MAGDALENA:
PRZYTRAFIŁO SIĘ
—
Przytrafiło się dziewczynie
zaraz po ślubie. Mówię jej, młoda jesteś, dzieci będziesz
jeszcze mieć. A mój syn studia dopiero kończy, na kupie się
wszyscy gnieździmy, idź do lekarza. Załatw to.
Magda siedzi pod stołem. Cztery
rogi, rozlanego kwiatowym wzorem obrusa dotykają dywanu. Kwiatowy
wzór przepuszcza smugi słońca. Dywan utkany jest z gąszczu kół,
kwadratów, esów, floresów. Krainą, w którą mała Magda wnika
wzrokiem, by zagubić się na kwadranse. Nie ma jej. Zaszywa się pod
tym stołem z serwetą, za tym tureckim dywanem. Ponad nią świat
dorosłych. Babcia Janinka, sąsiadka Kielecka, dwa papierosy
zasnuwające pokój mgłą oraz dwie szklanki kawy parzonej. Szklanki
osadzone były w metalowych, plecionych koszyczkach. Babcia Janinka
pochodziła ze starej szkoły dorosłych, według której, jeśli
dziecka nie widać, to dziecko nie słyszy, a dziecko poniżej wieku
szkolnego nawet jak słyszy, to nie słucha.
— Ja
tylko Januszka urodziłam. Widziałaś, ile go rehabilitowałam.
Gdybym jeszcze urodziła jakieś dziecko, to dziś jeździłby na
wózku inwalidzkim. A tak lekarzem jest, z prywatną praktyką. Tylko
ta jego żona.
Przez wiele lat świat babci
Janinki był światem Magdy. Jak ten stół, serweta i dywan. Mgła
dymu papierosowego, kawa parzona w szklankach z metalowym
koszyczkiem. Babcia też leczyła ludziom zęby, jak tata. Wcześniej
zamykała gabinet, ona odbierała Magdę z przedszkola i czekały w
domu na rodziców. Miejsce pod stołem ulubionym Magdy. Do babci
przychodziły sąsiadki, koleżanki ze studiów i wszystkie
przeprowadzały długie rozmowy o życiu i rodzinie. Tak Magda
dowiedziała się, że mojej mamie przytrafiło się i nie byłam to
ona. Urodziła się w pięć lat po ślubie rodziców.
Przytrafiło
się. Jak się przytrafiło, to się załatwiało u lekarza. Świat
był prostszy. Przytrafiło mi się. Co z lekarzem?
Świat
babci Janinki, sąsiadki Kieleckiej, jej matki dawno zapomniał, co
to znaczy, gdy się przytrafiło i gdzie się z tym idzie. Jedyną
znaną Magdzie osobiście dziewczyną, która usunęła ciążę była
Olka. To było wieki wcześniej.
Klasa
maturalna. Zaraz po studniówce. To był jeszcze czas zabaw na sali
gimnastycznej. Czas sukienek balowych kosztujących równowartość
tylko jednego obiadu w restauracji. Czas fryzur i makijaży
wykonywanych samodzielnie. Tradycja wina pitego ukradkiem w toalecie
pozostała chyba ta sama. Wiara, że życie dopiero się zaczyna,
wszystko przed nimi – ta sama też. Olce życie się urwało.
Ewentualnie – przytrafiło się. Były jakieś plotki, szepty na
korytarzu w czasie przerwy. Ktoś komuś gdzieś. W każdym razie
Olka przystąpiła do matury w terminie, spokojna. To zdarzyło się
ponad dziesięć lat wcześniej. Spotykają się często na kolacjach
w restauracji, towarzyskich grillach. Jest gwiazdą socjometryczną –
przyciąga ludzi, ich znajomych, znajomych znajomych. Po tylu latach
mają wracać do tamtych wydarzeń?
Lekki
wiatr letnio-jesienny przemyka po skórze. Magda i Olga siedzą we
dwie na niewielkim tarasie. Przed nimi gustowny stolik ogrodowy, na
nim parują dwie filiżanki kawy. W dłoni Olki elektroniczny
papieros. Pod stolikiem nikt się nie ukryje. Dziś dzieci słuchają
już w łonie matki. Trawnik przed nimi pełen jest dwójki
dzieciaków i jednego golden retrivera. Jak z reklamy dowolnego
rodzinnego produktu.
— Od
dawna chciałam się z tobą spotkać, ale wiesz dzieciaki, dom. To
już nie czasy wychodzenia do kawiarni.
Magda
przytakuje. Kawa na tarasie własnego domu. Dyskrecja miejsca na
przykład. Czuje jak w jej brzuchu tyka zegar. Miarowo pulsuje. W
takich momentach dominuje wskazówka sekundnika. Wraca do tamtych
czasów. Studniówka, matura. Aborcja. Olka odkłada papierosa na
stolik.
— Na
głowę upadłaś? Gdyby nie tamto, teraz tam biegałaby trójka
dzieci.
—
Przecież nie znałaś wtedy
swojego męża.
— I
co z tego?
—
Skąd wiesz, że mając tamto
dziecko miałabyś tego męża, tych dwoje dzieci i tego goldena?
— To
nie ma znaczenia.
Zazwyczaj ważne rzeczy nie mają
znaczenia. Olka zaczyna opowieść, której Magda nie może
zatrzymać. Czeka, aż na jej końcu pojawi się jakiś numer
telefonu, adres, nazwisko chociaż. Widzi te same dni, ale z
perspektywy innego człowieka. Test ciążowy i strach Olki. Głuchy
telefon jej chłopaka. Miał chyba na imię Artur. Olka mówi, że
Adam. Rodzice Olki dowiadują się. Dwa dni później jest już w
gabinecie ginekologa. Narkoza i po południu jest w domu. To istotne,
bo następnego dnia jest próbna matura z polskiego. Magda
zapamiętuje to ważne słowo – narkoza. Jak sen.
—
Magda, do tamtego momentu, to
było jak sen. Potem dopiero się obudziłam. Dotarło do mnie. Kuba,
tyle razy ci powtarzałam! Nie rób tego!
Kilka
metrów przed nimi rozlewał się widoczek. Mały chłopiec stoi z
rozłożonymi ramionami, otwartymi ustami. Nieco starszy od niego
chłopiec celował w otwór usteczek dwoma palcami. Spomiędzy palców
wiła się dżdżownica. Pies asystował temu, merdając ogonem w
geście zachęty.
—
Kuba ma teraz okres fascynacji
przyrodą.
Olga kontynuuje opowieść. Do
matury wszystko szło sprawnie. Oczekiwanie na wyniki z wybranej
uczelni także zabijało czas. Potem czas rozpoczął zabijanie Olki.
Lato, czas relaksu i beztroski. Ona dolicza się, że cały czas nie
dostała jeszcze okresu. Były tylko jakieś plamienia. Pierwsze, co
przychodzi do głowy, to pomysł, że zabieg się nie udał. Nadal
jest w ciąży. I zamiast wpaść w przerażenie, zaczyna się
cieszyć. Czuje wypukłość brzucha, ospałość lipcowych
popołudni. Pewnego wieczoru są nawet pierwsze ruchy.
—
Ugryzł mnie! Ugryzł mnie!
Mamo, on mnie ugryzł!
W
lipcowy dzień sprzed ponad dziesięciu lat wdziera się końcówka
aktualnego września w osobie ośmioletniego chłopca. Ten, jako
dowód wyciąga przed siebie wskazujący palec. Palec udekorowany
jest wzorem zębów.
—
Nataniel nie wolno gryźć
brata. Tyle razy o tym rozmawialiśmy.
—
Nataniel nie jest ptaszkiem,
jest tygrysem. Nataniel nie je ownic, je miesko.
Na
jedno z kolan Olki wdrapywał się płaczący starszy syn, na drugie
szczerzący zęby młodszy.
—
Poczekaj. Włączę im bajki.
Olka
wraca z paczką papierosów.
—
Rzuciłam palenie. To rezerwowa
paczka Maćka. On też rzucił.
W
dzień św. Anny – widzą minę Magdy uściśliła, że pod koniec
lipca – Olka zaczęła krwawić. Najpierw wykrwawiła senność,
osłabienie. Potem wyciekły z niej nudności. Przez dwa dni leciał
wirem ruch po ruchu. A na koniec wyplamiła wypukłość brzucha.
Tylko głowy nie mogła do końca wyczyścić. Z iluzji. Za to
zadzwonił Adam. Dostał się na architekturę i miał wreszcie czas
dla Olki. Spotkali się jeszcze kilka razy, ale rozplotło się coś
pomiędzy nimi. Nie rozumiał, o co jej chodzi z tą ciążą.
Przecież jej rodzice załatwili sprawę.
—
Tak naprawdę nie rozumiał
nikt. Próbowałam o tym z kimś pogadać. Wszyscy się dziwili, o co
chodzi, przecież już po wszystkim. Kiedyś całą imprezę
spędziłam na takich rozmowach.
—
Wydawało się, że wszystko
jest w porządku.
—
Nic nie było. Sama ze mną na
ten temat rozmawiałaś.
Magda
rozgarnia wspomnienia warstwa po warstwie. Wraca do tamtych
studenckich wieczorów w klubach i knajpkach. Przypomina sobie stolik
w rogu sali. Kilka szklanek piwa. Popielniczka pełna papierosów.
Magda pamięta jak śmieje się z zaciągającej się dymem przy
piwie Olki.
—
Byłaś jedyną niepalącą w
klasie. Teraz prawie skończyłaś paczkę.
Odpowiedzią
Olki jest zaciągnięcie się kolejnym papierosem.
—
Zobacz. Z Adamem nam nie wyszło.
Studiuję od kilku tygodni. Rodzice prawie wtedy wyrzucili mnie z
domu. Gdzie podziałabym się teraz z tym dzieciakiem?
Magda
nie komentuje. Liczę w myślach, czy wystarczy jej kasy na paczkę
paluszków. Może lepiej jedno piwo? Do rozmowy wtrąca się któraś
z dziewczyn. To była chyba Weronika, koleżanka z roku Olki. Wtedy
Magda ją poznała.
—
Całe szczęście, że rodzina
ci w końcu pomogła. Nie musiałaś sama szukać lekarza.
—
Nawet nie zdążyłam się nad
tym zastanowić.
—
Wiesz, co zrobiła moja siostra
i jej chłopak? Rok temu. Wpadli. Mieszkają z naszą babcią. W
kawalerce, ale w kamienicy. Miejsca jest trochę, ale bez rewelacji.
Para idiotów.
Wpatrywali
się wszyscy w Weronikę. Magda postanowiła jednak zamówić piwo.
Przekąski dobre są w domu.
—
Zamówili jakieś cudowną
tabletkę przez internet. Dali całego tysiaka. Nie zadziałała. To
kupili jeszcze jedną. Nowy tysiąc. I nic.
— To
trzeba ich było używać dowcipnie nie doustnie. – roześmiał się
Igor, wtedy świeżo upieczony chłopak Magdy – Mam ochotę coś
przekąsić, kto ma jeszcze ochotę? Stawiam.
Magda
też się roześmiała. Do piwa przyda się coś do zjedzenia. A to
takie miłe, gdy twój mężczyzna ma gest. Weronika miała inne
odczucia, spojrzała na Igora trochę jak na kretyna. Magda też
powinna była wtedy na niego patrzeć oczami innych. To Weronika
wydała jej się osobą bez poczucia humoru.
—
Poszli w końcu do lekarza.
Ciąża martwa, ale trzeba było czyścić. Następne dwa tysiące.
Musieli zrezygnować z wyjazdu na narty. Teraz odkładają na ślub.
To już latem przyszłego roku.
W
godzinę, jedną porcję żeberek, jedno piwo później, gdy Magda
wróciła z toalety do stolika, Olka tłumaczyła coś ówczesnego
chłopakowi Weroniki. Temat ten sam.
—
Nie mogłabym teraz liczyć na
faceta, na rodziców też nie. Mieszkałabym pod mostem.
Chłopak
ziewnął zmęczony. Było już po północy.
—
Czy ty musisz tyle o tym gadać.
Albo
coś w tym stylu, bo Olka ściąga Magdę z powrotem do swojego
ogrodu i swojego życia żony i matki dwójki dzieci. Życia ponad
dziesięć lat później.
—
Dużo wtedy o tym mówiłam. A
najgorzej było, gdy zbliżała się data porodu.
Data
porodu? Jakiego porodu? Magda musiała mieć znowu dziwną minę, bo
Olka wyjaśnia. Nie pamięta już, kiedy wyliczyła sobie, kiedy
miałby się urodzić tamto dziecko. W miarę zbliżania się do tego
hipotetycznego dnia, coraz bardziej była rozchwiana emocjonalnie.
Szczególnie, że znowu nie dostawała okresu. Ciążę tym razem od
początku wykluczyła.
—
Zapalcie światło. Już ciemno.
Jest
już nie tylko ciemno, ale i chłodno. Maciej, mąż Olki, zagląda
do nich na chwilę. Krótkie cmoknięcie w policzek.
—
Podgrzej sobie kolację. My tu
jeszcze chwilę posiedzimy.
Maciej
znika w jasnej plamie salonu. Po chwili dobiega stamtąd pisk i
podskakiwanie dzieci.
—
Miałam szczęście, że na
imprezie połowinkowej spotkałam Maćka. Przez połowę studiów z
nikim nie chciałam się spotykać. Oboje chcieliśmy mieć rodzinę
i dzieci. Wiesz, że Kubuś urodził się w niemal rocznicę tamtej
aborcji?
Dzień
definitywnie dał za wygraną. Ustąpił pola nocy. Jesienna noc.
Czuć to w powietrzu. A Magda nadal mam ciężki kamień w
podbrzuszu. Od testu minęło kilkadziesiąt godzin. Kilkadziesiąt
godzin ciąży za długo.
—
Magda, na kiedy masz termin?
—
Nie mam żadnego terminu.
—
Posłuchaj mam telefon do
pewnego domu dla matek. Pomożemy ci.
—
Wiesz jak możesz mi pomóc.
—
Nie przyłożę do tego ręki.
—
Mam pytać w internecie?
Pauza.
—
Idź do Wenecji.
Przez
chwilę Magda ma wrażenie, że syndrom post aborcyjny wpłynął na
Olkę zbyt wojowniczo. Nie dość, że wysyła ją za granicę, to
nie wystarczy do najbliższych sąsiadów. Najlepiej z aborcyjną
pielgrzymką, pieszo.
—
Weroniki nie pamiętasz? Znamy
się od czasów studiów. Nazywaliśmy ją Wenecją. Kiedyś
zwierzyła się, że poszła do lekarza.
Magda
musi już iść. Najchętniej zadzwoniłaby do Weroniki już,
natychmiast.
—
Masz szczęście. Wczoraj rano
wróciła do kraju. Była dwa lata w Azji.
Olka
odprowadza ją do furtki. Żegna się zdawkowo. Magda odwraca się po
kilku krokach. Widzi żarzący się w ciemności ognik papierosa.
Dobiega do niej zapach tytoniu.
Studenci
lubią imprezować. Lubią imprezować często. Olka i Weronika nie
odbiegały za daleko od tego schematu. Znaczne ograniczenie budżetu
tych spotkań, często zmuszały towarzystwo do konsumpcji w parkach.
Pewnej ciepłej nocy, w trakcie takiego spotkania towarzystwo zastał
patrol Straży Miejskiej. Gdy doszło do legitymowania, serfującej
na fali wina Weroniki:
—
Imię?
—
Wenecja!
Nikt
już nie pamięta, czy własne imię skojarzyło się jej z włoskim
miastem, czy dyskutowali tuż wcześniej o podróżach. Weronika
została Wenecją.
Magda
obawiała się, że trudno będzie się z nią skontaktować. Dopiero
aklimatyzuje się w kraju. Zagaduje do Weroniki na jednym z portali
społecznościach. Jeszcze tego samego wieczoru, zaraz po powrocie od
Olki. Nie wie, jak zareaguje. Może nielegalna aborcja także zrobiła
z niej zwolenniczkę rodzinnych wartości? Pisze delikatnie, że
potrzebuje kontaktu do zaufanego ginekologa, wie, że ona kiedyś z
usług takiego korzystała. Weronika wyraża współczucie, więc
chyba zagadka jest rozszyfrowana.
Olka
dała namiar do mnie? Odkąd zajęła się psychologią
chrześcijańską i wspólnotami neokatechumenalnymi to trudno
wydobyć z niej takie informacje
Dziwne, że nie wyrzuciła cię z domu. Pisała niedawno, że starają
się o trzecie dziecko. Mam gdzieś ten numer, ale to kontakt sprzed
trzech lat. Jutro ci go prześlę.
Kolejne
godziny czekania. Godziny czekania godzinami. W dodatku następnego
dnia jest piątek. Potem będzie weekend. Magda nie sądzę, by
usuwano ciąże w dni wolne od pracy. To nie jest biznes działający
na pełnych obrotach. Choć przeciwnicy mogą tak sądzić. Po
weekendzie będzie nowy tydzień. I to nie nowy tydzień roku. Nowy
tydzień ciąży.
W
piątek, w południe, odbiera telefon. Zapraszają ją na rozmowę w
sprawie pracy, na wtorek. Po godzinie znowu dzwoni komórka. Oferta
kar kredytowych. Bank jeszcze się nie połapał, że Magda straciła
pracę. Jakiś czas potem znowu połączenie przychodzące. Igor. Nie
odbiera. Wreszcie, po południu Weronika przesyła SMS-em numer
telefonu do lekarza. Magda próbuje się tam dodzwonić. Takie
gabinety działają do późnego popołudnia.
—
Dzień dobry. Jestem w ciąży.
Chcę ją usunąć.
Nie,
to zabrzmi zbyt bezpośrednio. Przecież zajmują się różnymi
problemami ginekologicznymi.
—
Dzień dobry. Mam kłopot.
Przytrafiło mi się.
Nie,
teraz wychodzi na gimnazjalistę, której utknął tampon w pochwie.
—
Dzień dobry. Spóźnia mi się
miesiączka. Chciałam ją wywołać.
Zacytuje
tekst hasło z ogłoszeń prasowych. Liczy na inteligencję i refleks
pana doktora. W słuchawce słyszy kobiecy głos. Chwila zawahania.
—
Dzień dobry. Zastałam doktora
Kaczyńskiego?
—
Pomyłka. Doktor już nie
przyjmuje.
—
Mam zadzwonić w poniedziałek?
—
Gabinet został przeniesiony.
Nie wiem gdzie. Już ponad rok ich nie ma, a ciągle wydzwaniają do
nich.
Sygnał
przerwanego połączenia. Połączenie prosto jest przerwać. Weekend
nadciąga chmurą godzin. W dodatku wracają Agata z Tomkiem. Wnoszą
do mieszkania siatki wypełnione zakupami.
—
Pomogę wam.
Magda
rzucam się energicznie na zgrzewkę wody niegazowanej, o średnim
stopniu mineralizacji. Przecież tyle się mówi, że ciężarnym nie
wolno dźwigać.
—
Zwariowałaś! Tomek przeniesie
najcięższe rzeczy. Zrobiliśmy dla ciebie też zakupy.
Nic
tak nie dłubie w człowieku, jak ludzka życzliwość. Nic tak nie
dłubie w pustym portfelu też. Agata musi to chyba widzieć w oczach
Magdy.
—
Daj spokój. Nie ma sensu,
żebyśmy mieli oddzielny chleb, wodę, mleko, drobiazgi. Niedługo
ty zrobisz zakupy. Na krewetki i owoce morza nie licz.
Dzwoni
telefon. Przez chwilę Magda ma nadzieję, że dzwonią z gabinetu.
Tego przeniesionego gabinetu ginekologicznego. Dostali informację ze
skrzynki kontaktowej i zapraszają w najbliższym dogodnym terminie.
Czasy nie sprzyjają przerywaniu ciąży. Trzeba przygotować siatkę
zabezpieczeń. To Igor. Magda czuje, że za chwilę rozpłacze się.
Z bezsilności.
—
Igor wydzwania. Idę się
przejść, oddzwonię do niego.
Jak
to powiedzieć? Jak to powiedzieć mężczyźnie, z którym żyło
się dwanaście lat, a niewiele krócej mieszkało i pracowało. W
reklamach kobieta kupuje parę małych bucików, pakuje pozytywny
test do gustownej torebeczki, albo kartkę z cytatem „Każdy może
być ojcem, nie każdy może być tatą”. Mężczyzna bierze do rąk
pakunek, rozpakowuje, patrzy na nią, ona kiwa wzruszająco głową i
rzucają się sobie w ramiona. W wersji bardziej swobodnej ona
wymiotuje, albo rzuca z łazienki, że coś jej się okres spóźnia.
On chwyta w sekundę wagę tych zdań i rzucają się sobie na szyję.
Którą wersję wybrać? Telefon znowu dzwoni. Znowu dzwoni Igor. Nie
zdążyła przygotować strategii.
—
Wydzwaniam do ciebie od rana!
Musisz zdać jeszcze dokumenty w firmie. Żanetka nie może ich
nigdzie znaleźć.
Zapomniała!
Stażystka ma na imię Żaneta.
—
Musimy się spotkać.
—
Mnie nie będzie w firmie. Po
prostu przyjedź w poniedziałek i pomóż jej.
—
Musimy, to ważne.
W
kilka sekund pojęcie strategii staje się błahe. Magda mam klatce
piersiowej rozmowę z Olką, Weroniką, gabinetem widmem. Ma w
brzuchu gruby supeł. Dlaczego tylko ona ma go mieć?
—
Jestem w ciąży. Coś z tym
muszę zrobić.
—
Jaja sobie ze mnie robisz? Bez
łaski. Nie przychodź w poniedziałek.
Sygnał
przerwanego połączenia. Ostatnio Magda ma same przerwane
połączenia. Szkoda, że tylko telefoniczne. Połączenia w życiu
mężczyzny mogą być przerywane dowolną ilość razy, bez
konsekwencji, które media nazywają „ciężko wypracowanym
kompromisem”.
Komentarze
Prześlij komentarz