Nie mam pojęcia kiedy to się zaczęło. Być może jeszcze wtedy, kiedy był ze mną Mężczyzna. Był to tak szczęśliwy i tak wypełniony nim okres mojego życia, że nie zauważyłabym nawet spadającego tuż obok meteorytu. Teraz Mężczyzny już nie ma. Spakował swoje rzeczy, oświadczył, że nie jestem już dla niego partnerką i wyszedł. Nieważne. Tak naprawdę, to nigdy nie zastanawiałam się, czym jest dla człowieka jego własny cień. Do pewnego słonecznego dnia, a raczej słonecznego popołudnia. Wtedy to zauważyłam coś dziwnego. Mój cień poruszył się! Wiem, że to nieprawdopodobne i śmieszne, ale to prawda. Po prostu poruszył się, minimalnie, ale jednak. W pierwszej chwili pomyślałam, że to przywidzenie. Ja się poruszam - cień się porusza. To przecież nie tylko mało skomplikowane, ale i oczywiste. Jednak, ja patrzę na wystawę sklepową (jest właśnie wyprzedaż, ale już nie mam dla kogo chodzić w sukienkach), a cień zamiast spokojnie leżeć na chodni...