Przejdź do głównej zawartości

Okno z widokiem na przepaść

OKNO Z WIDOKIEM NA PRZEPAŚĆ Mam okno z widokiem na przepaść Której tylko z pozoru nie ma Jest tak daleko, że nie istnieje Czuję jej powolne skradanie Pewnego poranka zbliża się Nieśpiesznie od horyzontu Czasem nawet tak śpiesznie, że Budzę się świtem wśród gruzów Wstaję otrzepuję się z pyłu Sprzątam chaos dookoła Kamień po kamieniu buduję Dom jak marzenia rozłożysty Mam okno z widokiem na przepaść Której tylko z pozoru nie ma Wiem już, że ona się zbliży Nasłuchuję chrzęstu horyzontu Gdy ziemia ściany podłoga Usuwają się spod stóp To zawsze jakby stawało się Pierwszy raz, ostatni raz Wśród zarwanej ziemi Wygrzebuję się z kamieni Stawiam mozolną konstrukcję Dom jak nadzieja mocny Mam okno z widokiem na przepaść Której tylko z pozoru nie ma Czekam na nią zuchwale Za kamiennym murem schowana

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy