OKNO Z WIDOKIEM NA PRZEPAŚĆ
Mam okno z widokiem na przepaść
Której tylko z pozoru nie ma
Jest tak daleko, że nie istnieje
Czuję jej powolne skradanie
Pewnego poranka zbliża się
Nieśpiesznie od horyzontu
Czasem nawet tak śpiesznie, że
Budzę się świtem wśród gruzów
Wstaję otrzepuję się z pyłu
Sprzątam chaos dookoła
Kamień po kamieniu buduję
Dom jak marzenia rozłożysty
Mam okno z widokiem na przepaść
Której tylko z pozoru nie ma
Wiem już, że ona się zbliży
Nasłuchuję chrzęstu horyzontu
Gdy ziemia ściany podłoga
Usuwają się spod stóp
To zawsze jakby stawało się
Pierwszy raz, ostatni raz
Wśród zarwanej ziemi
Wygrzebuję się z kamieni
Stawiam mozolną konstrukcję
Dom jak nadzieja mocny
Mam okno z widokiem na przepaść
Której tylko z pozoru nie ma
Czekam na nią zuchwale
Za kamiennym murem schowana
MAGDA: ZIMA Mężczyzna leżał na plecach. Prawą rękę podłożył pod swoją głowę. Lewa znikała pod kołdrą nurkując w rejony najbardziej czułe o świcie u mężczyzn. Nogi miał rozrzucone w kształcie litery V. Jakby nie zwykł dzielić się łóżkiem z osobami postronnymi. Mężczyzna lekko pochrapywał. Mężczyzna miał imię. Magda leżała na lewym boku, skierowana twarzą do niego. Głowę podpierała dłonią. Za plecami miała przestrzeń pokoju. Po latach przespanych w niecce pomiędzy ścianą, a męskimi plecami Igora, nie chciała już dać sobie odebrać powietrza. Magda nie spała. To był ważny poranek. Piotrek, bo tak miał na imię mężczyzna, po raz pierwszy został u niej do rana. Za oknem był piąty dzień wiosny. Choć przyroda postanowiła wystawić w tym roku ludzi na próbę. Ziemia była ciągle przykryta śniegiem. Skuta przymrozkami. Magda usiadła na łóżku. Na podłodze ubrania splątały się, biorąc przykład ze swoich właścicieli. Próbowała wygrzebać coś dla siebie. W końcu wyciągnęła podkoszulek P...
Komentarze
Prześlij komentarz