Przejdź do głównej zawartości

Drzazga, rozdział 8


AGATA: A WY, KIEDY?



A wy, kiedy?
Zdanie „A wy, kiedy?” należy do tych, które z początku są jak paproch. Pyłek, kawałek kartki, piórka przyczepiającego się do ubrania. Strącasz dłonią. Zdmuchujesz. Po sprawie. Takie „awykiedy” Agata z Tomkiem mieli przed laty. Młodzi, piękni, niepoważni. Świeżo po studiach. Wcześniej świat odmierzali według opakowań pigułek antykoncepcyjnych. Ich prywatny, miłosny kalendarz.
Pierwszy raz to pytanie padło, gdy byli na obiedzie zaręczynowym u jej rodziców. Był początek lata. Siedzieli wszyscy w ogrodzie. Żołądki rozpoczęły swój mozolny proces trawienia posiłku. Pszczoły krążyły nad szklankami z piwem. Ojciec Agaty eksperymentował z własną pasieką. Za Agatą i Tomkiem były ich absolutoria. Przed nimi obrony prac magisterskich. Obrony udane w połowie, bo jej udało się to w następnym roku. On swoją w końcu odłożył. Czerwcowe promienie słońca prześlizgiwały się po cyrkonii w pierścionku Agaty. Wtedy przykleiło się do nich pierwsze.
A wy, kiedy?
Był to komentarz do informacji, że jedna z kuzynek Agaty planuje chrzciny i najlepiej gdyby ta uroczystość nie nakładała się na ich ślub. Oboje roześmieli się. Jeszcze nie nauczyli się powagi tego pytania. Jeszcze ich bawiło swoją nowością. Przed decyzją o ślubie, para jest jak z teflonu. Jak wielka miłość by ich nie łączyła, pytanie po nich spływa. Furtka została uchylona. Zamek w furtce podważył pierścionek zaręczynowy.
Najpierw niech ślubem się zajmą.
Mama Agaty wniosła na stół ciasto. Musiała się jeszcze wrócić do kuchni po talerzyki, dodatkowe serwetki. Tak, ślub. Ślub, czyli termin, kościół, sala.
Jeszcze nie teraz. – zamknęli temat młodzi.
Jeszcze nie teraz” okazała się ich wewnętrzną, praktyczną grą w kontrze do tej „A wy, kiedy?”. „Jeszczenieteraz” miało jeden, wielki plus. Było pojemnym workiem, z którego nawet, jeśli jeden powód by jeszcze nie mieć dziecka wyleciał, to umieścić tam można było kolejny.
Ta metoda przydała się, w rok później, na przyjęciu weselnym. Goście, jeśli nie życzyli im dzieci, to otwarcie dopytywali się o te dzieci. Szczególnie, że kuzynka pojawiła się w kościele i na przyjęciu z niemowlęciem na ręku. Maleństwo rozpłakało się na mszy, tuż przed złożeniem przysięgi przez parę młodą. Neogotycki kościół próbował sięgnąć nieba, dając doskonałą przestrzeń dla „Ave Maria” i skrzypaczki. Jak się okazało, dla zdrowych płuc niemowlęcia także. Płacz dziecka wypełnił nie tylko świątynię, ale i worek „jeszczenieteraz” państwa młodych.
Nad ranem, Agata razem z suknią ślubną i welonem, strzepnęła z siebie wszystkie „awykiedy”. I zaczęła razem z Tomkiem wkładać klocki do worka z „jeszczenieteraz”. Klocki były dwa. Jeśli te przedmioty są duże, a paprochów na ubraniu mało, to jeszcze wystarcza.
Pierwszym klockiem była praca. Praca jest mężczyźnie potrzebna, by mógł wyżywić rodzinę. Szczególnie, jeśli takową założył. Praca kobiecie jest potrzebna, by mogła mieć wszystkie świadczenia i to coś, co nazywają urlopem macierzyńskim, wychowawczym. Rynek pracy nie czekał już na absolwentów studiów humanistycznych. Nie tak, jak wtedy, gdy Agata z Tomkiem planowali swoją drogę życiową. Sukces na rynku pracy odnieśli połowiczny. Tomek zatrudnił się w pewnym koncernie spożywczym. Dostał obszar pod opiekę i od tego momentu, dzień w dzień, od rana do późnego popołudnia, starał się, aby słone przekąski jego pracodawcy były ulubionymi, a najlepiej jedynymi na półkach sklepowych. Był to czas krótkiej prosperity pomiędzy dwoma kryzysami gospodarczymi. Ludzie kupowali. Ludzie kupowali nie zważając, co i za ile. Sprzedaż rosła, budżety puchły, Tomek awansował i zarabiał.
Agata zaczęła współpracować w pewną fundacją. Plusem tej pracy było przeświadczenie, że realizuje się swoją pasję. Dobrze wyglądało to także w opowieściach przed znajomymi. Szczególnie tymi, którzy nadal szukali pracy w zawodzie. Minusem były zarobki i zatrudnienie na umowę o dzieło. Przecież od prawdziwych zarobków i prywatnego pakietu medycznego był mąż.
Drugim klockiem było mieszkanie. By mieć dziecko, trzeba mieć gdzie położyć je spać. Przy pomocy rodziny Tomka i kredytu hojnie udzielonemu przez bank prężnemu przedstawicielowi handlowemu, udało im się kupić mieszkanie. Był to bardziej potencjał mieszkania. Niecałe dwadzieścia metrów kwadratowych w starej kamienicy. Wydzielony kawałek, większego kiedyś mieszkania. Być może pokój dla kucharki, albo sprzątaczki, bo wejście było od tylnej klatki schodowej. Ich własne miejsce na ziemi. Jednak w dawnym pokoju służącej nie da się poszerzać rodziny. Nie dla takich celów został stworzony.
W świecie „awykiedy” brak stałej umowy o pracę i zbyt małe mieszkanie nie miały żadnej wartości. Agata z Tomkiem dorzucili nowe, malutkie klocki. Swoje własne, intymne. Ona rozpoczęła studia podyplomowe i poszła na kurs drugiego obcego języka. Wiedziała, że praca w fundacji nie będzie na zawsze. Pieniądze Tomka pozwalały na coraz ciekawsze życie. Zimowe wypady na narty, odpoczynek w ciepłych krajach.
Pierwsze dwa lata po ślubie były dla nich czasem życzliwej karencji. Otoczenie czekało na dobrą nowinę. Otoczenie zdawało sobie sprawę z tego, że poczęcie to czasem kwestia miesięcy. Czas minął i „awykiedy” z paproszków zamieniło się w karteczki samoprzylepne.
A wy, kiedy?
Aż wreszcie to pytanie pada ze strony samych znajomych. Owi znajomi swoimi ciążami i porodami zaczynają dołączać do przeciwnego obozu. Stoją po drugiej stronie brzegu i machają zachęcająco, by przeprawić się na ich stronę rzeki. Organizują przyjęcia z okazji pierwszy, drugich, trzecich urodzin dziecka. Zapraszają się nawzajem. Jako bezdzietni, Agata z Tomkiem, stali gdzieś z boku tych wydarzeń i wkrótce zauważyli, że omija ich część życia towarzyskiego.
To pytanie zadała Olga. Urodziła właśnie drugie dziecko. Siedziała na kanapie w salonie, ubrana w szlafrok. Szlafrok był z ciepłego materiału i zakrywał ją niemal po same stopy. Do tamtego momentu Agata na myśl o tej sztuce odzieży widziała tylko cienki, zwiewny kawałek materiału zakrywający pośladki. Włosy Olgi zawiązane były w cienką kitkę. Trzymała w ramionach skurczone ciało, które co i rusz wbijało się w jedną z jej piersi. Tomkowi przypomniała się scena z Matrixa, która musiała wylecieć w montażu.
Za drugim razem było szybciej. Niecałe trzy godziny. Tylko chwila partych. Prawie do końca byłam w domu. Mówię ci, wynajmij prywatną położną. To jest tego warte. W ogóle mnie nie ponacinali.
Olga wylewała z siebie strumień słów. Noworodek zasnął z jej sutkiem w ustach. Ten wkrótce wysunął się spomiędzy wałeczków jego warg. Maluch spał z rozchyloną buzią. Agata przypomniała sobie jedno ze zdjęć w rodzinnym albumie. Pogrzeb pradziadka w czasach, gdy jeszcze nie grasowały domy pogrzebowe. Zdjęcie przedstawiało jego ciało w trumnie. Łysawa, zmarszczona głowa z otwartymi ustami. Nadal uderzały w nią krople słów.
Wypisali nas już na drugi dzień. Dzięki Bogu. Z Kubą tkwiłam tam przecież wiele dni. Wiecie, żółtaczka. Nataniel to zupełnie inne dziecko. Od razu chwycił pierś. Jakby miał magisterium z ssania. A ile się ze starszakiem namęczyłam. Doradczyni laktacyjna prawie tu zamieszkała.
Agata rzuciła okiem na Mańkę. Ta wpatrywała się w Olgę niczym po lekturze jednego z podręczników psychologii społecznej. Nos, usta. Kilka zerknięć w oczy, ale nie w celu zaczepki. Byle tylko nie patrzeć na napęczniały biust. Agata miała odwrotny problem, nie mogła oderwać od niego wzroku. Na szczęście, dziecko zasnęło na dobre, a pierś została wciągnięta w biustonosz. Olga zakryła się połami szlafroka. Malucha nadal trzymała w ramionach. Z tym czymś na ręku nie była już dawną sobą. Mały Nataniel, czy jak mu tam, był zaporą pomiędzy nimi.
Ale ja tak gadam i gadam. Co tam u was?
Agata rzuciła okiem w stronę ogrodu. Na kanapie siedziały same. Ich panowie zostali prawie od razu zgarnięci przez Maćka do grilla. Igor na samym początku wykonał szeroki łuk omijający matkę z dzieckiem. Jej Tomek przysiadł się na chwilę. Poprzyglądał się noworodkowi jak egzotycznemu egzemplarzowi zwierzątka. Po kilku minutach dołączył do obu panów. Akurat wtedy maluch obudził się i zapłakał. Tomek nie załapała się na prezentację karmienia piersią. Teraz wszyscy mężczyźni stali nad kopcącym grillem, z butelkami piwa w ręku. Na stoliku obok nich stało wino, na które Agata miała ogromną ochotę.
Igor otworzył nowy tytuł. Przyjęliśmy nowe osoby do firmy. Robię duży barter z targami we Frankfurcie. – Magda także chyba szukała wzrokiem wina.
Olga pokiwała głową, a potem skierowała wzrok na Agatę i zadała TO pytanie:
A wy kiedy?
Kiedy przyjmiemy nowych pracowników?
- Nie żartuj. Kiedy zdecydujecie się na dziecko? Chłopcy z chęcią się z kimś pobawią.
Starszy syn Olgi, Kuba, nie wyglądał na zainteresowanego zabawą z niemowlętami. Odkąd tu przyszli był wczepiony w kolana ojca. Niczym zroślak.
Dlaczego nie pytasz o to Mańki?
Żartujesz? Widziałaś Igora? A twój Tomek aż klei się do dzieci. Zobacz sama.
Teraz wszystkie trzy spojrzały na scenę w ogrodzie. Magda zlokalizowała butelkę wina na stoliku i to, że jej facet otwiera drugie piwo. Olga zobaczyła starszego syna wtulonego w tatę i nachylonego nad nim z uśmiechem męża przyjaciółki. Agata widziała Tomka podającego soczek przestraszonemu dziecku, którego ojciec akurat miał obie ręce zajęte.
Jesteście już dwa lata po ślubie.
I Olga dodała swój koronny argument:
I pamiętam, jak podobał ci się mały Kubuś.
Agata nie spodziewała się strzału z tej strony. Z nie tak odległej przeszłości wyciągnęła strzępki wspomnień. W tych wspomnieniach, mały Kubuś był pachnącym mlekiem małym bobasem z roześmianą buzią. A z buzi wybijał się pierwszy ząbek. Agata nosiła małego na rękach i nawet raz przewinęła uznając to za przygodę roku. Była w całkowicie innym świecie. Studentka, w poważnym związku, mająca życie dopiero przed sobą. Teraz jest mężatką i jeśli powiedziała A musi powiedzieć B. wtedy dziecko było ekscytującym planem w dalekiej przyszłości. Teraz dziecko jest powinnością.
Olga poprawiła włosy ściągnięte gumką. Agata za to nie mogła sobie kompletnie przypomnieć przyjaciółki z czasów narodzin pierwszego syna. Może, dlatego, że przez pierwsze kilkanaście tygodni, młodzi rodzice zamknęli się w domu i nie przyjmowali gości. Gdy otworzyli drzwi maluch był kontaktowy, zachwycony upominkami, a młoda mama miała ułożoną fryzurę i nową sukienkę. Przy kolejnym dziecku, Olka, postanowiła uchylić rąbka owej celebracji przyjmowania nowego członka rodziny.
Agata jeszcze bardziej cofnęła się w przeszłość. Cofnęła się kilka lat wcześniej, gdy Olga z Maćkiem byli bezdzietną parą. Olka siedziała na tej samej kanapie i zbierała zamówienia na drinki. Impreza odbywała się pod hasłem ich różnorodności. Mojito, Cuba Libre, Gin Rickey, Gin Classic, Kruszon Truskawkowy albo po prostu zwyczajnie czysta wódka z kieliszków. Maciek nadal pełnił straż przy grillu. Olga krążyła po salonie niczym asteroida. Dookoła niej było pełno znajomych. Dom otwarty, który zamienił się w rodzinną twierdzę.
Przyjaciele, rodzina bliższa i dalsza, obrastali powoli w dzieci. Agata z Tomkiem obrastali nowymi planami. Mieszkanie trzeba zamienić na większe. Większe mieszkanie powinno być w samej Warszawie i dobrej dzielnicy. Tomek świetnie zarabiał. Był szefem regionu i miał pod sobą kilku początkujących młodziaków. Szybko okazało się, że po sprzedaniu kawalerki i wzięciu kredytu, mają do wyboru albo podobny metraż w modnej dzielnicy, albo trzy pokoje na obrzeżach miasta. Byli zmęczeni mieszaniem oddechów na dwudziestu metrach kwadratowych. Postawili na sześćdziesiąt metrów na przedmieściach. Rozwojowe. Tak ktoś określił to mieszkanie. Być może przedstawiciel dewelopera. Rozwojowe, co oznaczało, że Agata z Tomkiem tym kupnem zadeklarowali zapełnienie dodatkowego pokoju – po salonie i sypialni – dzieckiem. Jednym, a nawet może dwójką.
Na razie pokój został zapełniony tak istotnymi przedmiotami jak: rower biegowy, hantle, mata do ćwiczeń jogi, biurko z komputerem, pudła ze starymi komiksami z lat 80tych (cała seria z Tytusem) oraz pudłami z ubraniami z poprzednich sezonów (ta moda może przecież wrócić). Wbrew pozorom, to wystarczyło, by na dziewięciu metrach kwadratowych zabrakło miejsca nawet na stopę. Dziecko bywa zazwyczaj większe od stopy, ale tym nie zamierzali się na razie martwić.
Dość szybko okazało się, że sam metraż, to nie wszystko. Uświadomiła to Agacie koleżanka z fundacji.
Sprawdziłaś żłobki i przedszkola w okolicy? A jakie tam są szkoły?
Agata na moment zamyśliła się, skanując w pamięci okolice bloku. Dookoła była część osiedla zbudowana dwa-trzy lata wcześniej, ich świeżo oddane budynki, blok dopiero budowany. Tuż obok były łąki, także przeznaczone pod zabudowę wielorodzinną. W oddali majaczył las, jak się później okaże wycięty, pod kolejne nowe bloki. Na całej trasie, którą co rano pokonywała z Tomkiem samochodem, nie widziała żadnych placówek zajmujących się dziećmi. Aż do obwodnicy, która porywała ich niczym tętnica i wrzucała w krwiobieg miasta.
To może są prywatne? – dopytywała się koleżanka
Agata zamyśliła się na krótszy okres czasu. Nie, prywatnych także nie widziała.
Dziecko zostanie z opiekunką? Zostaniesz z nim w domu? Stać was?
Nie mam pojęcia. – wyrwało się Agacie.
To jak wybieraliście to mieszkanie? Jak dla bezdzietnej pary.
Tak Agata dowiedziała się, że powinna nie tylko zaplanować urodzenie dziecka. Powinna od razu zaplanować, kto będzie się nim opiekować oraz gdzie będzie się uczyć.
A pani, kiedy?
Apanikiedy” jest odmianą „awykiedy” różniącą się jedynie formalnymi okolicznościami. Pytanie spadło na Agatę w sytuacji jak najmniej komfortowej. Leżała właśnie, ułożona w miarę wygodnie. Wygodnie, biorąc pod uwagę okoliczności. Pod plecami czuła chłód leżanki. Nogi rozsunięte, podciągnięte w kolanach, oparte o podpórki. Pośladki podparte, ale czuwające tuż na urwiskiem leżanki. Rozchylona. Bezbronna. Skłoniona sytuacją do zaufania. Scena była już tyle razy przez Agatę przerabiana, że wchodziła w nią jak doświadczony aktor. Raz do roku bardziej rozwinięty scenariusz. Data ostatniej miesiączki? Jakieś problemy? Zaproszenie na fotel. Jednobarwne sześciany płyt na suficie. Pobranie próbki na badanie cytologiczne. Badanie palpacyjne. Grzeczna macica. Zdrowa macica. Dziękuję, można już zejść. Wypisanie recepty na pigułki. Odebranie wyników badań za kilkanaście dni.
Doktor jest zwolennikiem teorii, że rozmowa jest doskonałą grą wstępną także w scenariuszu badania na fotelu ginekologicznym. Niezobowiązujący small-talk. Ocena pogody, plany urlopowe, czy też świąteczne. Pacjentka leży zajęta wypowiadaniem słów. Dzięki czemu nie tworzy scenariuszy tego, co się dzieje pomiędzy jej nogami.
Tym razem scenariusz został zaburzony. Spomiędzy swoich nóg Agata usłyszała:
A pani, kiedy?
I pytania nie zadała wcale jej macica. Uniosła głowę zaskoczona. Sufit był taki jak zawsze.
Co proszę?
Proszę leżeć. Kiedy planuje pani ciążę?
Agata powróciła do studiowania zarysów na suficie. Rozmowa z kimś, kto był poza zasięgiem jej wzroku nie była komfortowa. Znajomy wziernik tym razem irytował. Jakby też był ciekawy.
Nie myślałam nad tym, panie doktorze.
Doktor pojawił się w zasięgu jej wzroku. Odłożył coś na stoliczek obok. Sekundy pomiędzy końcem badania, a pożegnaniem z wziernikiem są minutami. Wysunął wziernik. Zamknęła się. Pozornie. Ginekolog zaprosił ją do biurka. Zmiana miejsca, nie zmieniła tematu rozmowy.
Pod odbiór wyników cytologii zapraszam za trzy tygodnie. A nad czym się tu zastanawiać?
Ginekolog patrzył na Agatę wzrokiem dobrotliwego dziadka czekającego na wnuki. Wiele lat wcześniej, gdy była u niego na pierwszej wizycie, ceniła sobie jego wiek. Przekroczył wtedy granicę, za którą nie zawsze bywa się przez studentkę postrzegany, jako mężczyzna. Był za to na tyle młody, że daleko mu było do zakończenia kariery lekarskiej. Gdy przestał przyjmować w jej przychodni studenckiej, szybko znalazła adres jego prywatnej praktyki.
A teraz pan doktor siedział po drugiej stronie biurka i zadawał niewygodne pytania. Agata wzruszyła ramionami.
Pani Agato. Pani, prawda? Ma pani – tu doktor zajrzał do karty – trzydzieści lat. Skończone trzydzieści lat. Najlepszy biologiczne moment na dziecko już mija. Na co chce pani czekać?
Mam jeszcze czas. Kobieta może zajść w ciążę i grubo po czterdziestce.
Pani Agato. Czas to ma mężczyzna. A tu trzeba się do ciąży przygotować. Zrobić badania, dobrze odżywiać, łykać kwas foliowy. Starania od dziecko mogą zająć nawet rok. Proszę spojrzeć na to usg pacjentki. Maluch ósmy tydzień ciąży.
Agata spojrzała na czarno-szary skan, na którym widać było rozmazaną plamę. Trochę jak rozpłaszczona pluskwa. Czuła się trochę, jak na krajoznawczej wycieczce, która nieoczekiwanie zamieniła się w namawianie do kupna koca z wielbłądziej wełny. Doktor ma dbać o jej zdrowie, kontrolować stan jej ciała. Nie oczekiwała dyskusji na temat macierzyństwa. Jak dowiedziała się potem z rozmów z innymi kobietami, jej ginekolog nie był wyjątkowy.
Mój poprzedni lekarz zadał to pytanie raz. I dlatego jest już poprzednim. – irytowała się Mańka – Teraz mam ginekolożkę. Na pierwszej wizycie ustaliłyśmy priorytety. Ciąża nim nie jest.
Zaczęły nawet we dwie żartować, że Narodowy Fundusz Zdrowia ogłosił dla ginekologów akcję akwizycyjną. Zapewne, co kwartał lekarze piszą sprawozdania, ile pacjentek udało im się przekonać do ciąży. A ci prowadzący w rankingach dostają jakieś dodatkowe punkty albo dofinansowanie. Wycieczkę do ciepłych krajów raczej nie. Tylko, co się dzieje z tymi na końcu peletonu?
Agata lekarza zmieniać nie chciała. Nie chciała się też tłumaczyć ze swoich planów życiowych.
Poproszę o receptę na pigułki. Jak zwykle.
Oj, pani Agato.
Doktor pokręcił głową i sięgnął po bloczek z receptami.
To spotkanie jednak dało swoje efekty. Agata wróciła do domu, włączyła laptop i zaczęła przeglądać strony związane z macierzyństwem. Rozpoczęła od mocnego uderzenia. Od stron związanych z niepłodnością. Zasypało ją terminami, które niewiele jej mówiły. Niewiele mówiły, ale brzmiały złowrogo. Zespół Policystycznych Jajników. Endometrioza. Czynnik Leiden. Niedoczynność tarczycy. Dlatego pewnego późno wiosennego dnia odbyła w Tomkiem rozmowę.
Nie uważasz, że powinniśmy zacząć starać się o dziecko?
A chcesz mieć dziecko?
Mam trzydzieści lat. Kobiety po trzydziestce zaczynają mieć kłopoty z płodnością.
Leżeli oboje na kanapie, każde ze szklanką wody w ręce. Tomek wrócił właśnie z wieczornego biegania. Tego dnia wyjątkowo pracował tylko dziewięć godzin. Praca do późna miała swoje plusy. Do przejechania miał prawie pół miasta. Po 19: 00 unikał korków. Tomek dolał sobie wody.
Możemy spróbować, jeśli chcesz.
Na ekranie telewizora, dzięki VOD, leciał właśnie premierowy film. Gorący tytuł sprzed pół roku. Nie zdążyli na niego pójść do kina, bo Tomek dopinał budżet na trzeci kwartał. Agata miała iść z Mańką i jej Igorem, ale uznała, że chce obejrzeć film razem z mężem. Akcja została już zawiązana. Główny bohater próbując rozwikłać zagadkę napotkał na swojej drodze ekscentryczną kobietę. Pierwszy zwrot wydarzeń mieli już za sobą. Tomek podniósł się z kanapy.
Ukroję sobie sera. Też chcesz?
Nie, nie jestem głodna. No właśnie. Mam przejść na dietę, łykać kwas foliowy. Ty chyba też.
Tomek odwrócił się stojąc w aneksie kuchennym. Kroił dwa jasne krążki brie.
A po co ja? To ty będziesz w ciąży.
Przeniósł talerzyk na kanapę.
Częstuj się. Wiem, że masz ochotę.
Nie wiem, czy powinnam. W ciąży jakiś serów się nie jada. – Agata wzięła kawałek do ust.
Bohatera filmu okoliczności zmusiły do rozwikłania tajemnicy pewnej rodziny. Na ekranie właśnie odbywał jedną z kluczowych rozmów. Jeszcze nie wiedział, że rozmowa może być kluczowa. Zazwyczaj nikt o tym nie wie. Agata z Tomkiem domyślali się, bo czytali książkę w oparciu, o którą nakręconą film.
Muszę potwierdzić rezerwację w biurze podróży. – przypomniał sobie Tomek.
W sierpniu planowali wyjechać na tydzień do Afryki. Termin był jeszcze odległy, ale zaliczka powinna być wpłacona już teraz. Agata jednak skusiła się na kawałek sera.
Czekaj. Jak zaczniemy się teraz starać o dziecko, to może w tej Afryce będę już w ciąży?
I co z tego?
Będę się pewnie źle czuła. Albo w ogóle nie będę mogła zmieniać klimatu.
To mam nie potwierdzać?
Agata wzięła drugi kawałek sera. Akcja na filmie trochę zwolniła.
E tam. Przełóżmy tę ciążę na jesień. Po wakacjach. Albo zróbmy to dziecko w Afryce. Będzie romantycznie.
Jak chcesz. – Tomek wlał do szklanki ostatnią wodę z butelki – Piwa bym się napił.
To weź i dla mnie.
Bohater filmu, jeszcze nie przeczuwając, zawitał do domu mordercy. Historia zaczynała dobiegać do finału. Agata i Tomek wygodnie ułożyli się z piwami na kanapie. Trudne decyzje zostały odwleczone. W łazience leżały jeszcze dwa opakowanie pigułek antykoncepcyjnych.
Agata, przed wyjazdem na urlop, nie rozpoczęła nowego opakowania. W Afryce nie zaszła w ciążę. Po powrocie z urlopu także. Zaczęła się zastanawiać nad wizytą u ginekologa. Przydałoby się skierowanie na badania, czy jest wystarczająco do tej ciąży gotowa. Internet bombardował ją takimi tematami jak toksoplazmoza, cytomegalia, prolaktyna.
Na dzień przed wizytą u doktora, byli na winie u Mańki i jej Igora. Odbyło się wzajemne oglądanie zdjęć z wyjazdów wakacyjnych. Tu minimalistyczna sawanna Afryki, tam bogactwo kolorów Dominikany. Przy trzeciej butelce wina padł pomysł by następnym razem wyjechać gdzieś wspólnie. I nie czekać do lata, na kolejne wakacje. Igor rzucił projekt Sylwestra na nartach. Skromnie, w Alpach włoskich. Tego wieczoru, po powrocie do domu Agacie szumiało w głowie od wina. Tomkowi także, bo ledwo zamknęli za sobą drzwi, nabrał ochoty na seks. Wino odmłodziło w obojgu związek o kilka lat. Nie położyli się nawet. Stali w salonie oparci o ścianę.
Poczekaj chwilę!
Agata zatrzymała bieg swoich majtek ku kostkom.
Przecież jak teraz zajdę w ciążę, to na nartach będę już w tej ciąży. Mogę się wywrócić, poronić. I co to za Sylwester bez alkoholu?
To zajdziesz po nowym roku.
Tomek już podsunął jej bluzkę do góry i zaczął całować jej piersi.
Nie biorę pigułek. Masz gumkę?
A po co miałbym mieć? Chciałaś być w ciąży.
Tomek zostawił na wpół rozebraną Agatę i usiadł na kanapie. Włączył migotający obraz zna ścianie. A po chwili zniknął w łazience. Nie kochali się tej nocy. Następnego dnia, Agata wzięła od ginekologa receptę na nowe opakowania pigułek. Na osłodę, pochwaliła się mu, że po nowy roku na pewno będzie się starać o dziecko.
Czasami do worka „jeszczenieteraz” ludzie sami wkładają argumenty. Czasami robi to za nich los. Nie pojechali na narty w Alpy, ani nie zaczęli starań o dziecko w styczniu. Późna jesienią Tomek stracił pracę. Pracował dla tej firmy ponad sześćdziesiąt godzin tygodniowo, miał dobre wyniki sprzedaży, sieć handlowców pod sobą. Dlatego udało mu się przetrwać na stanowisku pierwszy rok kryzysu. Potem pożegnano go, przyjmując na jego miejsce kogoś mniej doświadczonego. Mniej doświadczonego, za to o połowę tańszego.
Nie tylko plany sylwestrowe musieli z Agatą zrewidować. Odłożyli pomysł, by kupić kolejne mieszkanie, w ciekawszej okolicy. Została im niewielka pensja Agaty i jakieś oszczędności. Oszczędności szybko zaczęły się przydawać, bo rynek pracy wcale nie bił się o Tomka. Nie potrzebowano dyrektorów sprzedaży. Potrzebowano zwykłych przedstawicieli handlowych. Wiosną to on, nie rynek pracy, musiał zaniżyć oczekiwania. Także finansowe. Pewna firma IT otwierała swoje przedstawicielstwo w Polsce. Zaczął tam, jako jednoosobowy dział sprzedaży. Charakterystyki rynku nie znał, ale uznał, że produkt jest produktem. Oprogramowanie można sprzedawać tak samo, jak sałatki śledziowe. Agata wykupiła kolejne opakowania pigułek.
A pani, kiedy?
Krąg miejsc, w których macica Agaty nie była tylko jej prywatną sprawą zaczął się poszerzać. Jej plany dotyczące dziecka, nie były już tylko jej planami. Z jej brzucha wychodziły nici prowadzące do innych miejsc. Chociażby do miejsca pracy. Jedna z jej koleżanek w fundacji zaszła w ciążę. Sama Agata szybko ucięła „awykiedy” padające z ust reszty koleżanek. Jednak nie potrafiła być tak samo zdecydowana, gdy to samo pytanie zadał sam prezes. Agata przedryfowała z grona dwudziestolatek, poznających życie, do grupy trzydziestolatek, praktykujących życie. A jej zegar biologiczny wisiał widocznie w gabinecie pracodawcy. Ten pytał z powodów odmiennych niż ginekolog.
Pani Agato, muszę rozplanować pracę fundacji na najbliższy rok. Pani jest od kilku lat mężatka, przekroczyła już trzydziestkę.
Panie prezesie, nie zastanawiała się.
Siedzieli w jednym z pokojów mieszkania w starej kamienicy. Za oknami widać było inne równie leciwe budynki. W sąsiednich pokojach uwijali się sprawnie woluntariusze. W fundacji był gorący okres. Potrzebna była każda para rąk. Ciężarna współpracownica skorzystała z okazji i poszła na zwolnienie lekarskie. Choć papier od lekarza był tylko formalnością, bo większość była zatrudniona na umowę zlecenie. Z drobnym wyjątkiem składającym się z samego prezesa, jego małżonki, ich córki oraz zięcia. Agata poczuła, że pomimo ciepłej wiosny, pokój jeszcze nie nabrał słonecznego ciepła. Spróbowała obrócić sprawę w żart.
Na pewno nie w tym roku.
Proszę się zastanowić i powiedzieć, co pani postanowiła.
Agata odruchowo przytaknęła. Wyszła na wąski korytarz biegnący przez długość całego mieszkania. Otworzone drzwi innych pokoi rzucały jasne plamy światła na podłogę. Wszystkie w z wyjątkiem tego, z którego wyszła. Dopiero teraz zorientowała się, że prawie całe mieszkanie ma okna wychodzące na zachodnią stronę. Tylko gabinet prezesa miał ekspozycję na północ. Dlatego zawsze panował tam półmrok i chłód.
Agata wyniosła jedno z doświadczenia koleżanki z fundacji. Do ciąży przydaje się umowa o pracę. Na zatrudnienie w fundacji nie miała, co liczyć. Po kilku latach pracy tam to akurat już wiedziała. Co rok uczelnie opuszczały nowe dziewczyny gotowe zdobywać cenne doświadczenie z uznanej instytucji charytatywnej. Rąk do pracy było aż nadto. Choć córka prezesa od lat była na kolejnych urlopach wychowawczych, a zięć pracował zdalnie i nigdy się nie pojawił. Małżonka bywała rzadko, za to z coraz to nowymi pomysłami na tomiki wierszy do wydania. Wiersze były dla czytelnika dorosłego, fundacja statutowo zajmowała się małymi dziećmi.
Agata rozpoczęła dyskretne poszukiwania nowego miejsca pracy. Szybko okazało się, na spotkaniach, że jej brzuch także i tu jest ważnym punktem.
Pani jej mężatką.
Ten pokój był w biurowcu z dekady Gierka. Wszystko tu było zszarzałe. A duch popielniczek z tlącymi się papierosami jeszcze się nie rozwiał. Siedzący za biurkiem mężczyzna był bardziej dopasowany do świata współczesnego. Dobrze skrojony garnitur, niebieska koszula i lekko nażelowane włosy. Był chyba młodszy od Agaty. Bardziej stwierdził, niż zadał pytanie. A następnie zawiesił na chwilę głos. W pierwszym momencie, Agacie takie badanie jej stanu cywilnego skojarzyło się z badaniem jej moralności. Nie chcą romansów w biurze. Gorzej, prezes szuka potencjalnej kochanki, w ramach dodatkowych obowiązków. Jej rozmówca tematu dalej nie pociągnął. Przeszedł do innych pytań.
To były jej pierwsze poważne poszukiwania pracy. Tą w fundacji dostała, bo współpracowała z nimi jeszcze, jako studentka. Uzbrojona w dyplom ukończonych właśnie studiów podyplomowych z marketingu i reklamy, wybrała kilka firm, dla których chciałaby pracować. Wysłała aplikacje. Nie odezwała się żadna. Agata przejrzała, więc kilka portali rekrutacyjnych. Z kilkunasty wysłanych CV dostała zaproszenie na trzy rozmowy. To na pierwszej z nich zadano jej pytanie o stan cywilny. Drugie spotkanie rozjaśniło jej sytuację. Biegło już ku końcowi. Agata wymieniła swoje zalety. Agata wymieniła swoje wady. Agata wymieniła swoje mocne strony. Agata wymieniła swoje słabe strony. Wreszcie jej rozmówczyni, pani prezes szanownej instytucji przeszła do pytania najbardziej interesującego.
Zapewne chce się pani dowiedzieć czegoś więcej o tym stanowisku?
Kobieta była w średnim wieku, choć należała do pokolenia, które jako pierwsze po przemianach zrozumiało, że być w nim nie wypada. Ułożone u fryzjera włosy i opalenizna zapowiadająca lato. Przez głowę Agaty przemknęła myśl, że jak na kwiecień, odcień skóry jest trochę zbyt wyzywający.
Poprzednia pracownica zaszła w ciążę i jest na zwolnieniu lekarskim. – rozpoczęła pani prezes – Ta przed nią też zaszła w ciąże i jest już na urlopie wychowawczym.
Agata zaczęła się zastanawiać, czy jest na rozmowie rekrutacyjnej, czy na spotkaniu na kawie. Nie zdecydowała się tego skomentować. Tylko odkaszlnęła. W pokoju było suche powietrze. Na biurku pani prezes stały dwa zdjęcia. Na jednym była nastolatka z młodszym chłopcem. Na drugim ta sama dziewczyna, tylko nieco starsza, trzymająca niemowlę w ramionach. Obie fotografie były zrobione w ciągu ostatnich kilku lat.
Ta druga przynajmniej popracowała kilka miesięcy, zanim wpadła na pomysł, żeby urodzić dziecko. Jak pani widzi, szukamy osoby dyspozycyjnej.
Pani prezes pojrzała na Agatę. Można było to spojrzenie zinterpretować, jako wyczekujące. Taka w każdym razie Agata je odebrała. Tylko, jaka odpowiedź była prawidłowa? Jak w jakimś dziwnym teście na inteligencję. Sięgnęła do odpowiedzi, którą znała najlepiej. Odpowiedzi, którą znała najlepiej.
Jeszcze nie teraz. – zaraz dodała – Nie planuję dzieci.
Pani prezes wzięła do ręki jej CV.
Długo jest pani po ślubie?
Agacie cisnęło się na usta, czy wyniki badań od ginekologa także będzie musiała pokazać? Prezes ją jednak ubiegła.
Ta poprzednia rozwodziła się, jak ją zatrudnialiśmy. Nawet nazwisko zmieniała na panieńskie. I co to dało? Odezwiemy się do pani w ciągu tygodnia.
I tak oto Agata opuściła spotkanie bogatsza o informację, że rozwód i zmiana nazwiska nie bywają środkiem antykoncepcyjnym.
Opowieści z tych spotkań oburzyły Olgę.
Przecież możesz pozwać te firmy o dyskryminację w procesie rekrutacji. Maciek poprowadzi twoją sprawę.
Przestań Olka. – Agata roześmiała się – Może to dobrze, że mnie nie zatrudnili. Świetna atmosfera tam musi panować.
Wniosek za to wysnuła jeden. Nikomu nie potrzebna jest informacja o jej stanie cywilnym. Usunęła tę adnotację z CV. A idąc na rozmowy zdejmowała obrączkę. Zaskoczył ją paradoks, że świat obchodzą jej plany macierzyńskie. Tylko, że połowa ludzkości nie może się doczekać, kiedy Agata w ciążę zajdzie. Druga połowa tej ciąży Agaty się obawia. Ona i jej brzuch. Próbowała podzielić się z Tomkiem swoimi odczuciami, ale zbył ją.
Dyskryminacja? Kiedy wojsko było obowiązkowe, brak uregulowanego stosunku do służby zniechęcał wielu pracodawców. Chłopaka w każdej chwili mogli zabrać w kamasze na dwa lata. Kogo mężczyźni mieli wtedy pozwać?
Nie mów, że teraz wojsko w czymś przeszkadza.
Teraz to ja mam kredyt, żonę i dziecko w planach. Firmy szukają takich niewolników. Taki nie ucieknie z dnia na dzień, tylko będzie zapieprzał do nocy. Mężczyźnie rodzina dobrze robi w CV.
Agata w końcu znalazła pracę. Nie wybrzydzała. Pieniądze do domu miał przynosić Tomek. Umowa była najpierw na trzymiesięczny okres próbny. Kolejna była na sześć miesięcy. Potem, instytucja kulturalna, w której pracowała, uległa przekształceniu i Agata nie zmieniając budynku, pokoju, biurka, stanowiska, czy obowiązków dostała roczną umowę w nowej jednostce.
Pewnego wieczoru nawet los zadał to pytanie.
A wy, kiedy?
Los wysłał, jako heroldów trzech młodych mężczyzn. Być może byli to wyrośnięci chłopcy. Agata nie była pewna, bo na głowę mieli naciągnięte kaptury, upodabniające ich do postaci śmierci z filmu Bergmana. Jeden z nich przewrócił ją drugi wyrwał torebkę. Trzeci rozglądał się na boki. Może był nieśmiały. Kilka metrów dalej, stała na przystanku grupka osób. Ludzie byli zaciekawieni pijacką sprzeczką na skraju parku. Gdy zorientowali się, że to nie kłótnia tylko napad, trzej zakapturzeni heroldowie byli już w sąsiedniej dzielnicy. Resztę wieczoru Agata spędziła zastrzegając różne dokumenty i karty. Nawet Tomek wyszedł wcześniej z pracy, by jej w tym pomóc. W jednej chwili straciła dowód osobisty, Kartę Miejską, kartę bankomatową, telefon komórkowy. To, co dla innej osoby stałby się przyczynkiem do poczucia się osobą wolną, oczyszczoną, na Agatę wpłynęło inaczej. Czuła się odarta z tożsamości, naga i bezsilna. Nie był to jej jedyny problem.
Agata szlochała leżąc na kanapie. Tomek przyniósł jej kubek herbaty.
Nie martw się. Może otworzę wino?
Pigułki. Tam były pigułki. Wykupiłam dziś recepty. Jutro muszę rozpocząć nowe opakowanie. Jutro. Muszę iść do lekarza. Tam były pigułki.
Tomek podniósł Agata za ramiona. Sam usiadł obok i położył jej głowę na swoich kolanach. Pogłaskał ją po włosach.
To nie bierz nowych. W ogóle przestań je brać.
Wtedy zajdę w ciążę.
To zajdziesz. Kiedyś trzeba.
Mam umowę jeszcze tylko przez pół roku.
Olej to.
Włączył telewizor, a obraz rozbłysnął jakimiś zamieszkami. Przełączył na kanał sportowy. Tam było więcej emocji.
Agata naczytała się wiele o oczyszczaniu organizmu po antykoncepcji hormonalnej. Czytała także o blokowaniu płodności. Blokowaniu na wiele miesięcy. Pomyślała nawet rozbawiona, że to dodatkowy efekt antykoncepcyjny gratis. Dlatego była zaskoczona, gdy w już w miesiąc późnej zobaczyła dwie kreski na teście ciążowym. Właśnie przygotowywali się do wyjazdu na wakacje i ponownie pomyślała, że może by tak poczekać do jesieni. A to już się działo. Maszyna już ruszyła.
Poczekała aż Tomek wyjdzie spod prysznica i pokazała mu biały patyczek.
To mamy to odfajkowane. – wycierał włosy ręcznikiem – Wyjdę dziś z pracy normalnie, o 17: 00 i uczcimy to szampanem. Piccolo.
Agata stała zdezorientowana na środku łazienki. Powinna teraz usiąść? Iść do pracy, jak gdyby nic się nie stało? Na razie przychodziły jej do głowy tylko rzeczy, które powinna odwołać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy