Przejdź do głównej zawartości

Drzazga, rozdział 3


MARIA: LINIA DOŻYCIA



Ciąża wyszła przypadkiem. Maria zazwyczaj robi wielkie zakupy w pobliskim supermarkecie. Tego dnia supermarket został w innej dzielnicy miasta. Został w innym życiu, wygodnym i dopasowanym jak stare wytarte kapcie. Tu gdzie się teraz zatrzymała nie znała jeszcze sklepów. Chleb razowy i twaróg kupiła na śniadanie w jakiejś maleńkiej, lokalnej dziupli. Dziupla była wystarczająco duża by móc tam nabyć ciekawy zestaw piw, podstawową paletę win oraz rozległy wachlarz wódek. Spożywka była tam jakby przypadkiem. Właśnie. Przypadkiem tuż obok natknęła się na aptekę. Okres spóźnia się już ponad tydzień. Poprzedni test, wykonany zgodnie z zasadami sztuki w terminie spodziewanej miesiączki, wykazał wynik negatywny. Pozytywny. Czasami negatyw jest pozytywem. Rozgrzebała powietrze w portfelu. Dylemat, czy obfity obiad, czy kolejny test ciążowy rozwiązała z pozytywnym skutkiem dla tej drugiej opcji.
Następnego ranka patrzyła na przypadkowe dwie kreski. Wynik pozytywny, który dał wynik negatywny. Czasami chwyta się chwilę, gdy życie toczy się zrywami, sekunda po sekundzie. Gdy ma się odrobinę szczęścia, jedna z tych sekund zatrzymuje się na dłużej. Chwyta ją by nie zbiegła, by trwała. Chwyta, bo wie, że kolejne sekundy przyniosą coś strasznego. Sekunda wyślizguje się z dłoni i dociera, że to nie żart, ani film dla przeżuwaczy popcornu. Słychać szczęk sztaby zamykającej się nad głową. Liczy się w myślach, ile sekund powietrza jeszcze zostało. Tlenu nie ma nawet w portfelu. Ma nic. Zaraz to nic może być do podziału dla dwojga.
Maria przegląda ogłoszenia o pracę. Ma mentlik w głowie. Ma mentlik w brzuchu. Nie da rady teraz nic wysłać. Stanowiska wirują jak karuzela, oczekiwania zamieniają się miejscami z propozycjami. Zaraz i tak musi wyjść na rozmowę w sprawie pracy. Rozmowa w południe, na drugim końcu miasta. Drugi koniec miasta licząc od mieszkania Agaty i Tomka. Maria zastanawia się gdzie będę mieszkać za kilka dni? Jaki jest sens oceniać, czy do jakiegoś miejsca pracy jest blisko, czy daleko?
Po godzinie stoi przed wysokim biurowcem ze szkła. I choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów. I jakby się nie natężali, to nie ukamienują tych szyb, co jakby ze stali. Zasieki portierni. Windą na dziewiąte piętro. Najpierw trzeba rozwiązać łamigłówkę, która to będzie winda. Oczywiście system budynku rozwiązuje ją za Marię. Nie może być tak, że na każde piętro można dostać się każdą windą. Ludzie jeszcze by się spotkali. Długi, jasny korytarz, wykładzina w przyjemnym kolorze. W małej salce czeka młoda dziewczyna. Starość na rynku pracy zaczyna docierać do człowieka po raz pierwszy, gdy zaczynają go rekrutować siksy. Może to też stażystka?
Proszę krótko opowiedzieć o swojej karierze zawodowej.
Kariera w jej CV zajęła pięć linijek. Początkowo było ich trzy, ale Maria wymyśliła kilka dodatkowych obowiązków, które mogła wykonywać. Tak doradziła jej Kinga. Tyle mogła zrobić dla idiotki, która rzuciła z dnia na dzień swoje jedyne dotąd miejsce pracy. Pomogła Marii napisać CV. Punkt o tym, że jej pierwszym obowiązkiem było sypianie z właścicielem firmy pominęły. Maria sypiała z nim zanim założył tę firmę. To trochę ją rozgrzeszało. Teraz sypia z nim inna. Inna nie robiła tego z nim, kiedy nie miał jeszcze firmy, tylko miał po prostu bogatego tatusia. Inna była wtedy w gimnazjum. A może w podstawówce.
Co przyciągnęło Panią do naszej firmy?
Po brzuchu rozlewa się smuga miękkości. To pierwszy ułamek sekundy. W drugim fala kurczy się, by ponownie rozlać - teraz pianą bólu. Fala przyboju w macicy Marii. Do firmy przyciągnęła ją potrzeba pracowania. Teraz ta potrzeba będzie chyba jeszcze pilniejsza. Maria widziała w korytarzu plakat z akcji „Firma przyjazna matkom”. Może chodzi o matki pracowników? Uśmiecha się niezobowiązująco.
Jesteście państwo firmą o stabilnej, wiodącej pozycji na rynku. Polecaną w tej branży.
Dorzuca jeszcze kilka drobiazgów z działu „Aktualności” z ich strony internetowej. Na tyle przytomności miała jeszcze tego dnia przed południem.
Widzę, że pracowała pani w dotychczasowej firmie od ośmiu lat. Co się stało, że teraz chce pani zmienić pracę?
Maria bąka coś o nowych wyzwaniach. Siksa patrzy się na nią zaciekawiona. W kraju kryzys, na rynku pracy bezrobocie i głównym wyzwaniem dla większości rodaków jest utrzymanie dotychczasowej pracy. Stażystka na biurku szefa, to żaden powód. W brzuchu Marii fale potęgują się. Może za chwilę dostanie okres? Rzuca dyskretnie okiem na kolor tapicerki na krześle. Granatowa. Ujdzie. Przemyka jej przez głowę, że zostawi na nim ciemną plamę, a siksa nawet nie połapie się, że to dziecko.
Na koniec chciałam jeszcze zapytać o pani oczekiwania finansowe i formę współpracy.
Maria rzuca, ile zarabiała na poprzednim stanowisku. Nie dodaje, że tylko, dlatego suma jest w takiej wysokości, bo była partnerką życiową szefa. Konkubina brzmi nieładnie. Konkubiną stała się na chwilę, gdy stażystka szefa położyła się na jego biurku. Siksa ma nieodgadniony wyraz twarzy. Notuje kwotę na wydrukowanym CV.
Czy to podlega negocjacji?
Dyplomatyczna forma powiedzenia komuś, że pięknie to już było.
Zależy, w jakich granicach.
Dyplomatyczna forma przekazania, że seks analny pracownika z rynkiem pracy jest tylko do pewnej linii. Niestety, w tym roku to rynek pracy dmucha pracownikom w szyję. Siksa ponownie coś notuje. W ogóle dużo notuje. Maria bierze to za dobrą monetę.
Co pani sądzi o umowie zleceniu? Oczywiście, w początkowym okresie pracy. Zanim się pani sprawdzi.
Zanim się pani sprawdzi, przyjmiemy kolejną chętną. By także mogła się sprawdzić. Ani siksa, ani Maria nie mówi tego na głos. Są dyplomatkami. To takie teczki na dokumenty. Siksa na pewno nią jest, bo znowu notuje. Co Maria powiedziała, że notuje? Podbrzusze znowu boli.
Czy chciałaby pani zapytać jeszcze o coś?
Tak, o drogę do toalety.
Nie, dziękuję. Wiem chyba wszystko.
W takim razie dziękuję. Odezwiemy się w ciągu tygodnia.
Jednak Maria pyta się o toaletę. Bielizna czysta.
Maria wychodzi ze szklanej twierdzy. Przed nią sznur samochodów, po prawej kolejka tramwajów. To jej trzecia rozmowa w sprawie pracy. Konieczność znalezienia nowej wynikła niespodziewanie przed miesiącem. Najpierw wynikły męskie pośladki. Pośladki wynikły spomiędzy dwóch smukłych nóg. Nie były potrzebne żadne znaki szczególne, by pośladki przypasować do tułowia Igora, nogi do ciałka stażystki. Rozwiązanie rebusu ułatwiał fakt, że działo się to w jego gabinecie, a ona wydawała z siebie dość charakterystyczne dla niej dźwięki. Maria pozwoliła im dokończyć, a sama wydrukowała wzór rozwiązania umowy o pracę za porozumieniem stron. Choć porozumienia nie było już od dawna.
Poprzednie rozmowy o pracę były podobne. Pani mocne strony, pani słabe strony. Największy sukces, największa porażka. Dlaczego pani rozstała się z poprzednim pracodawcą. Preferowana forma współpracy. Oczekiwania finansowe. Nie pytają o plany macierzyńskie. Dziś już nie wypada. Po prostu proponują umowę zlecenie.
Brzuch nadal boli. Od kilku dni Maria ma w podbrzuszu wirujący bęben pralki. Do dzisiejszego poranka czekała, aż jego zawartość ze niej wycieknie. To kwestia chwili. Lada moment. Teraz wie, że to nie będzie zwykła krew. Maria czeka, kiedy się zacznie i nie chce tego zatrzymywać. W jej brzuchu trwa walka. Z jednej strony wgryza się we nią istota. Wbija z impetem w krwisty miąższ. Odbija by po sekundzie rozpędzić ponownie. Raz za razem. Z drugiej strony jest macica Marii. Otrząsa się z nieproszonego gościa. Nabrzmiała od czekania, chce się tylko krwawo rozpłakać. Kropla po kropli. Akcja reakcja.
Który to może być tydzień? Piąty, może więcej? W całym tym zamieszaniu, Maria nie pamięta, kiedy miała ostatni okres. Piąty, czy trochę więcej, to tyle, co nic. Gdyby rano nie zrobiła testu, na zawsze nic pozostałoby niczym.
Dzwoni telefon. Czy Maria nadal jest zainteresowana pracą? Jasne, że jest. Jutro? Może. Godzina 11.00? Tak, odpowiada jej ta godzina. Przytrzymuje telefon ramieniem, przeszukuje torebkę by znaleźć długopis i skrawek papieru. Podana ulica nic jej nie mówi. Potem sprawdzi, gdzie mieści się ta firma.
Wraca do pustego mieszkania. Nie jest puste nią. Lada moment wypełni się prawowitymi mieszkańcami. Sześćdziesiąt metrów kwadratowych życia rodzinnego podzielonych na przedpokój, dwie sypialnię, łazienkę i salon z kuchnią. Sklejone z innymi sześcianami rodzin. A gdy Maria wychodzi na balkon dookoła widzi kilka masywów pełnych takich kubików. Pomiędzy nimi wąskie uliczki. Odległość niczym w południowej Europie, tylko klimat nie ten sam. Agata z Tomkiem kupili tu kilka lat temu dziurę w ziemi. Dziurę zasypaną kredytami. Obietnicę życia.
Maria weszła do tego świata kilka dni temu, gdy Igor zadzwonił, że wraca do domu. Jego domu, a jej bańki mydlanej. Trzysta pięćdziesiąt metrów powierzchni całkowitej. Użytkowej nie wyliczała. Wie, że bywają większe bańki na świecie. Ta była tylko jej. Igor kupił ten dom wiele lat temu. Na znalezienie ziemi, przejrzenie projektu architektonicznego, nadzorowanie budowy nigdy nie starczyłoby mu cierpliwości. Jego świat, to już, tu i teraz. Pewnego dnia wsiadł w samochód rano, a wieczorem przyjechał i oświadczył, że znalazł dla nich dom. Jeden z kilku z bannerem z napisem „na sprzedaż”.
Przed południem Maria zastała Igora pomiędzy nogami stażystki. W południe zaniosła wypowiedzenie do Kingi, kobiety od spraw kadrowo-księgowych. Ta skwitowała to stwierdzeniem, że Maria jest idiotką, co często potem jeszcze powtarzała. Prościej zwolnić stażystkę. Tylko jak zwolnić stażystkę spomiędzy nóg Igora? Wieczorem tego samego dnia, Maria zastała go pakującego się. Miał zarezerwowany spływ kajakowy jedną z rzek w Brazylii i nie zamierzał zrezygnować ze swoich planów. Rano już go nie było. Wiedziała, kiedy wraca, nie musiał dzwonić. Zdążyła spakować swoje rzeczy, część zostawić u ojca i Elżbiety. Z bagażem podręcznym zameldowała się u Agaty i Tomka.
To ostatnie momenty, gdy jest w tym mieszkaniu sama. Ostatnie momenty dnia, gdy ma wrażenie, że coś w życiu zależy tylko ode niej.
Wieczorem białe wino pite razem z Agatą. Pożegnanie lata. Podbrzusze już nie boli. Brzuch Marii jest zwyczajny. Dobiega z jego środka pozorna cisza. Cisza przed burzą. Oko cyklonu. Maria wysłuchuję historii ciąż Agaty. Krótkich historii. Nie wie jeszcze, kto dał za wygraną – dziecko, czy jej ciało. Wie, że jeśli chcę by dziecko zostało we niej, ona nie może zostać w tym mieszkaniu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy