Przejdź do głównej zawartości

Na ziarnach grochu, cz. 1

Noc nie należała do spokojnych. Za oknem rozpościerała się nieprzenikniona ściana deszczu a i wiatr wiał rzetelnie. Co jakiś czas uderzał w ziemię piorun. Aura jak z bajki. Księżniczka nie mogła zasnąć. Czekała. Czekała od wielu lat na tę noc. Donośne walenie w drzwi zamkowe zerwało ją z łóżka. Na dole wybuchło zamieszanie. Owinięta ciepłym pledem wymknęła się na korytarz. Z holu na dole dobiegały podniesione głosy. Była tam już królowa (króla nic nie było w stanie poruszyć po północy), która energicznie wydawała dyspozycje. Księżniczka przykucnęła na szczycie schodów i zobaczyła ją. Stała na środku holu niemiłosiernie przemoknięta. Ściekająca z niej woda zdołałaby zamienić posadzkę w sadzawkę. Nieznajoma miała zniszczone ubranie, nie dające możliwości ustalenia jej stanu. Najbardziej niesamowite były jej oczy - oczy sarny śmiertelnie pogryzionej przez psy. W holu, nawet zwykli posłańcy poczuli się jak rycerze legendarnych wypraw.
- Pościelcie naszemu gościowi w błękitnej sypialni. I nie zapomnijcie ułożyć na łóżku trzynastu grubych materaców. - zarządziła Królowa z tajemniczym uśmiechem na ustach.

Księżniczka przybyła znikąd. Po prostu, pewnej chłodnej nocy znaleziono u bram zamku żałośnie płaczące niemowlę. Wśród tak ogromnej ilości zamkowej służby zawsze znajdzie się jakaś mamka, choćby królewska. Zaopiekowano się dzieckiem jak bezdomnym kociakiem - karmiono, dano przytulne miejsce do spania, głaskano oszczędnie. Była wszystkich, czyli niczyja.

Wróciła do swojej sypialni, ale nie mogła zasnąć. Szaleństwo za oknem i pojawienie się nowego, nieoczekiwanego gościa odebrało jej sen. Czuła dziwny, nieokreślony lęk. Lęk przed odebraniem jej nadziei. Usłyszała kroki na korytarzu. Książe także nie spał. To tylko wzmogło jej niepokój.

Królowa zawsze chciała mieć córkę. Oczywiście narodziny syna przyjęła z radością. W końcu wydała na świat następcę tronu. Nawet gdyby była zwykłą spracowaną wieśniaczką, pulchną kucharką, energiczną i zabieganą żoną karczmarza, jej jedyny syn byłby w jej oczach następcą tronu. Jednak, gdy pewnego pięknego dnia ujrzała w parku te śliczną, samotnie siedzącą nad stawem dziewczynkę, od razu ją pokochała. Mała była niewiele młodsza od jej syna. Nie miała rodziny, była pod opieką służby. Królowa wzięła ją do swojego orszaku, ubrała tak pięknie jak to jest w zwyczaju na dworze królewskim. Roztoczyła nad nią opiekę.

Choć księżniczka była jeszcze małą dziewczynką, na widok księcia doznała niesamowitego uczucia. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że jest na swoim miejscu, nie jest znikąd, należy do tego miejsca. Zakochała się. Przez te wszystkie lata, w czasie, których z zagubionej dziewczynki przemieniła się w pełną obaw dziewczynę a potem smutną kobietę, towarzyszyła swojemu księciu. Razem wyruszali na polowania, podróżowali po królestwie, urządzali ogromne bale, na których noc mieszała się z dniem. Była przy nim, gdy radosny bawił się dwórkami i gdy będąc chory zamieniał się w małego rozkapryszonego chłopczyka. Głęboko wierzyła, że to nie przypadek sprawił, że znalazła się pod bramą właśnie tego zamku królewskiego. Tak było zapisane w jej życiu. Była przekonana, że książę kiedyś to zrozumie.

Śniadanie przebiegało w napiętej atmosferze. Wszyscy uważnie przyglądali się nocnemu gościowi. Młoda dziewczyna, wysuszona i ubrana w eleganckie szaty, była jeszcze piękniejsza, delikatniejsza i bardziej krucha. Pomimo ciepłego i życzliwego przywitania, na twarzy gościa malował się smutek.
- Jak minęła noc, moja droga? - spytała ją z troską Królowa.
- Dobrze, Jaśnie Pani. - sarnie oczy dziewczyny wyrażały teraz jeszcze większy smutek.
- Ale widzimy, że coś się stało. - Król niedowierzał.
- O Wielmożny Panie. - zaczęła mówić z zakłopotaniem - Sypialnia była wspaniała, łoże przeogromne, trzynaście materaców było miękkich i delikatnych jak z puchu, ale... - głos się lekko załamał - nie mogłam zasnąć przez całą noc.
- Co się mogło stać? - królewska małżonka była coraz bardziej zainteresowana.
- Ależ zupełnie nie mam pojęcia. - w głosie dziewczyny dało się wyczuć przepraszające tony - Coś nie dało mi zasnąć przez całą noc, uwierało, wbijało się w moje ciało.
- Nie martw się dziecko, to nic wielkiego. - pocieszał ją stroskany Król.
Na twarzy Królowej można było zobaczyć wyraz triumfu. Znalazła.

Ta noc była piękna. Ciepła, rozświetlona księżycową poświatą, pachnącą kwiatami. Księżniczka znalazła się w sypialni księcia. Była jakimś urozmaicenie w jego pełnym dwórek świecie. Spojrzenie ciemnych oczu rozgrzewało bardziej niż wino, które zdążyło zacząć krążyć w jej żyłach kosmykami ognia. Cicho szeptane słowa oplatały jej kark, szyję, biodra. Topiła się w oparach dusznej bliskości. Potem nagle krew pozostała krwią, ciało było już tylko ciałem. Każda jej komórka odczuwała swoją bolesną odrębność. Jej myśli błądziły gdzieś w okolicach jego oczu, które były obce i dalekie. Kiedy skończył, obcy i daleki stał się cały. A w jej oczach pojawiły się dwie ogromne krople deszczu. Od rozgwieżdżonego nieba powiało chłodem.

Zgodnie z tradycją, po narodzinach syna, królowa udała się do nadwornego Maga. Każdy członek rodziny królewskiej, zaraz po przyjściu na świat, dostawał rozrysowany horoskop i przepowiednię na dalszą drogę życia. Po udzieleniu informacji dotyczących charakteru, temperamentu, przyszłości królewskiego syna, mag zauważył jeszcze jedną interesującą rzecz:
- Nie każdy król jest szczęśliwym mężczyzny.
- Mój syn na pewno będzie w życiu szczęśliwy. - Królowa jak każda matka pełna była dobrych przeczuć.
- Szczęśliwy mężczyzna, to mężczyzna, u którego boku stoi kobieta przeznaczona mu przez los. - dodał Mag.
- Jak ją rozpoznać? - zainteresowała się królewska matka.
- Ależ to proste. - rozpoczął Mag - Wystarczy, że Jowisz znajdzie się w konstelacji Strzelca i wejdzie w koniungcję z jego Imum Coeli. A wtedy.
Mag dokładnie wytłumaczył Królowej, co powinna wtedy zrobić.

C.D.N.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy