MAGDA:
WIOSNA
—
Proszę mi opowiedzieć o Pani
ostatnim miejscu pracy.
Przed
Magdą siedzi młoda dziewczyna. Dokładniej, to nie siedzi, ale
chyba gotuje się do skoku. Nogi opięte spodniami, lekko
rozchylone. A na nich oparta torebka. Zza torebki wyłania się
nieznacznie skulona reszta sylwetki. Dziewczyna jest młoda. Jej
jedynym doświadczeniem zawodowym jest ostatnie miejsce pracy.
—
No, pracowałam tam dwa lata.
No, odbierałam telefony i dzwoniłam do klientów.
Co
do selekcji CV, Magda dostała dwie rady – odrzucać aplikacje
ludzi poniżej dwudziestego trzeciego roku życia i tych zbyt często
zmieniających miejsca pracy. Odpowiedzi na ogłoszenie przyszło
kilkaset. Przejrzała pierwszą połowę maili. Szybko zorientowała
się, że trzymając się wytyczonych kryteriów, nie zaprosi na
rozmowę prawie nikogo.
— Na
czym polegało pani dzwonienie do klientów?
Już
miały za sobą wstępną część spotkania. Magda zagaiła o to,
jak jechało się tu do biura. Dziewczyna stwierdziła, że dobrze i
zajęła na krześle czujną postawę.
—
No, jak z którymś byłam
umówiona, że zadzwonię, odzwonię.
—
Jak często dzwoniono do pani, a
jak często pani dzwoniła do klientów?
—
No, częściej to klienci
dzwonili.
Dziewczyna
była oszczędna w słowach. Za oknem ponownie się zachmurzyło.
Kończył się maj, a Magda nadal zakładała do biura żakiet. Po
zaśnieżonej Wielkanocy, przyszła wiosna nie wylewna ciepłem.
Magda poczuła, że napiłaby się mocnej kawy. Mocnej i gorącej
kawy. W salce konferencyjnej tykał dyskretnie zegar. Jeśli skończy
teraz tę rozmowę, to do kolejnej zdąży się jeszcze czegoś
napić.
—
Mam jeszcze dla pani ostatnie
zadanie. Tu jest aparat telefoniczny. Zadzwoni pani pod ten numer, a
tu jest skrypt rozmowy. Czy chce się pani chwilę przygotować?
Co
ciekawe dziewczyna bez zbędnych dyskusji wzięła kartkę, wystukała
numer i dość płynnie przeprowadziła rozmowę. Nadal otwierała
każde zdanie tym swoim „no”, ale tym razem oszczędność słowa
była po jej stronie.
—
Dziękuję bardzo. Odezwiemy się
do pani w ciągu tygodnia. Niezależnie od wyników rekrutacji.
Debiut
za Magdą. To była jej pierwsza rozmowa, jako rekruterki. Choć nie
pierwsza zaplanowana na ten dzień. Osoby umówione na 9: 00 i 10: 00
nie pojawiły się. Żadna z nich nie przysłała maila, ani nie
zadzwoniła odwołując spotkanie. Początkowo Magda chciała sama
skontaktować się z pierwsza z osób, ale Tomek powstrzymał ją.
— To
normalne. Nie przychodzą, nie dzwonią. Przyzwyczaisz się.
—
Jak normalne może być nie
pojawienie się na umówionym spotkaniu?
Do
kolejnej rozmowy zostało Magdzie pół godziny. Przespacerowała się
do firmowej kuchni, by zrobić sobie kawę. Do południa zdąży ją
wypić. Wyszła z salki konferencyjnej i stanęła przed biurową
przestrzenią. Ta poszatkowana była niskimi ściankami działowymi,
oddzielającymi poszczególne biurka, działy firmy. Współczesna
hala produkcyjna, którą zarządzający może ogarnąć jednym
rzutem oka. Dotąd miejsca przy ścianach były zajęte przez
jedno-trzyosobowe zespoły. Środek był placem spotkań, mijających
się spraw, czasami agorą dla dyskusji niekoniecznie merytorycznych.
Teraz ustawiono tam zaokrągloną konstrukcję złożoną z czterech
biurek. Miejsce dla projektu, który przydzielono Magdzie. Rozmowy,
które teraz prowadziła miały na celu wypełnienie tego miejsca
pracownikami.
Idąc
do kuchni, minęła część „open space” zajmowaną przez Dział
Handlowy. Dziś siedział tam tylko Tomek. To on miał odbierać
telefony, wykonywane w salce konferencyjnej przez starających się o
pracę.
— Co
sądzisz o tej dziewczynie?
— No
całkiem niezła. No, ale to pierwsza osoba dopiero.
Oboje
roześmieli się. To Tomek wprowadzał Magdę w zasady tworzenia
nowego działu. Miała to być grupa ludzi podlegająca jego komórce
i wspierająca pracę handlowców. On doradzał jej, jak przeglądać
CV i sam zabrał na swoje rozmowy, gdy szukał nowego człowieka do
zespołu.
—
Moi ludzie jeżdżą w teren do
klientów. Muszą być dobrzy w osobistej rozmowie. Twoi ludzie będą,
jako pierwsi dzwonić do tych klientów. Muszą być dobrzy w
rozmowie telefonicznej. To jedyna różnica.
Tomek
zaproponowała, że będzie obecny także na jej rozmowach. Magda nie
zgodziła się. Chciała ten projekt przeprowadzić od początku do
końca sama. Zmianę w pracy traktowała w kategoriach awansu. Z
kącika pod oknem, faktur, rozliczeń, reklamacji, przechodziła w
centralny punkt biura. Miała teraz nadzorować wybranych przez
siebie ludzi. Miała za nich odpowiadać. W kategoriach logistyki
biurowej, zamiana miejsca przy oknie – nawet z widokiem na betonowy
parking i szkło sąsiedniego biurowca – na sam środek przestrzeni
biurowej nie był do końca awansem. Dla Magdy było to ucieczką do
przodu. Wiedziała, że jest w tej firmie na zastępstwo. Jej
poprzedniczka wracała do biura już jesienią. Gdy niedawno Magda
usłyszałam, jak Tomek mówi o potrzebie wsparcia Działu
Handlowego, sama zgłosiła się do jednego z prezesów. Miała już
za sobą doświadczenie w koordynowaniu pracy grupy ludzi. Teraz
efekt był taki, że oprócz swoich normalnych obowiązków,
dorzuciła przeglądanie CV i rozmowy rekrutacyjne. Teraz często
zostawała po godzinach pracy. Do domu nie śpieszyło się jej. Jak
dobierze sobie zespół, to od czerwca zajmie się tylko tym.
Kawa
z ekspresu firmowego była mocna, aromatyczna. Magda dolała sobie
spienionego mleka. Schłodzony nim napój rozlał się po kubkach
smakowych w ustach. Złamana łagodnością mleka goryczka. Tym razem
nie dodała cukru. Miała wrażenie, że pozbawiona go kawa działa
szybciej i bardziej intensywnie. Po kilkunastu sekundach kofeina
łaskotała jej tętnice.
Osoba
umówiona na 12:00 tylko usiadła przed Magdą, a ta przypomniała
sobie, że w południe zwykła robić sobie przerwę na lunch.
Przypomniał to jej żołądek. Zamiast kawy mogła zjeść kanapkę.
W emocjach związanych z poprzednią rozmową, jej pierwszą
rekrutacyjną po tej stronie stołu, nie poczuła sygnałów
dochodzących z brzucha. Kawa nie satysfakcjonowała żołądka, a
mleko nie zostało uznane za żadną imitację posiłku. Osobą,
która się pojawiła był chłopak tuż przed trzydziestką.
Spełniał dwa, ważne kryteria. Miał więcej niż dwadzieścia trzy
lata i pracowała w jednym miejscu przez kilka lat. Z innym, ważnym
kryterium było gorzej. Jego dotychczasowa praca była w pewnym
urzędzie administracji publicznej. Spotykał tam petentów, nie
klientów.
—
Jak jechało się panu na to
spotkanie? Miał pan dobre połączenia?
—
Przyjechałem samochodem.
Mieszkam niedaleko. Omijam najgorsze korki.
Mężczyzna
swobodnie oparł się o oparcie krzesła. Kolana rozchylił na tyle
szeroko, by potwierdzić, że ma jądra pomiędzy nogami, ale na tyle
wąsko, by nie trzeba było podejrzewać, że są spuchnięte. Był
nawet przystojny. Magda uśmiechnęła się w myślach. To kryterium
w procesie rekrutacyjnym nie przyszło jej do głowy. Mogła przecież
wybrać do współpracy jakiegoś miłego dla oka mężczyznę.
Większość CV miała zdjęcia. Od rozstania z Piotrem minęło
kilka tygodni. Dzwonił czasem, by zaprosić ją na kawę. Magda nie
chciała już do tego wracać. Za to mogła pomyśleć o spotkaniu
kogoś nowego. Miała za sobą doświadczenie bycia w związku i
pracowania razem jednocześnie. Nie zdawało to egzaminu. Ona i Igor
w pracy kłócili się o sprawy domowe. W domu roztrząsali kwestie
firmowe. Na koniec Magda musiała zrezygnować w pracy. Kolejny
związek w miejscu, gdzie zarabiasz na byt, odpadał. Dopiero po
fakcie zorientowała się, że westchnęła nie w myślach, ale
naprawdę. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Opowiadał właśnie
o swoim doświadczeniu zawodowym. Przeszła do wytłumaczenia zadania
z rozmową telefoniczną.
—
Czy mogę się przygotować?
—
Ależ oczywiście. Proszę się
nie śpieszyć.
Wolałaby
już zakończyć to spotkanie. Zgłodniała na dobre. Rano zaspała i
w biegu połknęła jakiś kawałek serka. Potem dwie kawy w pracy.
Jej żołądek zaprzeczał mitom, że kawa hamuje apetyt. Nie uznawał
tej teorii. Chłopak z uwagą wczytywał się w kartkę. Zauważyła,
że mały paznokieć u jego lewej dłoni jest wyraźnie dłuższy od
pozostałych. Nie, to jednak nie jest jej typ.
— A
mogę pisać na tej kartce?
—
Pisać?
—
Tak, chciałbym porobić
notatki.
Kartka
ze skryptem rozmowy miała jeszcze służyć na kilku innych
spotkaniach. Magda była zdziwiona ta prośba, ale podała nową,
czystą kartkę. Miała kilka do zapisywania uwag. Na razie nie
wykorzystała ich wiele. Na szczęście, mężczyzna długopis własny
miał. Ponownie zatopił się w lekturze. Tym razem zapisywał coś
sobie. Była 12:25. Do skurczu w żołądku, dołączył drugi w dole
brzucha. Jednak na tyle łagodny, że nie mógł oderwać myśli
Magdy od odczucia głodu. Wstała z krzesła i podeszła do okna. Ta
salka konferencyjna miała okno. Firma posiadała dwa pomieszczenia
odseparowane od reszty przestrzeni (nie licząc gabinetu prezesa).
Pierwsza, większa sala konferencyjna graniczyła ze ślepą ścianą
„open space”. Posiadała stół dla kilkunastu osób, ekran,
rzutnik. Miejsce dla zebrań całej firmy, podsumowań, czy przyjęć
świątecznych. Mniejsza salka usytułowana była od strony ściany z
oknami. Miała stół dla trzech-czterech osób oraz dużą donicę z
fikusem. Tam zapraszano kontrahentów, ważniejszych klientów. Tam
też stawiały pierwsze kroki osoby zainteresowane pracą w firmie.
Być może dla każdej z tych grup miała to być zachęta. Widok na
świat i odrobina zielonej życzliwości w doniczce. Co z tego, że
świat składał się z betonowego parkingu i drugiego szklanego
wieżowca.
12:35,
Magda zrobiła się już głodna na dobre. Mężczyzna zapisał kilka
zdań notatek. W czym miałoby mu to pomóc? Zaraz przyjdzie kolejna
osoba, a ona nie zdąży nic zjeść.
—
Jest już pan gotowy? Możemy
zaczynać?
—
Tak. Zaczynajmy.
Z
uśmiechem wyciągnął dłoń w stronę słuchawki. Oparł ją o
aparat telefoniczny i ponownie zatopił się w zdaniach na kartce.
Była 12:40. Magda, przed kolejnym spotkaniem, chciała jeszcze
przejrzeć CV zaproszonej osoby. Odświeżyć, o co mogłaby ją
zapytać w związku z poprzednimi miejscami pracy. Być może gdyby
od dłuższego czasu szukała pracownika, gdyby mogła zajmować się
tylko tym, cała ta celebracja już by się Magdzie znudziła. I tak
przyjęła zasadę, że nie będzie zadawać trywialnych pytań, jak
„pańskie wady”, „pańskie zalety”, czy „proszę mi
powiedzieć, jakim był by pan drzewem, gdyby jednak nie był pan
kwiatem”. Sama miała jeszcze zbyt świeżo w pamięci rozmowy, gdy
to ona szukała pracy. To uczucie, ze każda odpowiedź jest
oceniana, kształtuje jakiś obraz twojej osoby. Tylko, czy
kształtuje według kapryśnego klucza w głowie rekrutera? Czy
według matrycy, z jakiegoś podręcznika, opisującej idealny wzór
pracownika na to stanowisko. W którejś z rozmów na ten temat,
Tomek rozwiał jej wątpliwości.
— W
większych firmach pracują haerki, które muszą udowodnić, że ich
praca i zajmowany stołek mają sens. Dlatego wymyślają różne
pytania, testy, których nikt poza nimi nie rozumie. Im bardziej
pokręcone, tym bardziej trzeba wierzyć, że potrzebne jest
oddzielne stanowisko dla panienki od pytań na rozmowach.
Na
koniec podsumował:
— A
w małych firmach szef i tak patrzy na twoje cycki i nogi.
Magda
chciała unikać pytań mających sztucznie podnieść rangę
spotkania. Wiedziała jednak, że warto dopytać o szczegóły
ostatnich obowiązków zawodowych, powody dłuższych przerw pomiędzy
zatrudnieniami. Tylko, ze do tego potrzeba chwili czasu. Wzrastające
uczucie głodu sprawiało, że żołądek Magdy zwijał się do
środka. Musi zaraz coś zjeść, bo nie wytrwa tak do kolejnej
rozmowy. Podbrzusze także regularnie się skurczało. Chyba powinna
wziąć coś przeciwbólowego. Na pusty żołądek nie weźmie.
Zamknięte koło. Do bóli dołączyła irytacja. O co, u licha,
chodzi z tą nieszczęsną kartką?!
—
Chce pan spróbować zadzwonić,
czy zakończymy to spotkanie?
Magda
nie potrafiła ukryć swoich emocji.
—
Zakończmy spotkanie.
Mężczyzna
energicznie zgiął kartkę ze swoimi notatkami i zaczął zbierać
się do wyjścia. Magdzie jeszcze udało się zatuszować głód
kurtuazyjnym uśmiechem. Odprowadziła go do drzwi wyjściowych.
Miała tam swoje półkoliste biurko recepcjonistka firmy. Ten
zakątek witający gości biura, był jednocześnie jego sercem.
Oprócz biurka stała tam także wielofunkcyjna maszyna umożliwiająca
kserowanie, drukowanie, wysyłania faksów, czy skanowanie.
Niewykluczone, że posiadała także inne opcje, ale tylko te Magda
używała. Tuż obok były drzwi do gabinetu prezesa, który to
gabinet wyczerpywał przydział okien dla biura. Drzwi były zawsze
szeroko otwarte. Był to gest niekoniecznie zapraszający do wejścia.
Bardziej forma kontroli pracowników. Ostatnim elementem tej części
firmy były krzesełka. Na jednym z nich siedziała kobieta.
Recepcjonistka na widok Magdy wstała i skinęło głową w stronę
siedzącej osoby. Jednocześnie kobieta także podniosła się i
wyciągnęła rękę.
—
Dzień dobry. Anita Pawelska.
Byłam umówiona na 13:00.
Konwencjonalny
uśmiech, który Magda nałożyła na twarz w sali konferencyjnej,
jeszcze nie zdążył zejść. Chyba zapomniała go zetrzeć po
drodze, by żegnając się z mężczyzną nie naciągać go ponownie.
Ssanie w żołądku zaczęło dosięgać przełyku. Ból w podbrzuszu
zsunął się jeszcze niżej. Osoba z godziny 13:00 przyszła
wcześniej. Magda rzuciła okiem na zegarek. Nie może ukryć się
teraz w pokoju socjalnym i coś zjeść. Zostało za mało czasu. Bez
jedzenia tez nie wytrzyma kolejnej rozmowy. Zaprowadziła kobietę do
sali konferencyjnej.
—
Proszę mi dać chwilę. Musze
jeszcze wykonać pilny telefon.
Magda
pobiegła do pokoju socjalnego. Pomieszczeniu odmówiono praca do
okien, ale nie pozbawiono takich podstawowych akcesoriów jak
lodówka, kuchenka mikrofalowa, czy stolik z krzesłami. Na jednym z
nich siedział Tomek i zajadał się azjatyckim żarciem z
plastikowego pojemnika. Magda właśnie na to liczyła. Szybko
porwała jeden z widelców i nabrała z porcji Tomka kilka kęsów.
—
Nie pytaj. – rzuciła szybko.
—
Też jesteś w ciąży. –
zagarnął pojemnik do siebie.
Wracając
do salki konferencyjnej, Magda zajrzała jeszcze do kąta, gdzie
stało jej biurko. Wytarła usta chusteczką, łyknęła proszek
przeciwbólowy i upiła spory łyk wody. Pani Anicie napoju nie
musiała proponować. Zrobiła to za nią recepcjonistka.
O
ile pośpiesznie przełknięty ryż z mięsem miał pomóc na ból
żołądka, tak proszek przeciwbólowy skierowany był w kierunku
brzucha. Skurcze przestały już wzbudzać w Magdzie emocje. Okres
nadal nie wracał. Kolejne wizyta u ginekologa skończyła się
stwierdzenie, że torbiel ma się świetnie. Choć nie rośnie. Magda
wyszła z gabinetu z receptą na pigułki antykoncepcyjne. Po
skończeniu opakowania, torbiel miała się wreszcie wchłonąć, a
cykle powrócić. Nic takiego nie miało miejsca. Mijał już trzeci
tydzień większych lub mniejszych bóli brzucha. Początkowo Magda
zaglądała często do toalety. Nosiła awaryjną wkładkę
higieniczną. Nic nie zapowiadało krwawienia. A proszek
przeciwbólowy pomagał. Uznała, że być może trzeba się będzie
zaprzyjaźnić z torbielą. Na kolejną wizytę u ginekologa, kolejne
recepty nie miała ochoty. Odkąd rozstała się z Piotrem, nie miała
czasu na randki z kimś nowym. Antykoncepcja nie była sprawą pilnej
wagi.
Teraz
sprawą pilnej wagi było znalezienie dwojga, trojga osób do nowego
działu. Gdy Magda weszła do salki konferencyjnej, pani Anita stała
przy oknie i kontemplowała widok na betonowy parking i szklany
biurowiec. Magda pomyślała, że sprawdzenie, co osoba oczekująca
na rozmowę robi w tym czasie także jest formą testu. Zapewne ktoś
już na to wpadł. Zaraz potem zauważyła, że zostawiła na stoliku
plik CV i swoja kartkę z notatkami. Ile czasu ta kobieta była tu
sama? Zdążyła przejrzeć kartki? Na samym wierzchu leżało jej
aplikacja. Ta, której Magda nie miała czasu ponownie przejrzeć.
Usiadły na krzesłach. Kobieta na tym od strony drzwi, Magda przy
oknie, tam gdzie stolik pokrywały kartki.
—
Proszę o jeszcze kilka sekund.
Przypomnę sobie pani CV.
Na
szczęście, kobieta nie miała zbyt rozbudowanej aplikacji.
Pracowała kilka lat w pewnym centrum telemarketingowym. Potem miała
pięcioletnią przerwę w zatrudnieniu. Magda spojrzała na nią. Z
dat wynikało, że kobieta jest od niej o dwa lata starsza. Przy
kości, ale ubranie podkreślało jej inne cechy. Wycięty dekolt
luźnej bluzki kierował wzrok na obfity biust. Magda krępowała się
myśleć o rozmówczyni w kategoriach „gruba”. Jedna, czy
określenie „przy kości” było łagodniejsze? Przy kości bywa
mięso zwierząt rzeźnych. Przyszłe kotlety i steki. Stek. Dobrze,
że podjadła coś szybko przed spotkaniem. Magda czuła jeszcze
głód, ale był pod kontrolą. Nie przeszkadzało to jej błądzić
myślami wokół pojemniczka schowanego w szufladzie. Był w nim ryż
z warzywami.
Kobieta,
pani Anita, jak wynikało z danych, patrzyła wyczekująco. Magda
wróciła duchem do salki konferencyjnej.
—
Proszę opowiedzieć mi o swoim
ostatnim miejscu pracy.
Dała
spokój w pytaniami zagajającymi. Pani Anita uśmiechnęła się
całą sobą i zaczęła opowieść o ludziach, z którymi przyszło
jej rozmawiać. Magda spostrzegła, że to pierwsza osoba, która
uśmiecha się do niej w czasie rozmowy. Poprzednie miały wyraz
twarzy, jakby dopadło je zatwardzenie na zmianę z rozwolnieniem.
— Co
robiła pani przez ostatnie lata? Nie pracowała pani.
Magda
uznała, że musi zadać to pytanie. Obok osób zbyt młodych, zbyt
często zmieniających pracę, te długotrwale jej poszukujące także
nie wzbudzały zaufania. Zaprosiła panią Anitę na rozmowę, bo
podobało się jej dobre doświadczenie w rozmowach telefonicznych. W
przypadku kobiety podejrzewała, co może się kryć za tak długą
przerwą. Pytanie trafiło niczym mała kuleczka. Na kilka sekund
kobieta przestała się uśmiechać. Zmieszała się. Po chwili
uśmiech wrócił na twarz.
—
Urodziłam dwoje dzieci i
wychowywałam je. W poprzedniej pracy miałam umowę na czas
określony. Wygasła i nie miałam, do czego wracać. Teraz dzieci
idą do przedszkola.
Magda
znała tę piosenkę. Śpiewała ją Olga. Pierwsze dziecko urodziła
pod koniec studiów. Pracę magisterska obroniła pomiędzy
karmieniami piersią. Dziecko potrzebowało jej miłości i
bliskości. Odłożyłam egzamin na aplikację adwokacką. O finanse
nie musiała się martwić. Rodzina jej męża najpierw wspomagała
ich finansowo. Potem on dostał dobrze płatną pracę. Na pomoc
swoich rodziców także mogła liczyć. Jej kariera prawnicza miała
poczekać. Dziecko potrzebuje jej miłości i bliskości. Nosiła je
w chuście, karmiła piersią na żądanie. Kilka lat wcześniej były
to czasy, gdy nie było to jeszcze popularne. Raz w autobusie, Olga
niosąca dziecko w ramionach, ukryte za materiałem, została wzięta
na osobę żebrzącą. Długo opowiadała to, jako anegdotę. Za jej
przykładem, kilka innych dziewczyn też zaczęło chustowanie.
Karmienie piersią trwało prawie trzy lata. Dziecko potrzebuje jej
miłości i bliskości. Najbardziej zadziwiała idea wspólnego
spania z dzieckiem. Idea doprowadziła wkrótce Maćka na kanapę.
Musiał wysypiać się przed pójściem do pracy. Ledwo Olga
odstawiła od piersi starsze dziecko, zaszła w drugą ciążę.
Urodziła drugie dziecko, gdy pierwsze zaczynało swoje przedszkolne
życie. A raczej życie w Klubiku Malucha, na trzy-cztery godziny
dziennie.
Rzadko
w piosenkach zwrotki powtarzają się od początku. Słuchacze nie są
tym zainteresowani. Tylko refren zostaje lekko zmodyfikowany. Dzieci
potrzebują jej miłości i bliskości. Maćkowi udało się
wynegocjować, by młodsze spało w łóżeczku. Łóżeczko stało w
ich sypialni. Awansował kilka razy. Kupił dom z ogrodem. Olga
przekroczyła trzydziestkę. Miała wykształcenie prawnicze, ale nie
mogła zostać prawnikiem. Nie znalazła czasu na dokończenie
aplikacji. Magda podejrzewała, że dla Olgi prawdziwym zawodem było
wychowywanie dzieci. Dzieci potrzebują jej miłości i bliskości.
Tylko, że tego nie można było wpisać w CV. W tej pracy możliwości
awansu były także specyficzne. Teraz Olga awansowała na matkę
dwójki przedszkolaków. Starsze mogło wcześniej pójść do
pierwszej klasy, ale ona uznała, że polska szkoła nie jest jeszcze
gotowa by przyjąć jej dziecko. Udzielała się nawet w specjalnej
fundacji walczącej z wycofaniem nowej reformy. Przedszkolne
wycieczki, pikniki dla rodziców z dziećmi, oraz przewodniczenie
radzie rodziców. Popołudniami dzieciaki zawoziła na lekcje jazdy
konnej i gry na fortepianie. Tak, bycie matką to zajęcie na cały
dzień. A docierali do etapu szkoły, która przynosiła jeszcze
bardziej nowe wyzwania.
Czy
pani Anita próbowała zamienić zawód matka na Dział Wsparcia
Sprzedaży z powodów finansowych? Czy etap matka była tylko krótkim
fragmentem jej życia i chciała teraz wznowić etap zawodowy? Nagle
Magda przypomniała sobie, że jest dopiero koniec maja.
—
Przedszkole jest od września.
Co zrobi pani z dziećmi do tego czasu?
—
Przyjedzie moja mama. Nie
sądziłam, że od razu znajdę pracę. To moja pierwsza rozmowa.
Pani
Anita uśmiechnęła się. Nikt nie oczekuje, że praca przyjdzie od
razu. Na pewno nie w czasach recesji. Magda zaproponowała jej
rozmowę telefoniczną w ramach testu. Ze skryptem na kartce
zapoznała się szybko. Sama rozmowa z Tomkiem także poszła gładko.
Jakby nie miała tych pięciu lat przerwy w pracy.
—
Bez względu na wynik
rekrutacji, odezwę się do pani w ciągu tygodnia. Telefonicznie lub
mailowo.
—
Czy mogę mieć kilka pytań
związanych ze stanowiskiem pracy?
W
pierwszej chwili Magda była zaskoczona. O tym etapie rozmowy
rekrutacyjnej zapomniała. Pani Anita była pierwsza osobą, która
chciała się dowiedzieć czegoś więcej o tym, czym miałaby się
zajmować. Jej pytania pokazały, że zna się na swojej pracy i wie,
czego może oczekiwać. A na pewno, czego by chciała oczekiwać.
Magda poczuła, że to ktoś, kogo może wprowadzić pierwszego dnia
pracy w temat i bez obaw puścić dalej.
Odprowadziła
panią Anitę do recepcji. Recepcjonistka oderwała się od komputera
i pożegnała gościa uśmiechem. Trochę starczyło tego i dla
Magdy. Być może dla wielu to stanowisko na końcu łańcucha
pokarmowego firmy. To jednak tylko pozory. Recepcjonistka, Patrycja,
przeglądała jakąś gazetkę promocyjną. Magda też uśmiechnęła
się do niej.
—
Prezesa nie ma?
—
Wyszedł na godzinę. Przecież
nie przeglądałabym tak tego spokojnie. – wskazała na kolorowe
kartki pełne ubrań i kosmetyków.
—
Sprawdza cię?
—
Czujny jak lis. Jak zobaczy, że
mam wolną chwilę, to zaraz podrzuca mi nową robotę. Czasami
udaję, że piszę jakiegoś maila, a tylko stukam w klawiaturę.
Patrycja
miała tego dnia na sobie kremową bluzkę z niedopiętym ostatnim
guzikiem. Guzik był tak rozpięty, by dawać do myślenia, ale
odsłaniał tak niewiele, że nie można było mieć do tego stroju
zarzutów. Założyła białe spodnie, co dobrze komponowało się z
gładko upiętymi blond włosami i delikatnym makijażem. Magdzie
przypominała kawałek tortu bezowego. Wystarczająco spory by się
nasycić, dość mały by nie mieć wyrzutów sumienia.
—
Patka, umówisz się ze mną. –
przemknął obok nich jeden z handlowców Tomka.
Patrycja
tylko uśmiechnęła się lekko. Rozmówca pomknął już dalej,
uznając widocznie swoje rozważania za teoretyczne. Magda zaczęła
się zastanawiać, w jakim wieku może być ich recepcjonistka?
Licencjat, świeża magisterka – nie później. Inaczej nie
pilnowałaby recepcji. Aparat telefoniczny na jej biurku zadzwonił
krótko dwa razy. Patrycja schowała gazetkę.
—
Prezes wraca. Mam umowę z Anką,
z recepcji głównej na parterze.
Była
13:30. Miała całe pół godziny, by coś spokojnie zjeść.
Wreszcie. Magda, nie śpiesząc się, poszła do biurka po swoja
sałatkę z ryżu i warzyw w jakieś orientalnej przyprawie.
Skorzystała z uprzejmości Doroty. Ta, choć pracowała w godzinach
typowych dla biur Ameryki Północnej, to jadała posiłki jak każdy
Europejczyk. W dodatku, całkiem dobrze gotowała. Jak na
wegetariankę. Posiłki przyrządzała często tuż po pracy. Po
swojej pracy, czyli w czasie, gdy Magda przygotowywała się do
wyjścia do swojego biura. Czasami udawało jej się dostać trochę
tego jedzenia. Pakowała je do pojemnika i zabierała. W pojemnikach
nie gościło mięso. Magda nie należała do osób, które uważają
jedzenie mięsa za codzienne prawo nadane każdemu ciężko
pracującemu człowiekowi. Może i pracowała ciężko, ale siedząc
przy biurku. To nie jej mięśnie potrzebowały paliwa, tylko mózg.
W dodatku, odkąd utrzymywała się sama ze swojej pensji, uznała,
że ograniczenie spożywania mięsa dobrze robi na jej budżet.
Dorota już pierwszego wspólnego dnia wytłumaczyła jej zasady
panujące w kuchni.
—
Garnka do zup z mięsem możesz
używać. Jak chcesz smażyć, albo kroić mięso, to kup własną
patelnię i deskę.
— To
aż tak nie lubisz mięsa. – wyrwało się Magdzie
Dorota
rzuciła na nią okiem i wzruszyła ramionami.
—
Przyrządzę ci smażone łożysko
kobiety na tej patelni. Będziesz chciała je zjeść? Będziesz
chciała dalej korzystać z tej patelni?
W
tamtej chwili Magda poczuła się nieswojo. Porównanie części
ludzkiego ciała do ciała zwierzęcia uznała, za co najmniej
ekstrawagancję. Przestała się dziwić, że Dorota nie może
znaleźć sublokatora. Nie dość, że pracuje w dziwnych porach, nie
dość, że jest wegetarianką, to jeszcze do tego wojowniczą.
Człowiek chce zjeść w kuchni to, co lubi, nie to, co musi. Przez
te wszystkie miesiące, gdy się lepiej poznały, Magda przestała
uznawać poglądy Doroty za wegenazizm. Nawet doceniła kilka
pomysłów na potrawy. Do tego stopnia, że czasem to Dorota dla niej
gotowała.
Do
kuchni zajrzał Tomek. Teraz on, w odwecie, chwycił za widelec i
zanurzył go w talerzu Magdy.
— Co
to jest? Gdzie jest mięso?!
—
Bez mięsa.
— To
ja dziękuję.
Pomyślała,
rozbawiona, że w firmie zdominowanej przez męską załogę,
wegetariański posiłek ma dużą szansę ocaleć przed wyjedzeniem.
Przypomniała sobie, krótką uwagę Tomka sprzed godziny. Agata nic
jej nie mówiła. Czyżby? Byli w kuchni sami.
—
Tomek, o co chodziło z twoją
uwagą o ciąży? Czy Agata?
—
Nie rozmawiałyście ostatnio?
Tomek
usiadł na krześle naprzeciw Magdy. Miał teraz czujny wyraz twarzy.
Poluzował krawat pod szyją. Przed chwilą włączył ekspres do
kawy. Maszyna z chrzęstem zgniatarki złomu mieliła ziarna kawy, by
zaraz wylać z siebie gorący napój. Moment zaparzania słychać
było prawie w całym biurze. A, że kawę pito tu często, to
chrzęsty, bulgoty oraz syki stały się swojskim tłem akustycznym.
Wymierzały rytm dnia i pokazywały, że porządek świata nie ulega
zachwianiu.
Magda
próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziała się z
Agatą. To był długi weekend majowy, dwa, trzy tygodnie wcześniej.
Agata pomagała Olce w przygotowaniach do uroczystych obchodów
rocznicy ślubu rodziców tej drugiej. Magda i Agata siedziały sobie
na pogawędce w parku. Pogoda była za ładna na tkwienie na
kilkunastu metrach kwadratowych w bloku. Korzystna aura nie jest
typowa dla pierwszych dni maja. Choć ze względu na skomasowanie dni
wolnych oraz plany Polaków powinna się dopasować. Sama nazwa maj
wzbudzała potrzebę zrzucenia kurtek, rajstop, wyjechania w plener.
Sam maj nie zawsze rozumiał te oczekiwania. Przecież był drugim
stopniem po kwietniu do lata.
—
Powinnyście po prostu z Olgą
porozmawiać. Kompletnie was nie rozumiem.
Właśnie.
Spotkanie upłynęło pod hasłem niedawnych tarć pomiędzy Magdą,
a Olgą. Podminowana atmosfera uroczystej kolacji walentynkowej nie
umknęła uwagi otoczenia. Szczególnie, że od tamtej pory, obie
przestały się ze sobą kontaktować. Agata lawirowała pomiędzy
nimi. Lawirowała nie mając pojęcia, o co w ogóle w tej sprawie
chodzi. Gdzieś po drodze, Olga wyczuła, że Agata nie ma pojęcia,
o przerwanej ciąży Magdy. Jednocześnie, sama nie chciała bardziej
upubliczniać tej historii. Magda sama nie wiedziała, czy to gest
przyjazny ze strony przyjaciółki, czy element szantażu. Sama także
nie chciała wciągać Agatę w historię, która została dawno
zamknięta.
—
Może kiedyś o tym
porozmawiamy.
—
Zróbcie to teraz. Choćby przed
uroczystością jej rodziców.
—
Przecież mnie nie zaprosiła.
Była
to kolejna konsekwencja zerwanych stosunków. Olga planując
uroczystość, zaprosiła nie tylko przyjaciół swoich rodziców,
członków rodziny, ale także zaprzyjaźnione osoby z dalszego
kręgu. Także swoich bliskich. Magda nie należała już do tego
grona. Agata grzała dłonie trzymając je na kubku kawy. Na ramiona
miała zarzucony sweter. Siedziały na ławce w parku, ale brak ruchu
nie sprzyjał majowemu chłodowi.
—
Magda, porozmawiam z nią w
twoim imieniu.
Agata
nie dawała za wygraną. Dzień z południa zsunął się ku
popołudniowi i w parku robiło się coraz tłoczniej. Na alejki
wyległy matki z dziećmi. Magda z Agatą usiadły w części parku
oddalonej od placu zabaw. Tu było dotąd ciszej. A może nie
ciągnęło je w tamte rejony. Pomimo to, była kategoria matek,
które place zabaw jeszcze lub już nie interesowały. Matki z
wózkami niemowlęcymi. Matki ze spacerówkami. Matki biegnące za
maluchem właśnie wyrywającym się ze spacerówki. Matki dzieci
jeżdżących na rowerkach. Na rowerkach bez pedałów. Na rowerkach
trzykołowych, czterokołowych. Dwukołowych. Matki dzieci jeżdżących
na hulajnogach. Matki dzieci jeżdżących na rolkach. Wreszcie
przyszłe matki z brzuchami napęczniałymi od dzieci. Matki
pojedyncze. Matki w watahach.
To
wtedy Magda poczuła pierwsze skurcze w brzuchu. Rozbawiona,
pomyślała, że taka inwazja macierzyństwa w otoczeniu, sprawiła,
że jej torbiel uschła ze wstydu. A macica zwijała się z irytacji.
Agata mogła mieć całkiem inne odczucia, bo zaproponowała nagle.
—
Chodź, przejdźmy się.
Strasznie tu tłoczno ostatnio.
I
po kilku krokach wróciła do tematu Olgi.
—
Jeszcze dziś zadzwonię do niej
w twojej sprawie.
Nawet
gdyby Magda chciała teraz zmienić temat i nawiązać do starań
Agaty o dziecko, to czuła, że moment jest bardzo nieodpowiedni. A
musiała szybko znaleźć czynnik winny rozpadowi jej relacji z Olgą.
Jako, że nieobecni nie mają racji, przyszedł prosty pomysł.
Piotr.
—
Mogło chodzić o Piotra. –
Magda szybko wcieliła pomysł w życie.
Agata
zatrzymała się zaskoczona.
—
Przecież nie jesteście już
razem.
— To
zbyt skomplikowane. Kiedyś ci opowiem. Na razie, daj spokój Olce.
To
zbyt skomplikowane. Określenie – klucz zamykający dalsze
rozważania. Skomplikowanym określasz coś, gdy nie masz czasu,
chęci zająć się sprawą. Lub gdy chcesz nadać jej większą
rangę.
I
tak Agata przestała się interesować konfliktem pomiędzy
przyjaciółkami. Przynajmniej Magda miała taką nadzieję. Temat
starań o dziecko nie padł wtedy. Agata nie lubiła o tym opowiadać.
Magda wiedziała tylko, że razem z Tomkiem wydali na badania sporo
pieniędzy. Może nie równowartość wyjazdu na narty w Alpy, ale
tego roku zimę spędzili w domu. Badania wykazały, że Tomek ma
silne i zdrowe plemniki, a Agata żadnych chorób, które mogą
doprowadzać do poronień. Byli ubożsi o pewną część pieniędzy,
wrócili do punktu wyjścia i nie czuli się w tym lepiej. Agata nie
wracała do tematu, Magda nie nawiązywała do niego. Od momentu
kolacji walentynkowej, był to temat przypominający szambo. Na co
dzień zamknięte i sterylnie zabezpieczone. Jeśli uchylisz klapę,
nawet nie dotykając, nie zanurzając się, możesz osłabnąć od
zapachu.
Teraz
Tomek siedział z Magdą przy stoliku. Jego milczenie w połączeniu
w wcześniejszą uwagą było jak kilka zdań.
— To
dopiero początek. Wiesz, jaka jest sytuacja. Lepiej sama porozmawiaj
z Agatą. – miał zakłopotaną minę – Od wczoraj jest na
zwolnieniu lekarskim i nie rusza się z domu.
—
Nie martw się. Będę
dyskretna. Poczekam na Agatę.
Dyskrecja
była ich mocną stroną. Do kuchni weszło dwóch handlowców z
działu Tomka. W kilka sekund atmosfera zrobiła się piknikowa. Do
kilku innych profesji, które są nie tylko pracą, ale także
charakterem człowieka można także dodać przedstawicieli
handlowych. To nie zawód, PH to charakter.
—
Spotkanie działu jest o
piętnastej. Co wy mi tu robicie przed czternastą?
—
Już idę i pogrzeję dupę w
samochodzie na parkingu. Tylko wezmę kawę.
—
Tomek. Xman mi wygiął. Faceta
w biurze nie było. Żeby go pojebało.
—
Pojebać to go może, jak
podpisze umowę!
— To
już lepiej grzej dupę przed komputerem i rób raport tygodniowy.
Ten z tego tygodnia i z dwóch poprzednich. W końcu polecę ci po
premii za brak porządku w papierach.
— Od
papierów mamy panie. Właśnie. Cześć Magda!
Przez
kilkanaście sekund, Magda była niczym Jane Goodall obserwującą
grupę szympansów wracających z poszukiwań pożywienia. I tu, i tu
prawdziwą okazuje się zasada, że osobnik rozciągający usta jak
do uśmiechu może być szczęśliwy, ale także może okazywać
smutek. Dobry stan ducha okazuje energiczną gestykulacją oraz
okrzykami. Magda miała obok siebie trzy paczki testosteronu
skutecznie zagłuszające ekspres seryjnie wypluwający nowe porcje
kawy. Reszta biura ceniła sobie mobilny charakter pracy działu
handlowego.
—
Magda, jak rekrutacja?
Przychodzi ktoś sensowny?
— CV
najpierw dawaj nam. I tylko te ze zdjęciami.
— My
wybierzemy osoby na rozmowy.
—
Tomek, ty też jej pomagaj. Ktoś
musi pilnować, by pracowało tu więcej ładnych dziewczyn.
Magda
może i podjęłaby słowny pin-pong na temat wagi kompetencji w
procesie rekrutacji. Na zegarze widniała jednak 13:50. Zbliżało
się kolejne spotkanie, a ona musiała jeszcze załatwić kilka
zaległych spraw. Wcześniej, na etapie przeglądania CV i
zapraszania ludzi na rozmowy, cieszyła się z tej rekrutacji.
Przyjemnie przedstawiała się perspektywa spotykania z ludźmi. W
praktyce, wyglądało to tak, że spotkania zajmowały jednak cały
dzień, a przecież nikt nie wziął od niej obowiązków. Kobiety, z
którymi razem pracowała, nie śpieszyły się z pomocą. Być może
uznały te zmiany, za awans, który im także mógł się należeć.
Dlatego Magda wsunęła pudełko, talerz i sztućce do firmowej
zmywarki i wróciła do swojego biurka.
Tam
czekała ją niespodzianka. Niespodzianka leżała na klawiaturze.
Niespodzianka była bukietem czerwonych róż. Nie były to trzy
kwiaty ozdobione liśćmi i kokardą dla podniesienia powagi
wiązanki. Nie był to także, zasłaniający wszystko, pęk róż,
których liczba była dwucyfrowa, a ani jedna z cyfr nie była
jedynką. Bukiet był w sam raz. Magda rozejrzała się
zdezorientowana.
—
Kurier przyniósł. – rzuciła
znad swojej klawiatury Beata.
Magda
podniosła róże. Odruchowo sprawdziła, czy klawiatura nie została
przygnieciona kwiatami
—
Podpisałam. Nie chciałam cię
wywoływać z kuchni. Chłopcy robili zbyt dużo zamieszania.
Magda
nie sprawdzała, ale miała wrażenie, że koleżanki z działu
bacznie ją obserwują. Zatopione w powtarzalnych scenariuszach życia
ogniska domowego, musiały być bardzo zainteresowane tym, co dzieje
się w życiu samotnej koleżanki. Być może właśnie przydarzało
się jej to, o czym one mogły już tylko fantazjować przed snem.
Choć, na co dzień była żywym dowodem na to, że tak fajnie jest
nie musieć martwić się o randkowanie. Magda, nadal z bukietem
kwiatów w rękach, przeszła się do recepcji. Nigdy nie
zastanawiała się, gdzie w firmie może być wazon. Czy w ogóle
mieli jakiś wazon? Nie widziała tu dotąd żywych, ciętych
kwiatów. Biuro było na tyle doświetlone by utrzymać przy życiu
pracowników. Tego światła nie wystarczyłoby, by zaryzykować
trzymanie tu żywych kwiatów. Na szczęście, Patrycja miała w
szafce jakiś wazon. Musiała mieć tam chyba wszystko, na każdą
awaryjną okazję. Dlatego była dobrą recepcjonistką. Drugim
plusem było to, że nikt nie czekał na krzesełku przy drzwiach.
Osoba umówiona na rozmowę rekrutacyjną na godzinę 14:00 nie
przyszła. Magdzie taka rezygnacja była na rękę. Dopiero stawiając
bukiet na biurku, zauważyła bilecik pomiędzy kwiatami. „Daj nam
jeszcze jedną szansę. Tęsknię. Piotr”
Otworzyła
plik z zestawieniem zamówień. Powinna zadzwonić i podziękować za
kwiaty? Może wystarczy SMS? A może pozwolić sobie na milczenie? Od
kilku tygodni nie byli już razem. Magda nie potrafiła nawet
uzasadnić Piotrowi, dlaczego chce się z nim rozstać. Po prostu,
powiedziała mu, że nie mogą być razem. A potem konsekwentnie nie
odbierała telefonów i odrzucała propozycje spotkania. Nie miała
doświadczenie w porzucaniu mężczyzn. Licealne związki kończyły
się bez zbędnych komplikacji. Magda należała do osób, które w
okresie adolescencji nie były targane emocjami. Nie miała
upodobania do dramatu, ani wtedy, ani teraz. Jej wieloletni związek
z Igorem rozpadł się z jego winy. Nikt nikogo nie zostawiał. Nikt
nikogo nie rzucał. Zdrada pokazała, że żyli w teatralnych
dekoracjach. Trzeba było opuścić scenę. Tak patrzyła na tamtą
sytuację po prawie roku.
Magda
włączyła program do wystawiania faktur. Wybrała pierwszą firmę
z listy i zaczęła wstawiać zakupione pozycje. Związek z Piotrem
był na tyle krótki, że nie pociągnął przy rozstaniu zbyt wielu
komplikacji. Nie była to jednak relacja powierzchowna i jakieś
wyjaśnienia mu się należały. Jak zwykle, pomocna okazała się
Dorota.
—
Powiedz, że nie jesteś jeszcze
gotowa.
Gładki
argument, który pozwalała zachować twarz obu stronom. Argument,
który zostawia uchyloną furtkę. Tak zinterpretował to Piotr.
Brzuch
ponownie zaczął pobolewać. Od rana był jak migotanie latarni
morskiej. Próbował wysłać jakąś wiadomość alfabetem Morse’a.
Rabaty. Musiała pamiętać o rabatach dla poszczególnych klientów.
W dzisiejszych czasach niczego już nie sprzedaje się po cenach
wyjściowych. Weszła do bazy danych klientów. Róże. Wciągnęła
głębiej powietrze. Kwiaty intensywnie pachniały. Zawsze dotąd
uważała je za rośliny, które tylko pięknie wyglądają. Jak było
czuć, potrafiły dotrzeć głębiej. Kontrastowały z szarością i
szkłem za oknem. Nawet, gdy ten krajobraz zalewało słońce, to
ścinał krew w żyłach. Odstępny pomiędzy skurczami w brzuchu
skróciły się tak, że cały był napięty z bólu. Do tego
dołączył ucisk w głowie i to dziwne wrażenie. Wrażenie, że
było tak dziwne, że nie do nazwania. Jakby, siedząc nieruchomo za
biurkiem Magda, nagle znalazła się w windzie, która runęła
gwałtownie w dół. Obsuwało się jej serce, płuca, żołądek.
Dwie, trzy sekundy. Potem ziemia wróciła do równowagi.
Zapach
róż już nie pomagał. Otworzyła szufladę biurka. Wzięła
kolejny proszek przeciwbólowy. Zostawić prezent od Piotra tak
kompletnie bez odpowiedzi? Zasługiwał choćby na kilka zdań.
Minęło trochę czasu, a jemu nadal zależało.
20%
rabatu na artykuły z oferty podstawowej i 25% rabatu na artykuły z
oferty dodatkowej. Czy nie można dzisiaj sprzedać czegoś tak po
prostu? Trzeba dawać rabaty? Kusić? Poczuła ciepło w podbrzuszu.
Godzina 14:10. Kolejna osoba jednak nie pojawiła się na spotkaniu.
Na szczęście, było to ostatnie umówione spotkanie tego dnia.
Teraz tylko nadgonić zaległe sprawy. Tak naprawdę, była już
gotowa na związek z Piotrem. Nie mogła tylko powiedzieć mu prawdy
o aborcji. Jeśli ktoś nie pyta, to nie kłamiesz.
Magda
musiała wstać i iść do toalety. Było to ukryte pomieszczenie,
gdzieś pomiędzy pokojem socjalnym, a salą konferencyjną.
Koedukacyjne. Dwie kabiny. Jedna z pisuarem, druga z ubikacją. W
korytarzyku umywalka. Aranżacja wnętrza najbardziej bawiła panów
i to im najmniej przeszkadzała. Za to każdy dość szybko przekonał
się, że w open-space słychać, czy w toalecie używana jest
umywalka. Tym razem obie kabiny były puste. Magda sprawdziła
bieliznę. Wkładka zabarwiona była na czerwono. Na szczęście
bielizna jeszcze się trzymała czysto. Po gwałtownym zarwaniu,
Magda czuła wewnątrz siebie pustkę. I była to z jednej strony
przyjemna pustka. Mogła wreszcie wziąć głęboki oddech. Z drugiej
strony, pustka łaskotała. Magda zapragnęła nagle by ktoś ją
przytulił. By to Piotr ją przytulił.
Komentarze
Prześlij komentarz