OKNO Z WIDOKIEM NA PRZEPAŚĆ
Mam okno z widokiem na przepaść
Której tylko z pozoru nie ma
Jest tak daleko, że nie istnieje
Czuję jej powolne skradanie
Pewnego poranka zbliża się
Nieśpiesznie od horyzontu
Czasem nawet tak śpiesznie, że
Budzę się świtem wśród gruzów
Wstaję otrzepuję się z pyłu
Sprzątam chaos dookoła
Kamień po kamieniu buduję
Dom jak marzenia rozłożysty
Mam okno z widokiem na przepaść
Której tylko z pozoru nie ma
Wiem już, że ona się zbliży
Nasłuchuję chrzęstu horyzontu
Gdy ziemia ściany podłoga
Usuwają się spod stóp
To zawsze jakby stawało się
Pierwszy raz, ostatni raz
Wśród zarwanej ziemi
Wygrzebuję się z kamieni
Stawiam mozolną konstrukcję
Dom jak nadzieja mocny
Mam okno z widokiem na przepaść
Której tylko z pozoru nie ma
Czekam na nią zuchwale
Za kamiennym murem schowana
PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania
Komentarze
Prześlij komentarz