Przejdź do głównej zawartości

Drzazga, rozdział 4


MAGDALENA: PRZYTRAFIŁO SIĘ



Przytrafiło się dziewczynie zaraz po ślubie. Mówię jej, młoda jesteś, dzieci będziesz jeszcze mieć. A mój syn studia dopiero kończy, na kupie się wszyscy gnieździmy, idź do lekarza. Załatw to.
Magda siedzi pod stołem. Cztery rogi, rozlanego kwiatowym wzorem obrusa dotykają dywanu. Kwiatowy wzór przepuszcza smugi słońca. Dywan utkany jest z gąszczu kół, kwadratów, esów, floresów. Krainą, w którą mała Magda wnika wzrokiem, by zagubić się na kwadranse. Nie ma jej. Zaszywa się pod tym stołem z serwetą, za tym tureckim dywanem. Ponad nią świat dorosłych. Babcia Janinka, sąsiadka Kielecka, dwa papierosy zasnuwające pokój mgłą oraz dwie szklanki kawy parzonej. Szklanki osadzone były w metalowych, plecionych koszyczkach. Babcia Janinka pochodziła ze starej szkoły dorosłych, według której, jeśli dziecka nie widać, to dziecko nie słyszy, a dziecko poniżej wieku szkolnego nawet jak słyszy, to nie słucha.
Ja tylko Januszka urodziłam. Widziałaś, ile go rehabilitowałam. Gdybym jeszcze urodziła jakieś dziecko, to dziś jeździłby na wózku inwalidzkim. A tak lekarzem jest, z prywatną praktyką. Tylko ta jego żona.
Przez wiele lat świat babci Janinki był światem Magdy. Jak ten stół, serweta i dywan. Mgła dymu papierosowego, kawa parzona w szklankach z metalowym koszyczkiem. Babcia też leczyła ludziom zęby, jak tata. Wcześniej zamykała gabinet, ona odbierała Magdę z przedszkola i czekały w domu na rodziców. Miejsce pod stołem ulubionym Magdy. Do babci przychodziły sąsiadki, koleżanki ze studiów i wszystkie przeprowadzały długie rozmowy o życiu i rodzinie. Tak Magda dowiedziała się, że mojej mamie przytrafiło się i nie byłam to ona. Urodziła się w pięć lat po ślubie rodziców.
Przytrafiło się. Jak się przytrafiło, to się załatwiało u lekarza. Świat był prostszy. Przytrafiło mi się. Co z lekarzem?
Świat babci Janinki, sąsiadki Kieleckiej, jej matki dawno zapomniał, co to znaczy, gdy się przytrafiło i gdzie się z tym idzie. Jedyną znaną Magdzie osobiście dziewczyną, która usunęła ciążę była Olka. To było wieki wcześniej.
Klasa maturalna. Zaraz po studniówce. To był jeszcze czas zabaw na sali gimnastycznej. Czas sukienek balowych kosztujących równowartość tylko jednego obiadu w restauracji. Czas fryzur i makijaży wykonywanych samodzielnie. Tradycja wina pitego ukradkiem w toalecie pozostała chyba ta sama. Wiara, że życie dopiero się zaczyna, wszystko przed nimi – ta sama też. Olce życie się urwało. Ewentualnie – przytrafiło się. Były jakieś plotki, szepty na korytarzu w czasie przerwy. Ktoś komuś gdzieś. W każdym razie Olka przystąpiła do matury w terminie, spokojna. To zdarzyło się ponad dziesięć lat wcześniej. Spotykają się często na kolacjach w restauracji, towarzyskich grillach. Jest gwiazdą socjometryczną – przyciąga ludzi, ich znajomych, znajomych znajomych. Po tylu latach mają wracać do tamtych wydarzeń?
Lekki wiatr letnio-jesienny przemyka po skórze. Magda i Olga siedzą we dwie na niewielkim tarasie. Przed nimi gustowny stolik ogrodowy, na nim parują dwie filiżanki kawy. W dłoni Olki elektroniczny papieros. Pod stolikiem nikt się nie ukryje. Dziś dzieci słuchają już w łonie matki. Trawnik przed nimi pełen jest dwójki dzieciaków i jednego golden retrivera. Jak z reklamy dowolnego rodzinnego produktu.
Od dawna chciałam się z tobą spotkać, ale wiesz dzieciaki, dom. To już nie czasy wychodzenia do kawiarni.
Magda przytakuje. Kawa na tarasie własnego domu. Dyskrecja miejsca na przykład. Czuje jak w jej brzuchu tyka zegar. Miarowo pulsuje. W takich momentach dominuje wskazówka sekundnika. Wraca do tamtych czasów. Studniówka, matura. Aborcja. Olka odkłada papierosa na stolik.
Na głowę upadłaś? Gdyby nie tamto, teraz tam biegałaby trójka dzieci.
Przecież nie znałaś wtedy swojego męża.
I co z tego?
Skąd wiesz, że mając tamto dziecko miałabyś tego męża, tych dwoje dzieci i tego goldena?
To nie ma znaczenia.
Zazwyczaj ważne rzeczy nie mają znaczenia. Olka zaczyna opowieść, której Magda nie może zatrzymać. Czeka, aż na jej końcu pojawi się jakiś numer telefonu, adres, nazwisko chociaż. Widzi te same dni, ale z perspektywy innego człowieka. Test ciążowy i strach Olki. Głuchy telefon jej chłopaka. Miał chyba na imię Artur. Olka mówi, że Adam. Rodzice Olki dowiadują się. Dwa dni później jest już w gabinecie ginekologa. Narkoza i po południu jest w domu. To istotne, bo następnego dnia jest próbna matura z polskiego. Magda zapamiętuje to ważne słowo – narkoza. Jak sen.
Magda, do tamtego momentu, to było jak sen. Potem dopiero się obudziłam. Dotarło do mnie. Kuba, tyle razy ci powtarzałam! Nie rób tego!
Kilka metrów przed nimi rozlewał się widoczek. Mały chłopiec stoi z rozłożonymi ramionami, otwartymi ustami. Nieco starszy od niego chłopiec celował w otwór usteczek dwoma palcami. Spomiędzy palców wiła się dżdżownica. Pies asystował temu, merdając ogonem w geście zachęty.
Kuba ma teraz okres fascynacji przyrodą.
Olga kontynuuje opowieść. Do matury wszystko szło sprawnie. Oczekiwanie na wyniki z wybranej uczelni także zabijało czas. Potem czas rozpoczął zabijanie Olki. Lato, czas relaksu i beztroski. Ona dolicza się, że cały czas nie dostała jeszcze okresu. Były tylko jakieś plamienia. Pierwsze, co przychodzi do głowy, to pomysł, że zabieg się nie udał. Nadal jest w ciąży. I zamiast wpaść w przerażenie, zaczyna się cieszyć. Czuje wypukłość brzucha, ospałość lipcowych popołudni. Pewnego wieczoru są nawet pierwsze ruchy.
Ugryzł mnie! Ugryzł mnie! Mamo, on mnie ugryzł!
W lipcowy dzień sprzed ponad dziesięciu lat wdziera się końcówka aktualnego września w osobie ośmioletniego chłopca. Ten, jako dowód wyciąga przed siebie wskazujący palec. Palec udekorowany jest wzorem zębów.
Nataniel nie wolno gryźć brata. Tyle razy o tym rozmawialiśmy.
Nataniel nie jest ptaszkiem, jest tygrysem. Nataniel nie je ownic, je miesko.
Na jedno z kolan Olki wdrapywał się płaczący starszy syn, na drugie szczerzący zęby młodszy.
Poczekaj. Włączę im bajki.
Olka wraca z paczką papierosów.
Rzuciłam palenie. To rezerwowa paczka Maćka. On też rzucił.
W dzień św. Anny – widzą minę Magdy uściśliła, że pod koniec lipca – Olka zaczęła krwawić. Najpierw wykrwawiła senność, osłabienie. Potem wyciekły z niej nudności. Przez dwa dni leciał wirem ruch po ruchu. A na koniec wyplamiła wypukłość brzucha. Tylko głowy nie mogła do końca wyczyścić. Z iluzji. Za to zadzwonił Adam. Dostał się na architekturę i miał wreszcie czas dla Olki. Spotkali się jeszcze kilka razy, ale rozplotło się coś pomiędzy nimi. Nie rozumiał, o co jej chodzi z tą ciążą. Przecież jej rodzice załatwili sprawę.
Tak naprawdę nie rozumiał nikt. Próbowałam o tym z kimś pogadać. Wszyscy się dziwili, o co chodzi, przecież już po wszystkim. Kiedyś całą imprezę spędziłam na takich rozmowach.
Wydawało się, że wszystko jest w porządku.
Nic nie było. Sama ze mną na ten temat rozmawiałaś.
Magda rozgarnia wspomnienia warstwa po warstwie. Wraca do tamtych studenckich wieczorów w klubach i knajpkach. Przypomina sobie stolik w rogu sali. Kilka szklanek piwa. Popielniczka pełna papierosów. Magda pamięta jak śmieje się z zaciągającej się dymem przy piwie Olki.
Byłaś jedyną niepalącą w klasie. Teraz prawie skończyłaś paczkę.
Odpowiedzią Olki jest zaciągnięcie się kolejnym papierosem.
Zobacz. Z Adamem nam nie wyszło. Studiuję od kilku tygodni. Rodzice prawie wtedy wyrzucili mnie z domu. Gdzie podziałabym się teraz z tym dzieciakiem?
Magda nie komentuje. Liczę w myślach, czy wystarczy jej kasy na paczkę paluszków. Może lepiej jedno piwo? Do rozmowy wtrąca się któraś z dziewczyn. To była chyba Weronika, koleżanka z roku Olki. Wtedy Magda ją poznała.
Całe szczęście, że rodzina ci w końcu pomogła. Nie musiałaś sama szukać lekarza.
Nawet nie zdążyłam się nad tym zastanowić.
Wiesz, co zrobiła moja siostra i jej chłopak? Rok temu. Wpadli. Mieszkają z naszą babcią. W kawalerce, ale w kamienicy. Miejsca jest trochę, ale bez rewelacji. Para idiotów.
Wpatrywali się wszyscy w Weronikę. Magda postanowiła jednak zamówić piwo. Przekąski dobre są w domu.
Zamówili jakieś cudowną tabletkę przez internet. Dali całego tysiaka. Nie zadziałała. To kupili jeszcze jedną. Nowy tysiąc. I nic.
To trzeba ich było używać dowcipnie nie doustnie. – roześmiał się Igor, wtedy świeżo upieczony chłopak Magdy – Mam ochotę coś przekąsić, kto ma jeszcze ochotę? Stawiam.
Magda też się roześmiała. Do piwa przyda się coś do zjedzenia. A to takie miłe, gdy twój mężczyzna ma gest. Weronika miała inne odczucia, spojrzała na Igora trochę jak na kretyna. Magda też powinna była wtedy na niego patrzeć oczami innych. To Weronika wydała jej się osobą bez poczucia humoru.
Poszli w końcu do lekarza. Ciąża martwa, ale trzeba było czyścić. Następne dwa tysiące. Musieli zrezygnować z wyjazdu na narty. Teraz odkładają na ślub. To już latem przyszłego roku.
W godzinę, jedną porcję żeberek, jedno piwo później, gdy Magda wróciła z toalety do stolika, Olka tłumaczyła coś ówczesnego chłopakowi Weroniki. Temat ten sam.
Nie mogłabym teraz liczyć na faceta, na rodziców też nie. Mieszkałabym pod mostem.
Chłopak ziewnął zmęczony. Było już po północy.
Czy ty musisz tyle o tym gadać.
Albo coś w tym stylu, bo Olka ściąga Magdę z powrotem do swojego ogrodu i swojego życia żony i matki dwójki dzieci. Życia ponad dziesięć lat później.
Dużo wtedy o tym mówiłam. A najgorzej było, gdy zbliżała się data porodu.
Data porodu? Jakiego porodu? Magda musiała mieć znowu dziwną minę, bo Olka wyjaśnia. Nie pamięta już, kiedy wyliczyła sobie, kiedy miałby się urodzić tamto dziecko. W miarę zbliżania się do tego hipotetycznego dnia, coraz bardziej była rozchwiana emocjonalnie. Szczególnie, że znowu nie dostawała okresu. Ciążę tym razem od początku wykluczyła.
Zapalcie światło. Już ciemno.
Jest już nie tylko ciemno, ale i chłodno. Maciej, mąż Olki, zagląda do nich na chwilę. Krótkie cmoknięcie w policzek.
Podgrzej sobie kolację. My tu jeszcze chwilę posiedzimy.
Maciej znika w jasnej plamie salonu. Po chwili dobiega stamtąd pisk i podskakiwanie dzieci.
Miałam szczęście, że na imprezie połowinkowej spotkałam Maćka. Przez połowę studiów z nikim nie chciałam się spotykać. Oboje chcieliśmy mieć rodzinę i dzieci. Wiesz, że Kubuś urodził się w niemal rocznicę tamtej aborcji?
Dzień definitywnie dał za wygraną. Ustąpił pola nocy. Jesienna noc. Czuć to w powietrzu. A Magda nadal mam ciężki kamień w podbrzuszu. Od testu minęło kilkadziesiąt godzin. Kilkadziesiąt godzin ciąży za długo.
Magda, na kiedy masz termin?
Nie mam żadnego terminu.
Posłuchaj mam telefon do pewnego domu dla matek. Pomożemy ci.
Wiesz jak możesz mi pomóc.
Nie przyłożę do tego ręki.
Mam pytać w internecie?
Pauza.
Idź do Wenecji.
Przez chwilę Magda ma wrażenie, że syndrom post aborcyjny wpłynął na Olkę zbyt wojowniczo. Nie dość, że wysyła ją za granicę, to nie wystarczy do najbliższych sąsiadów. Najlepiej z aborcyjną pielgrzymką, pieszo.
Weroniki nie pamiętasz? Znamy się od czasów studiów. Nazywaliśmy ją Wenecją. Kiedyś zwierzyła się, że poszła do lekarza.
Magda musi już iść. Najchętniej zadzwoniłaby do Weroniki już, natychmiast.
Masz szczęście. Wczoraj rano wróciła do kraju. Była dwa lata w Azji.
Olka odprowadza ją do furtki. Żegna się zdawkowo. Magda odwraca się po kilku krokach. Widzi żarzący się w ciemności ognik papierosa. Dobiega do niej zapach tytoniu.

Studenci lubią imprezować. Lubią imprezować często. Olka i Weronika nie odbiegały za daleko od tego schematu. Znaczne ograniczenie budżetu tych spotkań, często zmuszały towarzystwo do konsumpcji w parkach. Pewnej ciepłej nocy, w trakcie takiego spotkania towarzystwo zastał patrol Straży Miejskiej. Gdy doszło do legitymowania, serfującej na fali wina Weroniki:
Imię?
Wenecja!
Nikt już nie pamięta, czy własne imię skojarzyło się jej z włoskim miastem, czy dyskutowali tuż wcześniej o podróżach. Weronika została Wenecją.
Magda obawiała się, że trudno będzie się z nią skontaktować. Dopiero aklimatyzuje się w kraju. Zagaduje do Weroniki na jednym z portali społecznościach. Jeszcze tego samego wieczoru, zaraz po powrocie od Olki. Nie wie, jak zareaguje. Może nielegalna aborcja także zrobiła z niej zwolenniczkę rodzinnych wartości? Pisze delikatnie, że potrzebuje kontaktu do zaufanego ginekologa, wie, że ona kiedyś z usług takiego korzystała. Weronika wyraża współczucie, więc chyba zagadka jest rozszyfrowana.

Olka dała namiar do mnie? Odkąd zajęła się psychologią chrześcijańską i wspólnotami neokatechumenalnymi to trudno wydobyć z niej takie informacje Dziwne, że nie wyrzuciła cię z domu. Pisała niedawno, że starają się o trzecie dziecko. Mam gdzieś ten numer, ale to kontakt sprzed trzech lat. Jutro ci go prześlę.

Kolejne godziny czekania. Godziny czekania godzinami. W dodatku następnego dnia jest piątek. Potem będzie weekend. Magda nie sądzę, by usuwano ciąże w dni wolne od pracy. To nie jest biznes działający na pełnych obrotach. Choć przeciwnicy mogą tak sądzić. Po weekendzie będzie nowy tydzień. I to nie nowy tydzień roku. Nowy tydzień ciąży.
W piątek, w południe, odbiera telefon. Zapraszają ją na rozmowę w sprawie pracy, na wtorek. Po godzinie znowu dzwoni komórka. Oferta kar kredytowych. Bank jeszcze się nie połapał, że Magda straciła pracę. Jakiś czas potem znowu połączenie przychodzące. Igor. Nie odbiera. Wreszcie, po południu Weronika przesyła SMS-em numer telefonu do lekarza. Magda próbuje się tam dodzwonić. Takie gabinety działają do późnego popołudnia.
Dzień dobry. Jestem w ciąży. Chcę ją usunąć.
Nie, to zabrzmi zbyt bezpośrednio. Przecież zajmują się różnymi problemami ginekologicznymi.
Dzień dobry. Mam kłopot. Przytrafiło mi się.
Nie, teraz wychodzi na gimnazjalistę, której utknął tampon w pochwie.
Dzień dobry. Spóźnia mi się miesiączka. Chciałam ją wywołać.
Zacytuje tekst hasło z ogłoszeń prasowych. Liczy na inteligencję i refleks pana doktora. W słuchawce słyszy kobiecy głos. Chwila zawahania.
Dzień dobry. Zastałam doktora Kaczyńskiego?
Pomyłka. Doktor już nie przyjmuje.
Mam zadzwonić w poniedziałek?
Gabinet został przeniesiony. Nie wiem gdzie. Już ponad rok ich nie ma, a ciągle wydzwaniają do nich.
Sygnał przerwanego połączenia. Połączenie prosto jest przerwać. Weekend nadciąga chmurą godzin. W dodatku wracają Agata z Tomkiem. Wnoszą do mieszkania siatki wypełnione zakupami.
Pomogę wam.
Magda rzucam się energicznie na zgrzewkę wody niegazowanej, o średnim stopniu mineralizacji. Przecież tyle się mówi, że ciężarnym nie wolno dźwigać.
Zwariowałaś! Tomek przeniesie najcięższe rzeczy. Zrobiliśmy dla ciebie też zakupy.
Nic tak nie dłubie w człowieku, jak ludzka życzliwość. Nic tak nie dłubie w pustym portfelu też. Agata musi to chyba widzieć w oczach Magdy.
Daj spokój. Nie ma sensu, żebyśmy mieli oddzielny chleb, wodę, mleko, drobiazgi. Niedługo ty zrobisz zakupy. Na krewetki i owoce morza nie licz.
Dzwoni telefon. Przez chwilę Magda ma nadzieję, że dzwonią z gabinetu. Tego przeniesionego gabinetu ginekologicznego. Dostali informację ze skrzynki kontaktowej i zapraszają w najbliższym dogodnym terminie. Czasy nie sprzyjają przerywaniu ciąży. Trzeba przygotować siatkę zabezpieczeń. To Igor. Magda czuje, że za chwilę rozpłacze się. Z bezsilności.
Igor wydzwania. Idę się przejść, oddzwonię do niego.
Jak to powiedzieć? Jak to powiedzieć mężczyźnie, z którym żyło się dwanaście lat, a niewiele krócej mieszkało i pracowało. W reklamach kobieta kupuje parę małych bucików, pakuje pozytywny test do gustownej torebeczki, albo kartkę z cytatem „Każdy może być ojcem, nie każdy może być tatą”. Mężczyzna bierze do rąk pakunek, rozpakowuje, patrzy na nią, ona kiwa wzruszająco głową i rzucają się sobie w ramiona. W wersji bardziej swobodnej ona wymiotuje, albo rzuca z łazienki, że coś jej się okres spóźnia. On chwyta w sekundę wagę tych zdań i rzucają się sobie na szyję. Którą wersję wybrać? Telefon znowu dzwoni. Znowu dzwoni Igor. Nie zdążyła przygotować strategii.
Wydzwaniam do ciebie od rana! Musisz zdać jeszcze dokumenty w firmie. Żanetka nie może ich nigdzie znaleźć.
Zapomniała! Stażystka ma na imię Żaneta.
Musimy się spotkać.
Mnie nie będzie w firmie. Po prostu przyjedź w poniedziałek i pomóż jej.
Musimy, to ważne.
W kilka sekund pojęcie strategii staje się błahe. Magda mam klatce piersiowej rozmowę z Olką, Weroniką, gabinetem widmem. Ma w brzuchu gruby supeł. Dlaczego tylko ona ma go mieć?
Jestem w ciąży. Coś z tym muszę zrobić.
Jaja sobie ze mnie robisz? Bez łaski. Nie przychodź w poniedziałek.
Sygnał przerwanego połączenia. Ostatnio Magda ma same przerwane połączenia. Szkoda, że tylko telefoniczne. Połączenia w życiu mężczyzny mogą być przerywane dowolną ilość razy, bez konsekwencji, które media nazywają „ciężko wypracowanym kompromisem”.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy