MARIA
MAGDALENA: LINIA
ŻYCIA
Jedna kreska miała być tylko
formalnością. Tak jak, tydzień wcześniej, formalnością okazało
się pojedyncze muśnięcie na teście. Krwawienie nadal się nie
pojawiało, kupiła nowe opakowanie. Trzeba z pewnością,
stanowczością w głosie powiedzieć lekarzowi – nie, panie
doktorze to nie ciąża, tak panie doktorze jestem przekonana.
Nasikała na formalność i poszła zjeść śniadanie. Po kromce
żytniego chleba z twarogiem, wróciła do łazienki by wyrzucić
formalność do kosza. Na umywalce przywitały ją dwa smagnięcia po
oczach – niebieskie i czerwone. Wzięła test do ręki, przybliżyła
do twarzy. Niestety, nie okazała się krótkowidzem fantastą. Dwie
kreski nadal tam były. Perspektywa wychowywania dziecka bez
pieniędzy dachu nad głową, nie jest tą wymarzoną. Większość
pytanych o radę, jak wyjść z tej sytuacji, dodałoby: „Tylko
jeszcze rzeżączki do kompletu brakuje”. Nic straconego.
Ciąża
i plany życiowe, albo chwilowy brak planów życiowych, nałożyły
się na siebie jak dwa przesunięte o milimetry przezrocza. Na jednej
widać M2,5 (salon z otwartą kuchnią + sypialnia) dzielone z inną
parą, poszukiwanie pracy. Na drugiej folii rysuje się tylko obły
zarys glutowatego stwora z głową, której reszta ciała nie dałaby
rady jeszcze udźwignąć. Głowa, więc musi doczekać, aż tułów
do niej dorośnie. Samo życie. Dwie klisze, ale złożone tak, że
istota na tej zewnętrznej wypadła poza ramy nie-rodzinnej sielanki.
Ponownie
pojawiła się w kuchni sprzątnąć zwłoki śniadania. Brunatność
chleba odbijała się na jasnym blacie. Próbowała doszukać się
jego słynnego aromatu, ale nawet po wciągnięciu drobinek pieczywa
do nosa, zapach był ulotny. Razowiec z czasów dzieciństwa pachniał
prawdziwiej. Jak wszystko. Wtedy kojarzył jej się wymiocinami.
Teraz tęskni za zapachem razowego pawia. Niewykluczone, że szybko
się sama doczeka – ciężarne kobiety wymiotują. Przynajmniej na
filmach i w książkach. Kawałek pieczywa upchnęła w rogu
chlebaka. Paczuszkę białego sera schowała w lodówce także, jako
niekłopotliwego gościa. Ona, chleb razowy i biały ser byli tu
takimi niekłopotliwymi gośćmi właśnie.
Dostała
miejsce na kanapie, w salonie z aneksem kuchennym. Kolejne mieszkanie
z kuchnią doczepioną od niechcenia. Światowe i nowoczesne.
Przypomniała sobie wizytę w pewnym skansenie. Wiejskie chaty z
meblami, sprzętami gospodarstwa domowego. Jak komar zatopiony w
bursztynie. Wąskie łoże, dziecięce kołyska, ława ze stołem,
obrazek święty na ścianie i ogromny piec z kuchnią w rogu
pomieszczenia. Historia zatoczyła koło. Narożna kanapa, plazma z
widoczkami kanału informacyjnego przed nią oraz kąt kuchenny w
rogu. Potomkowie świeżo (czym jest półtora wieku wobec
wieczności) wyzwolonych chłopów pańszczyźnianych – góry
pokonali, morza przepłynęli by ponownie wieczorem grzać się przy
blasku piekarnika.
Mieszkanie
należy do Agaty i jej męża Tomka. Ona sama wie, dlaczego
zadzwoniłam właśnie do niej. Agata razu zadecydowała:
-
Przenocujesz u nas. Zostaniesz tyle, ile potrzebujesz.
Zabrzmiało
to jak „Częstuj się, nałóż sobie jeszcze na talerz”.
Szczerze, czy kurtuazja? A żołądek zwija się z głodu. Nie wie
jeszcze, jak długo potrzebuję tu zostać. Nie wie jeszcze, jak
długo oni wytrzymają z dodatkowym gościem. Cienka równowaga.
Przede nią biały karton dnia. W południe rozmowa w sprawie pracy.
Po niej jedzie obejrzeć pokój do wynajęcia. Zwyczajny dzień
aktywnej bezdomnej i bezrobotnej. W celu utylizowania resztek czasu
pozostałych do spotkania włącza laptopa. Naprawdę, zupełnie
przypadkiem przeglądarka otwiera się na portalu plotkarskim. Tylko
chwila i zajmie się rozsyłaniem CV. Pewna blond aktorka
prawdopodobnie jest w ciąży – w tym miesiącu nie znaleziono w
jej śmieciach podpasek, ani opakowań po tamponach. Piosenkarz o
orientalnej urodzie przedstawił na salonach swoją aryjską
narzeczoną. Narzeczona była kiedyś muzą prezentera pogody, która
emituje serial z blond aktorką. Pomyśli o tym jutro.
Czas
już wychodzić w domu. Cv będą musiały poczekać. Przecież w
wymaganiach dotyczących kandydatów nie ma nigdzie „ciężarnym
dziękujemy”. Cholera, miała o tym nie myśleć. Poszukiwanie
pracy jest balladą o nierównych strofach i pogubionym rytmie.
Jednak to ballada bijąca rekordy popularności.
To
zapewne ostatnie ciepłe wieczory jesieni. Tak naprawdę, w
kalendarzu króluje jeszcze lato. Wrzesień jest zaliczany do niego
tylko przez osoby, które nigdy nie miały jeszcze do czynienia z
systemem edukacji lub szczęśliwie o nim zapomniały. Agata
postawiła na stoliku butelkę białego wina, wodę gazowaną, kilka
plasterków pomarańczy. Przyjemne zakończenie sezonu orzeźwiającym
szprycerem. Ona zapatrzyła się na bąbelki goniące w górę
szklanki. Czy może pić alkohol? Jest tą samą osobą, którą
była wczoraj lub dziś rano przed godziną 9.00. Nic się nie
zmieniło w jej ciele. Tylko nadal w klatce piersiowej tkwiła kratka
od grilla. Pomyśli o tym jutro. Dzień był bardzo ciepły.
Wychyliła połowę szklanki jednym haustem. Z kuchni wyjrzał Tomek:
—
Wino. A widziałem pudełko po
teście ciążowym.
Roześmiane
dwa zdania przeleciały przez salon i odbiły się rykoszetem od
kanapy, sufitu, paneli podłogowych. Do kratki od grilla dołączyła
jakaś kostka w krtani. Co zrobiła z testem i opakowaniem? Chyba
odruchowo wrzuciła do kosza w kuchni. Bąbelki ze szprycera
wędrowały po żołądku. Agata podniosła butelkę do góry.
—
Dlatego pijemy. Test już od
wczoraj w śmietniku.
Nie
uśmiechała się. Tomek też nie. Przeprosił i poszedł do
sypialni.
—
Czego ja oczekiwałam. To za
szybko.
Agata
dolała sobie wina. Bez wody. Bez plasterka pomarańczy.
—
Miesiąc temu znowu poroniłam.
Ona
pamięta ciążę Agaty. Kiedy to było? Dwa lata temu? Rok temu?
Chyba wtedy mieli wyjechać z Igorem na południe Hiszpanii. Jednak
nie. To miały być wakacje „w dwie pary” – zwyczajne polskie
Mazury, jak drwił jej były „partner życiowy”. Agata i Tomek
mają tam działkę i całkiem ciekawy domek letniskowy. Chciała
popracować jeszcze kilkanaście tygodni, na lato wziąć zwolnienie
lekarskie i spędzić je nad jeziorem. Jesienią wrócić do miasta i
doczekać do porodu. Akurat zaklepała wolne terminy w najlepszej w
mieście szkole rodzenia. Ona miała zostać honorową ciocią, taka
od chodzenia na spacery i kupowania odlotowych ciuszków. Taki
kawałek własnego dziecka, ale w innym domu. Ciąża Agaty tylko
utwierdziła ją z Igorem w przekonaniu, że dzieci są może i
fajne, ale cudze.
To
był chyba wieczór. Agata zadzwoniła. Ryczała w słuchawkę. Nie
mogła jej zrozumieć. Tylko tyle, że jest w szpitalu, na Izbie
Przyjęć, jest niedobrze. Jej telefon odebrał po godzinie Tomek.
Leżała już na sali po zabiegu. Prosił, żebym przez kilka dni nie
kontaktowała się z nimi. Nie dowiedziała się nigdy, co sądzi o
tym Agata, bo nie odpisywała na moje SMSy. Tomek przywiózł do niej
te kilka ciuszków niemowlęcych, które zdążyli już kupić i
poprosił o przechowanie. Co się stało z tymi ubrankami? Zapomniała
o nich. Oni chyba też. Tylko Igor krzyczał, że mają zmarnowane
wakacje. Na rezerwację w dobrych hotelach nie ma, co liczyć. Last
minute jest dla frajerów. Agata z Tomkiem zrezygnowali z urlopu na
Mazurach. Szybko wróciła do pracy.
Poronienie.
Zdarza się. Początkowo trochę z Agatą na ten temat rozmawiała.
Znalazła nawet informacje w internecie mówiące, że polowa
wczesnych ciąż kończy się poronieniem. Taka selekcja naturalna.
No właśnie. Pomyśli o tym jutro. Taka selekcja to lepsze niż
bardzo chore dziecko, albo martwy poród. Wtedy chyba po raz pierwszy
poczuła, że Agata jest już gdzieś indziej, daleko na innej
wyspie. Wybuchnęła krzycząc, że to nie był zarodek. To było
dziecko. Nawet, jeśli chore, to ona by je wychowała. Od tamtej
sprzeczki przestały o tym rozmawiać. Być może przestały na dobre
rozmawiać o sprawach ważnych. Do jej rozstania z Igorem i telefonu
kilka dni temu.
Temat
dziecka czasami wracał. Jak błędny krok na polu minowym.
Wspomniała o koleżance Igora, która nie zdecydowała się urodzić
dziecka z Zespołem Downa. Agata rozpłakała się. Ona spytała się,
czy chcą mieć jeszcze dzieci. Agata rzuciła oschle, że to
niewygodne pytanie. Temat tabu. Dla niej temat obojętny.
Tamto
poronienie Agaty to była jednak wiosna poprzedniego roku. Teraz
poroniła widocznie po raz drugi.
— To
po raz trzeci.
Agata
napełniła jej w połowie szklankę winem i rzuciła pytającym
okiem na wodę gazowaną i przysychające plasterki pomarańczy.
Bąbelki gazu nadal wirowały w żołądku. Czasem szybowały ku
krtani. Ona machnęła ręką. Nie za dobrze znosi napoje gazowane.
Agata uniosła kciuk do góry.
—
Dobry wybór. Mocne
doświadczenia wymagają mocnych toastów.
Nie
wiedziała, czy może dopytywać się o szczegóły tych ostatnich
ciąż. Agata była już dobrze wstawiona. To był dopiero drugi
drink, a butelka była prawie pusta.
—
Wiesz, za drugim i trzecim razem
poszło szybko. Siódmy i szósty tydzień. Nie biegałam do
szpitala, oczyściło się w domu.
Czyste
wino pomogło uspokoić żołądek. Bąbelki ulotniły się z
brzucha. Jak można skomentować „oczyszczenie się w domu”? Czy
było to prawdziwe oczyszczenie? Czy można tak po prostu, spokojnie,
oczyścić się w domu? Pomyśli o tym jutro. Agata wybawiła ją z
kłopotu.
— Co
ty możesz o tym wiedzieć. Bezdzietna z wyboru. Cholerna
szczęściara.
—
Musisz rano wstać do pracy.
W
salonie ponownie pojawił się Tomek. Rzucił przepraszające
spojrzenie. Po chwili siedziała sama na kanapie. W telewizji
migotały przebitki z wojny. Gospodarze krzątali się w łazience.
Zaoferowała się posprzątać pozostałości po pożegnalnym winie
lata.
Chciała
komuś powiedzieć o tej ciąży. Jednak milczenie przez cały dzień
chyba się opłaciło. W tym mieszkaniu, choć oczyściło się, to
jednak nadal pełno było ciąży. Ona chciałam oczyścić się
zupełnie, do końca. Pomyśli o tym jutro.
Niedługo
potem, gospodarze znikają w swojej sypialni. Ona idzie cicho do
łazienki. Odkręca kran i wpatruje się przez chwilę w strumień
wody. Zwilża mokrymi dłońmi twarz. Tam w lustrze też stoi ona. Ta
sama, ale jakby nie ta sama. Płaski brzuch, lśniące włosy,
iskierki w oczach. Jak nie w ciąży. Albo jak kobieta w ciąży.
Dlaczego nie można dać tej drugiej swojego losu? Niech ona go dalej
poniesie. A ona będzie mogła żyć zwyczajnie dalej. Równoległe.
Skoro podobno wszechświat się rozszerza, to jest w nim miejsce na
dwa ich życia.
Ona
patrzy się w lustro. Na jej szczupłe ciało, lśniące włosy i
iskierki w oczach. Może tamta ma także jakiś sekret do zrzucenia?
Ktoś
zapukał do drzwi. Zakręciły wodę w kranie i wytarły dłonie.
Wychodzą z łazienki.
Komentarze
Prześlij komentarz