Przejdź do głównej zawartości

Oda do jego oczu

ODA DO JEGO OCZU

Zazwyczaj jego oczy są koloru herbaty, przez którą ktoś przepuścił promień słońca. Jednak czasami. Brąz intensywnieje jakby nasączony krwią. Czuję pełzające ku mnie spojrzenie. Jego wzrok hipnotyzuje mnie.
Dwa promienie wplątują się w moje włosy. Bawią się przeczesując je, muskają skórę głowy. Za chwilę jego wzrok, jak mile łaskoczący sznur korali, oplata moją szyję, drażni płatki uszu. Przymykam oczy. Odnalazł mój kark, jak pan swojemu ukochanemu kotu, gładzi plecy wzdłuż kręgosłupa. A ja, rozkapryszona kotka, wyprężam się i poddaję temu coraz bardziej łagodna, miękka, roztopiona. Ześlizguje się w dół. Sunie do dołu od bioder do kostek. Z powrotem do góry od kostek do bioder. Od bioder do kostek. Od kostek do bioder. Pogubiłam się. Wyprężam ciało w tym ciepłym blasku. Świat dookoła wiruje, ziemia dawno straciła kontakt ze stopami. Dotyka delikatnej skóry wewnętrznej strony ud. Bezwiednie rozchylam nogi. Miękki jedwabny szal przesuwa się leniwie pomiędzy nimi. Nagle świat rozbłysnął pomarańczową barwą. A ja modlę się, żeby on nie zamknął oczu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy