak, jestem tego pewna.
- Za wszystko trzeba w życiu zapłacić.
- Wiesz, że możesz dostać z mojego królestwa, co zechcesz.
- Nie o taką zapłatę mi chodzi. Otrzymując jeden dar, stracisz inne cenne przymioty.
Wiedźma wytoczyła jeszcze ostatni, najważniejszy argument:
- Nie powrócisz tu już nigdy, woda będzie twoim wrogiem.
Zapadło krótkie milczenie. Nic się nie liczyło w obliczu szczęśliwej twarzy Eryka. Kiedy będzie miała dwie smukłe nogi zamiast rybiego ogona, będą mogli razem zamieszkać w wiosce rybackiej. Podwodny świat był już niczym bez niego.
Czar miał zacząć działać tuż przed przybyciem Eryka do jaskini. Dotarła tam sporo wcześniej, jeszcze jako syrena. Zmęczona czekaniem zdrzemnęła się.
- Wszyscy święci. - zbudził ją zachwycony szept.
To Eryk pożerał wzrokiem jej nagie ciało. Głowę okoloną długimi, prostymi włosami, smukłą szyję, drobne, ale dostatecznie napęczniałe piersi, chudą talię, kształtne biodra... długie nogi zakończone pięknymi stopami. Zachwyt w jego oczach był wyrazem największego uznania. Chciała mu opowiedzieć o czarach wiedźmy, ale z jej gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk. Była na to przygotowana. Jedna z nóg kosztowała ją utratę mowy. Erykowi to nie przeszkadzało, ostatnio i tak rozmawiali coraz mniej.
Otulił ją swoją koszulą i zaniósł na rękach do chaty. Położył delikatnie Arielę na łóżku. Sunął dłońmi po jej ciele, aż obudziły się niesforne iskierki. Iskierkom nie dane było roztańczyć się do końca, bo Eryk rozsunął jej piękne nowe nogi. Umościł się wygodnie pomiędzy nimi i nagle Ariela poczuła twardą część wbijającą się w jej ciało. Z bólem, 
ale uparcie, drążył w niej dla siebie korytarz. Kiedy korytarz był już gotowy, pieczołowicie, posuwistymi ruchami polerował jego ściany. Czuła go w sobie każdą komórką ciała. Jej myśli, wcześniej owinięte przyjemną siateczką iskierek, teraz uwolnione, fruwały gdzieś pod sufitem.
- Skoczę do karczmy, a ty ugotuj coś dobrego. - Eryk dopiął spodnie i skierował się ku drzwiom.
Ariela podniosła się wolno z łóżka. Iskry odeszły. Bolał ją każdy krok. Wiedźma mówiła, że będzie to cena za drugą z pięknych nóg. W oddali słyszała szum morza, swojego dawnego królestwa. Szumiało obco.
Czy była już dziewczyną, taką jak inne?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drzazga, rozdział 11

MAGDA: ZIMA Mężczyzna leżał na plecach. Prawą rękę podłożył pod swoją głowę. Lewa znikała pod kołdrą nurkując w rejony najbardziej czułe o świcie u mężczyzn. Nogi miał rozrzucone w kształcie litery V. Jakby nie zwykł dzielić się łóżkiem z osobami postronnymi. Mężczyzna lekko pochrapywał. Mężczyzna miał imię. Magda leżała na lewym boku, skierowana twarzą do niego. Głowę podpierała dłonią. Za plecami miała przestrzeń pokoju. Po latach przespanych w niecce pomiędzy ścianą, a męskimi plecami Igora, nie chciała już dać sobie odebrać powietrza. Magda nie spała. To był ważny poranek. Piotrek, bo tak miał na imię mężczyzna, po raz pierwszy został u niej do rana. Za oknem był piąty dzień wiosny. Choć przyroda postanowiła wystawić w tym roku ludzi na próbę. Ziemia była ciągle przykryta śniegiem. Skuta przymrozkami. Magda usiadła na łóżku. Na podłodze ubrania splątały się, biorąc przykład ze swoich właścicieli. Próbowała wygrzebać coś dla siebie. W końcu wyciągnęła podkoszulek P...

Codzienność

CODZIENNOŚĆ (wiersz do obrazu Joanny Jagiełło "Na Kinowej") Bo najtrudniejsza jest codzienność Zapach rosołu, dla niektórych Pełnego umani Ty wiesz, że to po prostu bliskość Aromat kawy słońcem parzonej Wędrującej między kuchnią A pokojem Wypełnionym wspólnym oddechem Bo najtrudniejsza jest codzienność Mijających się statków ciał Myśli ukrytych Słów rozrzuconych jak skarpetki Ekrany okien tęsknotą szarych Oblepionych spojrzeniami Ukradkowymi Od wschodu do zachodu dłoni Bo najtrudniejsza jest codzienność Wzgardzona przez poetów Scenopisarzy Władczyni naszych nocy i dni

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego...