Przejdź do głównej zawartości

Drzazga, rozdział 11


MAGDA: ZIMA



Mężczyzna leżał na plecach. Prawą rękę podłożył pod swoją głowę. Lewa znikała pod kołdrą nurkując w rejony najbardziej czułe o świcie u mężczyzn. Nogi miał rozrzucone w kształcie litery V. Jakby nie zwykł dzielić się łóżkiem z osobami postronnymi. Mężczyzna lekko pochrapywał. Mężczyzna miał imię. Magda leżała na lewym boku, skierowana twarzą do niego. Głowę podpierała dłonią. Za plecami miała przestrzeń pokoju. Po latach przespanych w niecce pomiędzy ścianą, a męskimi plecami Igora, nie chciała już dać sobie odebrać powietrza. Magda nie spała. To był ważny poranek. Piotrek, bo tak miał na imię mężczyzna, po raz pierwszy został u niej do rana.
Za oknem był piąty dzień wiosny. Choć przyroda postanowiła wystawić w tym roku ludzi na próbę. Ziemia była ciągle przykryta śniegiem. Skuta przymrozkami.
Magda usiadła na łóżku. Na podłodze ubrania splątały się, biorąc przykład ze swoich właścicieli. Próbowała wygrzebać coś dla siebie. W końcu wyciągnęła podkoszulek Piotra. W kuchni chwilę zastanowiła się. Nie wiedziała, co on pija po przebudzeniu. Kawa, herbata, mleko? Ekspresu do kawy nie było. Dorota nie piła niczego z kofeiną, czy teiną. Biorąc pod uwagę, że pracowała nocami, można jej było tylko pozazdrościć. Magda kawę z ekspresu piła w pracy. Tutaj miała tylko mały, awaryjny słoiczek rozpuszczalnej. Była także herbata. Nawet pod trzema postaciami – czarnej, zielonej i owocowej. Mleka także nie brakowało.
Magda nie wiedziała, co Piotr pija o poranku. Wiedziała, jaką kawę lubi pić w innych porach dnia. Ich pierwsze spotkanie odbyło się właśnie przy tym napoju. To była końcówka lata zeszłego roku. Właśnie rozstała się z Igorem. Bardzo chciała poczuć się kobieco. Jej poszukiwania nie były wyrafinowane. Założyła konto na portalu randkowym. Robiła już zakupy w internecie. Wiedziała, jak ustawić parametry i jak korzystać z koszyka. Świeżo po rozstaniu, nie miała ochoty na długie rozmowy. Od razu umówiła się na spotkanie. Na walizkach, ale mieszkała wtedy jeszcze z Igorem. Na randce nie była od dziesięciu lat. Od czasów pierwszego spotkania z Igorem. Czy przez ten czas, coś mogło się w tej materii zmienić? Czy powinna oczekiwać jakiś randkowych zaskoczeń? Przygotowywała się dość długo i starannie. Ubiór, włosy, makijaż. Wszystko to, wiedząc, że patrzy na nią Igor. Chciała, by patrzył. Chciała, by widział piękną kobietę szykującą się na spotkanie z innym mężczyzną. Kobietę, którą wypuścił z rąk.
Miał na imię Maciek. Albo Marcin. Albo Mateusz. Miał imię na literę M. Zabrał ją do klubu. Głównie tańczyli i pili drinki. Głośna muzyka i tłum ludzi nie pozwolili na nic innego. Potem zabrał ją do swojego mieszkania. W taksówce nadal mało rozmawiali. Drinki już zarysowały scenariusz spotkania. Zaczęli się całować. Jego usta miały kwaśny smak alkoholu. Jej zapewne też. Usta otwierał za szeroko i plątał się językiem, gdzieś w jej ustach. W mieszkaniu opadli na niepościelone łóżko. Palce, język Igora wyżłobiły na jej ciele koleiny. Rytuały wygodnej podróży do orgazmu. Dotyk tego mężczyzny był w poprzek. Nie zdjęli nawet ubrań do końca. Przygryzł jej sutek. Zakłuło kilkoma szpilkami. W poprzek nadgryzał jej szyję. W poprzek wbił palce w jej uda. W poprzek miętosił jej piersi. Nie dotykał Magdy. Dotykał jakąś kobietę ze swoich fantazji. Przy łóżku miał otwartą paczkę prezerwatyw. Czuła w poprzek gumę. Odpowiadało jej to. Wolała czuć gumę, niż jego.
Chcesz może herbaty?
Gdy skończył, zaczął się zapinać. Magda czuła się jak zużyta prezerwatywa, leżąca teraz na dywaniku obok łóżka. Cienka, przezroczysta, posklejana.
Nie, dziękuję Marcin. Muszę już lecieć.
Mam na imię Maciek. Ok.
Głowę by dała, że na portalu randkowym nazywał się Mateuszem. Mieli się zdzwonić. Nie złożyło się jakoś.
Spotkanie z Piotrem było jej druga randką. Tym razem we wczesne, niedzielne popołudnie. Zamówił czarną kawę z cukrem. Bez mleka. Magda piła café latte. Też napój nieprzystający do jej porannych preferencji. Gdy jest się z kimś przez dekadę, ma się swoje wyrobione koleiny rozmów. Mapa poglądów jest z grubsza znana. A gra w dyskusyjnego sapera spada do poziomu kilku petard. Z innymi mężczyznami rozmawiała dotąd w szerszym gronie, albo po prostu załatwiała sprawy. Rozmowa dwojga, dopiero poznających się osób, może być w poprzek. Ta rozmowa taką nie była. Po wyczerpaniu zestawu podstawowego – pogoda, rodzaje kawy, ciekawe kawiarnie w okolicy, na jakiś czas zapadła cisza. Minuta ciszy pomiędzy bliskimi sobie osobami, może być kroplą ciepła. Ta sama minuta pomiędzy świeżymi znajomymi, bywa krępującą godziną. I wtedy to Piotr, by przerwać ciszę, powiedział, że na jakiś czas wyjeżdża z kraju. Od słowa do słowa okazało się, że oboje są właśnie, po bolesnych rozstaniach. W ciągu kilku minut przeskoczyli na zaawansowany poziom rozmowy. To początek września. Potem był wyjazd Piotra i wymiana kilku maili.
Magda nalała wody do czajnika i postawiła go na gazie. W drzwiach kuchni stanęła Dorota.
Nie śpisz jeszcze o tej porze?
Nie śpisz już o tej porze?
Usiadły przy stoliku kuchenny.
Skończyłam właśnie robotę. Zaczynam weekend.
Od wyspania się.
Roześmiały się. Dorota nalała sobie wody do szklanki. Wbrew wielu akcjom marketingowym obdarzyła miejskie wodociągi zaufaniem i piła głównie wodę z kranu. Czajnik zaczął lekko pogwizdywać. Magda miała przygotowany kubek z herbatą dla siebie. Co z gościem?
Co tam w wielkim świecie? – spytała Dorotę
Pewnego zimowego wieczoru, gdy zobaczyła ją w kuchni przygotowującą sobie kolację – a może śniadanie – rzuciła jej pytanie o pracę. W końcu, dlaczego współlokatorka miałaby ukrywać, czym się zajmuje? Dorota pracowała nocami w swoim pokoju, ale nikt jej nie odwiedzał. Bywały zajęcia bardziej nielegalne, czy niemoralne. Dorota nie robiła ze swojego tajemnicy. Pracowała, jako reserczerka, dla jednej z firm monitorujących media. Nocami przeglądała media z różnych stron świata, wpadające newsy, pod kątem zleconego jej klienta. Rankami miała już przygotowany raport. Wymarzona praca dla ludzi, którzy pragną omijać życie. To dzięki Dorocie, Magda odkryła, że zakupy spożywcze można zamawiać przez internet.
Magda nadal patrzyła zdezorientowana na swój, zalany już wrzątkiem, kubek. Obok stal drugi, pusty.
Wygląda mi na herbatę. Bez cukru. – rzuciła Dorota krojąc chleb.
Magda nauczyła się już, że osoby małomówne, jeśli już wypowiedzą jakieś zdania, są to zdania ważne. Introwertyk nie mówi mało. Mówi dużo. Słowa przelatują przez jego głowę. Tworzą łańcuchy zdań. Przez usta wychodzi ekstrakt składający się z kilku najistotniejszych kwestii. Czasem to ostatni łańcuch z szeregu. Czasem to pojedyncze, najbardziej celne ogniwo. Prawie zawsze to zdanie doskonale podsumowujące sytuację. Bez owijania w stos dodatkowych słów. Umiejętność skomentowania rzeczywistości w jednym zdaniu, gdy inni potrzebują dziesięciu, jest darem. Jest darem najmniej w świecie docenianym.
Magda zbudowała w swoim pokoiku wielkości przerośniętej łupiny od orzecha, swój własny kosmos. Dotąd jej świat zazębiał się o inne światy. Rodziców, Igora. Byli tuż obok, wchodzili nie tylko fizycznie, ale także swoimi słowami. Mieszkanie z Dorotą, było doświadczeniem samotności i kontaktu z człowiekiem jednocześnie. Była, obok, ale nie pojawiała się nachalnie w czyimś świecie dwa metry obok. Magda ceniła tę nie nachalność. Po rozstaniu, bardzo potrzebowała oddechu tylko dla siebie. Obawiała się, jak przywyknie do obcych nawyków potencjalnej współlokatorki. Z biegiem dni, zaczęłam podejrzewać, że Dorota miała podobne obawy. Obchodziły się, zazębiającym się czasami, łukiem. Z czasem łuk zataczał coraz mniejsze półkola. Wreszcie mogły się spotykać na neutralnym terenie – kuchni.
Piotr pił herbatę bez cukru. Magda pamiętała o tym, ale widocznie zapomniała pod wpływem ostatniej nocy. Czy o poranku także taką pił? Ważne, żeby w herbacie nie było cukru. Dowiedziała się tego na ich drugiej randce. To był styczeń. Piotr wrócił do kraju, ale w planach miał dalsze podróże. Ten powrót był tylko krótkim przystankiem na dokończenie pewnych spraw. Zaprosił Magdę do swojej kawalerki na Powiślu. Chciał jej pokazać zdjęcia z Azji. Jako, niemal przez większość część życia, kobieta jednego mężczyzny, przyjęła zaproszenie z kredytem zaufania. Nie rozważała potencjalnego ryzyka związanego z bycia zaproszoną przez niewiele znanego mężczyznę do jego mieszkania. Piotr nie był do końca obcym mężczyzną. Byli raz na kawie. Wymienili kilka maili. Czy to wystarczy by mieć pewność, że ktoś nie jest psychopatą? Magda miała za sobą nikłe doświadczenie związane z randkowaniem i zaproszenie na wspólne oglądanie zdjęć było dla niej zaproszeniem na wspólne oglądanie zdjęć. Plus może coś więcej.
Kawalerka była w bloku, w starszej części Powiśla. Tego z lat 60-tych. Ceniono wtedy każdy metr powierzchni mieszkalnej. Magda czuła się nieswojo wiedząc, że kilka ulic dalej, w części po industrialnej stoi apartamentowiec. Apartamentowiec, w którym mieszka Kinga. Ich znajomość została zerwana. Magda nie chciała już wracać do tamtych dni. Wystarczyło, że przypominał o nich jej ogłuszony brzuch.
Sama idea kawalerki polegała zapewne na stworzeniu przestrzeni dla jednej osoby, czekającej na miłość. Kawalerka od „kawalera”, czyli ta osobą miał być mężczyzna. Młoda panna czekała w domu rodziców, aż ktoś ją stamtąd wyrwie. Nikt nie zaprojektował nigdy „panienki”. W praktyce, były to mieszkania, w których stawiając powitalną stopę w drzwiach, widziało się ostatni kraniec mieszkania.
Wnętrze było miszmaszem przedmiotów należących do Piotra, drobiazgów, których nie zabrała jego była dziewczyna oraz rzeczy jego kuzyna pomieszkującego tu czasem. Plusem kawalerki jest to, że gospodarz robiący herbatę w kuchni może prowadzić swobodną konwersację ze swoim gościem siedzącym w pokoju.
Piotr przyniósł z kuchni dwa kubki z herbatą. Magda posłodziła swoją. Oglądali zdjęcia na laptopie. On opowiadała swoje historie. Spotkanie całkiem inne od tego sierpniowego. Trzeba być naprawdę blisko ze sobą, by móc zbudować pajęczynę milczenia. Coś, co ludzi oplata, splata i łączy. Pierwsze randki to przestrzeń, gdzie cisza jest niepożądanym gościem. Jest bańką. Bańką, gdzie dwoje ludzi tkwi na dwóch rozszerzających się krańcach. Na dwóch krańcach, nie w środku. Zdjęcia i opowieści z Azji przekłuwały bańkę. Piotr upił łyk herbaty. Nie zdążył przełknąć i zerwał się do łazienki. Minusem kawalerki jest to, że łazienka, choć odgrodzona drzwiami i ścianami, to akustycznie dobrze łączy się z resztą mieszkania. Magda usłyszała odgłosy plucia i przepłukiwania ust. Nieufnie spojrzała na kubki z herbatą.
Przepraszam. Napiłem się twojej herbaty.
Piotr wrócił do pokoju. Magda ponownie spojrzała na kubki. Może brzydził się pić z tego samego naczynia, co ona? Czy musi okazywać to tak ostentacyjnie? On chyba wyczuł, o co chodzi, bo roześmiał się.
Nie, wspólny kubek mi nie przeszkadza. Nie cierpię cukru w herbacie. A ty swoją słodzisz.
Przestałeś słodzić herbatę?
Nigdy jej nie słodziłem.
Nawet, jako dziecko?
Znów się roześmiał i wypił sporo herbaty, już ze swojego kubka.
Moi rodzice nie używali cukru. Chyba taka była ich odpowiedź na jego braki w sklepach.
Kawę słodzisz?
Magda próbowała sobie przypomnieć ich spotkanie sprzed kilku miesięcy.
Kawę zacząłem pić, jako dorosły człowiek. I rzeczywiście, słodzę ją.
To dziwne.
Wyrwało się Magdzie. Dziwne do zapamiętania. Herbatę pije gorzką, kawę słodką. Nie na odwrót. Gdy zazwyczaj ludzie piją wszystko z cukrem, albo wszystkie napoje bez niego. Zaraz jednak pomyślałam, że skoro chce to zapamiętać, to chce nadal spotykać się z Piotrem.
Tego wieczoru nie kochali się. To była randka pełna słów i dziwnych, herbacianych odkryć. Kochali się na trzeciej randce. Choć nie było tego w planach. Bo czy seks można wrzucić w harmonogram randek? Gdy przydarza się na pierwszej randce, to albo ma to być randka ostatnia, albo spada namiętność z historii niepotwierdzonych i niezaprzeczonych jednocześnie. Druga randka – czasem seks to spłacony debet za mile spędzony czas. Skoro jednak zdecydowałaś się na trzecie spotkanie, to znaczy, że chcesz spędzać z tą osoba więcej czasu. To znaczy także, że uznało się ta osobę za atrakcyjną pod względem fizycznym. Cała reszta to kwestia budowania poczucia bezpieczeństwa, impulsu, albo po prostu momentu cyklu. Cykl Magdy od kilku miesięcy nie miał żadnych momentów. Ze strachu starała się o tym nie myśleć.
Na trzecim spotkaniu byli w kinie. Leciał jakiś dramat społeczny. Kompromis pomiędzy jej, a jego preferencjami. Jak to z kompromisami bywa, seans mógł okazać się porażką, albo strzałem w środek tarczy. Tego wieczoru zaliczyli środek tarczy. Jeszcze pełna adrenaliny po filmie, Magda zaprosiła Piotra do swojego pokoju. Sytuacja nie była komfortowa, bo w sąsiednim spała jeszcze Dorota. Prace zaczynała dopiero za dwie godziny. Starali się zachowywać cicho. Nie rozmawiać za głośno. W końcu zamilkli.
Od rozstania z Igorem minęło tyle czasu, że koleiny jego palców zdążyły zniknąć z ciała Magdy. Wieczór z Tomkiem był snopem iskier. Teraz była czystą mapą, gotową nauczyć się kogoś innego.
Magda nie pamięta, przy jakiej to było piosence. Wie, że powinna zanotować to we wspomnieniach. Jednak następnego dnia, wiedziała tylko, że to było przy jakiejś piosence. Piotr wziął jej dłoń w swoją dłoń. Tak po prostu. Bez wyraźnego z pozoru celu. Wymienił kilka zdań i znowu Magda nie pamięta już, o czym rozmawiali. Palce jego dłoni gładziły grzbiet jej dłoni. Poczuła, że nie słuchają już muzyki, ani nie prowadzą rozmowy. Piotr nie był jeszcze do końca pewien, czy Magda zanurzona jest jeszcze w rozmowie, czy w jego palcach. Skierował ku niej głowę, by w ułamku sekundy zawrócić. Po chwili, zrobił to ponownie, gdy zauważył, że Magda także przechyliła ku niemu głowę. Mogło to sprawić, patrząc z boku, zabawne wrażenie. Oni już nie byli z boku. Całowali się. Magda nie przykładała wcześniej do pocałunków wagi. Igor specjalizował się w czymś innym. A po kilku latach związku, każda specjalizacja się mocno zawęża. Piotr całował jej usta, jakby przykładał wagę nie tylko do całowania. Przykładał wagę do niej samej. Do jej ust. Do jej szyi. Do płatków uszu. Aż piersi Magdy, brzuch Magdy, rozchylające się uda Magdy wołały o równą uwagę. A jej ręce pośpiesznie wszystko porozpinały. Na jej ciele. Na jego ciele.
To po tym wieczorze, Piotr postanowił zostać w kraju.
Dorota kończyła robić swoje kanapki na śniadania. A może na kolację? W każdym razie, był to posiłek wieńczący dzień pracy, a rozpoczynający fazę wypoczynku. Magda zaczęła zastanawiać się nad swoim śniadaniem. Kłopot w tym, że o poranku nie bywała głodna. Wystarczała jej słodka herbata z cytryną. Nie znała jeszcze nawyków śniadaniowych Piotra. Rzuciła okiem na Dorotę. Ta kierowała się już, z talerzykiem kanapek w ręku, w stronę korytarza.
Nie patrz na mnie. Nie rób mu śniadania do łóżka. Poczekaj aż się obudzi i zrobicie razem.
Magda i Piotr nie jadali jeszcze razem śniadań. Mieli za sobą sporo obiadów i kolacji. Łącznie z tą uroczystą, Walentynkową. Spotykali się wtedy od miesiąca.
Walentynkowe wieczory miały swoją długą tradycję. Ich organizowaniem zajmowała się Olga. Skrzykiwała kilka par. Wybierali, w toku mailowej dyskusji, restaurację. Następnie odbywali „walentynkowy pogrzeb”. Konotacje z pogrzebem były niezamierzone. Olga była pełna dobrych intencji i pomysłów. Miała dodatkowo wyczucie do wyszukiwania par, dla których walentynkowa kolacja była jednym z punktów agonii związku. Jednego roku byli to Mateusz z Joanną, gdzie ona rankiem tego samego dnia odkryła, że jest zdradzana. Posłaniec pomylił liściki przy bukietach kwiatów. Nad talerzami i kieliszkami wszyscy wysłuchiwali litanii jej żalów. W następnym roku ta para była już zaręczona. Joanna znad sztućców migała pierścionkiem. Wtedy „mistrzami ceremonii” stali się Jakub z Katarzyną, znajoma z pracy męża Olgi. On od dwóch lat bezskutecznie szukał pracy i zajmował się dwójką ich dzieci. Ona właśnie awansowała i zakończyła biurowy romans. Przy wszystkich, zamówiła dla męża tylko danie główne, bez przystawki i deseru. Nie zasłużył. Za rok nie byli już obecni. Jakub miał nową pracę i żonę. Atmosferę za to zagęścili sama Olga z Maćkiem. Ona miała za sobą szereg zimowych infekcji swoich dzieci w wieku przedszkolnym. W środku kolacji, po drobnej wymianie zdań, po prostu wstała i wybiegła z restauracji.
Dla Magdy i Igora te walentynkowe kolacje były okazją by spotkać się z dawno niewidzianymi znajomymi. Nic nawet nie wskazywało, że zeszłoroczne Walentynki będą ostatnimi. Igor przyjmie nową asystentkę dopiero w kwietniu.
Magda podejrzewała, że dostanie zaproszona razem z Piotrem. Jako osoba samotna także mogła przyjść. Spotkania były ekumeniczne. Tak jak każdy antysemita ma swojego Żyda, którego chroni, tak każda para ma przytroczonego do siebie singla.
Na początku lutego, wybrały się razem z Agatą na zakupy. I gdzieś pomiędzy obuwniczym, a sklepem odzieżowym Magda usłyszała:
Czy ty też uważasz, że lepiej iść do restauracji w centrum miasta. Jak co roku?
Magda zwolniła krok.
Wybieracie już restaurację na Walentynki?
Od tygodnia. Nie dostajesz maili od Olki?
Magda nie dostawała. Nie dostawała żadnych wiadomości od Olgi od czasów ich jesiennej rozmowy. Nie dotarły także do niej życzenia świąteczne od przyjaciółki. Ani noworoczne. Do walentynkowej kolacji zostało półtora tygodnia, a nie przysłano jej propozycji restauracji. Dopiero teraz to do Magdy dotarło.
Mam sporo zajęć w pracy. Nie zawsze przeglądam pocztę.
To szybko jej odpisuj. Nie znam wcale tej Pragi i jej knajp.
Olga nie chciała utrzymywać z Magdą kontaktu. Przynajmniej na razie takie to sprawiało wrażenie. Magda, sama czy z Piotrem, nie chciała jej psuć walentynkowej atmosfery. I powinna była się tego trzymać.
Widocznie Agata sama skontaktowała się z Olgą. Ta na tydzień przed kolacją sama zadzwoniła do Magdy i zaprosiła ją razem z Piotrem. Tego roku było kameralnie – Magda, Olga, Agata ze swoimi partnerami, jeden samotny informatyk z firmy Tomka oraz kuzynka Agaty, lesbijka. Ta ostatnia może w ramach parytetu płci. Magda nie zastanawiała się, czy taka walentynkowa kolacja, po miesiącu spotykania się z mężczyzną, to deklaracja, czy po prostu inna forma randki. Nie miała także pojęcia, że w tym roku to ona z Piotrem pogrzebią atmosferę.
Zaczęło się romantycznie. Panowie przynieśli paniom po bukiecie kwiatów. Było trochę zamieszania z dostarczeniem na stół odpowiedniej liczby wazonów. Potem z takim ustawieniem tych wazonów na stole, by nikomu nie zasłaniały widoku. Samotny informatyk, po dżentelmeńsku, przyniósł różę lesbijce. Biorąc pod uwagę, że jej wieloletnia partnerka właśnie zostawiła ją dla znajomego z lekcji tenisa, by zaraz zajść w ciążę. Biorąc to pod uwagę, kuzynka Agaty zachowała dyplomatyczną uprzejmość. Potem wywiązała się dyskusja związana ze składaniem zamówień. Czy warto zamawiać przystawkę? Jak duże są tu dania główne? Czy lepiej zamówić jedno wspólne wino w karafce dla wszystkich, czy niech każdy wybiera alkohol dla siebie? Szczególnie, że Tomek chciał się napić piwa. Czy jeśli zamówi się kawę, to trzeba dodać, że ma być podana dopiero po posiłku? Czy będzie zamawiana razem z deserem? A musimy zamawiać desery? Następnie, Olga opowiadała o przygodach Joanny z przygotowaniami do ślubu, który ma się odbyć w czerwcu.
Od tamtej grudniowej nocy, przesilenia zimowego, kontakty Magdy i Tomka rozluźniły się. Najpierw długa przerwa świąteczna. Potem mnóstwo zamieszania z wejściem w nowy rok budżetowy, podsumowaniem tego ostatniego. Każde w biurze zajmowało się własnymi sprawami. W międzyczasie, Magda dowiedziała się od Agaty, że Rycerze Jedi sprawują się znakomicie. Jednocześnie pocieszała przyjaciółkę przed jej badaniami. Nie wiedziała, jak rozwinie się sytuacja przy wspólnym stole – ona, Piotrek, Agata i Tomek. Nie podejrzewała, że kłopoty przyjdą z całkiem nieoczekiwanego kierunku.
Towarzystwo było już pod koniec dań głównych, gdy Olga zainteresowała się Piotrem.
Cieszę się, że Magda nie przyszła w tym roku sama. Ma za sobą ciężkie przeżycia.
Kawałek steku Magdy wsunął się na widelec. Widelec jednak zawahał się przed dalszą podróżą. Piotr przełknął swój kęs mięsa:
Tak, fajnie nam razem. Ja także mam za sobą rozstanie.
Igor, to był kawał kretyna. Nikt tu za nim nie przepadał.
Tomek dorzucił swój jeden grosz. Przestał komentować, bo Agata trąciła go łokciem. Magda zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę Igor, nie był darzony przez jej znajomych sympatią? Nikt dotąd nie dawał im tego odczuć. Atmosfera była zawsze przyjazna. Magda pamięta, jakie to było wtedy dla niej ważne. Jej mężczyzna, część jej życia. Tak gładko wtopiony w to poprzednie. Czy takie samo pragnienie żywiła, co do Piotra? Czy tak samo chciała, by znajomi go polubili i uczynili częścią grupy? Uświadomiła sobie nagle, że jest jej to obojętne. Może to jeszcze zbyt wczesny etap związku? Może to już zbyt późny etap życia?
A chciałbyś kiedyś mieć dzieci?
Obecnych przy stole zaskoczyło pytanie Olgi. Maciek pokręcił głową.
Nie strzelaj tak do faceta, bo go wystraszysz!
Ależ Maciek, wbrew pozorom to bardzo ważna informacja. Każda para powinna ustalić to na samym początku.
Piotr siedział z uśmiechem zawieszonym pomiędzy żartobliwą puentą, a dyplomatyczną odpowiedzią. Taki uśmiech blokuje mięśnie twarzy, gdy człowiek zbyt długo odwleka rozwiązanie dylematu. Starał się ją rozładować Tomek.
Nam z Agatą ustalania zajęły ładnych kilka lat. A ty mu każesz już teraz decydować.
Żart rozładował atmosferę u wszystkich z wyjątkiem Magdy. Jej stek stracił smak. Wyjątek stanowiła także Olga, która nie zamierzała kończyć tematu.
Magda z Igorem chyba nie chciała mieć dzieci. Ale każdy związek jest inny. Ty też byłeś już w związku, Piotrek?
Piotr upił spory łyk wina. Informatyk dyskretnie sprawdzał pod stołem wiadomości w telefonie. Lesbijska kuzynka skończyła już swoje danie główne. Nie wiedziała, czy może już zamawiać deser, czy powinna poczekać na resztę. Poprzestała na dzwonieniu kostkami lodu w swojej pustej już szklance z whisky. W restauracji panował gwar. Wszystkie stoliki były już zajęte. Kelnerzy zabiegani mijali się na sali. Informatyk mruknął coś pod nosem i udał się w stronę toalet. Tak wywnioskował Tomek. Do toalet i drzwi wyjściowych prowadził ten sam korytarz. Piotr upił jeszcze jeden łyk wina. Pomiędzy żartem, a dyplomacją opowiedział się po stronie prawdy. Częste, gdy ze stołu zniknęły już cztery karafki wina.
Moja dziewczyna była w ciąży. Poroniła. Zerwałem z nią, gdy dowiedziałem się, że to nie było wcale poronienie.
Maciek chwycił za łokieć przebiegającego obok kelnera. Nie wiadomo, czy polował na niego od jakiegoś czasu, czy uznał, że to w tej chwili najlepszy pomysł.
Jedno duże piwo, jedna – tu spojrzał na kuzynkę Agaty i otrzymał od niej potwierdzenie – jedna whisky i jedna karafka wina.
Ciszę przy stole można zapełnić na różne sposoby. Maciek wybrał, jego zdaniem, najtrafniejszy. Olga także.
Bardzo mi przykro. Musiałeś cierpieć.
Magda nie czekała na rozwinięcie dyskusji. Zerwała się od stołu.
Wybaczcie. Ten stek. Chyba jest nieświeży.
Na twarzy Piotra także widziała ulgę. Sytuacja przy restauracyjny stole miała szansę rozwinąć się w scenariusz sztuk godnych autorstwa Tennessee Williamsa. Oboje nie mieli na to ochoty. Każde z innego powodu. Te chwile, gdy życie ułożyło już scenografię, przyjaciele zapewnili didaskalia. Rolą bohatera jest wylać z siebie strumień słów. Gorzej, gdy ma wrażenie, że scenarzysta chce zbyt mocno podbić napięcie. Uważa, że rozmowa to tylko uprzejma wymiana zdań. On jednak postanawia podkręcić atmosferę i sadza przy twoim stoliku na przykład kogoś z misją. Bohater myśli, że to nie może wydarzyć się naprawdę. Zaraz ktoś zatrzyma tę taśmę. Cofnie, albo skasuje. Magda postanowiła po prostu wstać i wyjść. Piotr nie miał wyjścia. Podążył za nią.
Przed restauracją zderzyli się z mrozem lutowego wieczoru. To nie jest temperatura odpowiednia dla impulsywnych dramatów. Ochłonęli Natknęli się na informatyka. Wsiadał do taksówki. Udawał, że ich nie zauważył.
Cholera, rachunek.
Piotr zawahał się chwilę, jakby chciał wrócić na salę.
Daj spokój. Zadzwonię za godzinę do Agaty i puszczę jej przelew. Myślisz, że ten kolega Tomka też zapłacił za siebie?
Tego wieczoru mieli już tylko siłę na herbatę u Piotra. On chciał wrócić do swojej wypowiedzi w restauracji.
Nic nie mówisz.
Nic nie mówię?
Magda usiadła na kanapie czekając na herbatę. Tak naprawdę, to chciałaby być już w swoim pokoju. Sama. Opatulić się kocem i obejrzeć jakiś film. Być może Dorota już się obudziła i można jej będzie, z grubsza, streścić wieczór. Nie chciał słuchać rozważań na temat usuniętego dziecka Piotra. Gdyby ono żyło, Magda nie siedziałaby teraz w jego kawalerce.
Wiem, że nie powinienem mówić tego przy wszystkich. Powinnaś się była dowiedzieć tego wcześniej.
A może wcale nie chciałam o tym wiedzieć?
Nie chciała wiedzieć. Gdyby chciała znać szczegóły, sama nawiązałaby do tego tematu. Przeszłość Piotra była jego przeszłością. Tym, co minęło. Tak, jak jej przeszłość. Zamiast herbaty wolałaby się napić wody, albo zimnego piwa. Kawalerka Piotra była przegrzana. Wdychane powietrze zamieniało gardło w suchą ścieżkę. Dzień był mroźny, miała na sobie ciepły sweter. Kaloryfer grzał z zaangażowanie salonu w starej kamienicy. Trzeba by otworzyć okno. Rozejrzała się po pokoju. Po każdym związku zostają jakieś ślady. Czym zaznaczyła teren tamta kobieta? Firanki. Kolor wrzosowy, cienki materiał, przez który łatwo przebija się światło księżyca. Okno wychodzi na północny zachód. Mieszkanie jest raczej ciemne przez większość dnia. Ktoś próbował wpuścić tu więcej światła. Na parapecie stoi skrzydłokwiat. Liście rozkładają się wachlarzem przez połowę szerokości okna. Kwiat ma już kilka lat. Część liści nabrała koloru żółtego. Nie jest już tak dobrze pielęgnowany, jak wcześniej. Wchodząc do mieszkania mężczyzny, który jest świeżo po rozstaniu, nowa kobieta jest niczym Sherlock Holmes. Z drobiazgów składa obraz poprzedniczki i stopień zaangażowania związku. Snuje dawno zakończoną historię.
Rozumiem.
Piotr podał jej kubek herbaty. Nic nie rozumiał. Jednak pozwalała mu wierzyć, że jest inaczej.
Doroty nie było już w kuchni. Magda dopiero teraz spojrzała na zegarek. Po siódmej rano. Większość ludzi, w sobotnie poranki, o tej porze śpi. Nie wiedziała, dlaczego zerwała się tak wcześnie. Być może to obecność drugiego ciała na wąskiej wersalce, nie dawała jej możliwości wyspania się. Wyjrzała za okno. Placyk pomiędzy trzema blokami pokryty był niewyzywającymi zaspami śniegu. Niewyzywające, bo śnieg leżał już od kilkunastu tygodni. Można się przyzwyczaić do bieli. Można stracić nadzieję na wiosnę. Ta astronomiczna trwała już od kilku dni. Zaczynał się kwiecień. Zbliżały się, wczesne w tym roku, święta Wielkanocne. Czy to nie paradoks, że przedłużająca się zima, nakłada się w tym roku na śpieszące się wiosenne święto? Czy to zima wyzywa Boga na pojedynek, czy Wielkanoc dokonuje falstartu?
To przypomniało Madzie, że znowu dzwoniła do niej Janina. Ponownie dzwonił do niej ojciec. Zapraszali ją na kolejne święta. Kolejne święta, na których Magda się nie pojawi. Upiła łyk herbaty. Jej ostatnie święta były kilkanaście lat wcześniej. Wielkanoc tuż przed maturą. Razem z mamą zbierały bazie i plotły palemkę. Śniadanie świąteczne było skromne. Ojciec, jak zwykle, całe dnie spędzał w swoim gabinecie stomatologicznym. Na Janinę także nie było jak wtedy liczyć. Też jeszcze przyjmowała pacjentów. Niektórzy przyprowadzali do niej swoje wnuki.
Chodzi o przywitanie wiosny. Powrót życia.
Tak wyjaśniała mama. Pierwszy raz głowa rozbolała ją przed Niedzielą Palmową. Przesilenie wiosenne objawia się różnymi niedogodnościami. Przewlekłymi bólami głowy także. Magda intensywnie przygotowywała się do matury. Ojciec intensywnie przyjmował pacjentów. Janina intensywnie robiła wszystko. Mamę intensywnie bolała głowa. Wiosna się przesiliła. Bóle głowy nie. Magda jeszcze spała, gdy zadzwonił telefon. Miała za sobą zdaną maturę. Czekały ją jeszcze testy kompetencyjne na medycynę. Dzwonili z pracy mamy. Była 8:45. O 8:05 mama upadła przy biurku. Właśnie zaczęła pracę. Zdążyła na nim postawić świeżo zaparzoną kawę. Tego roku, razem z wiosną, rozkwitł w jej głowie tętniak. A potem razem z wiosną się przesilił. Nie udało się go zamienić w lato, jesień, zimę. Pękł. Oblał swoją żywicielkę trzema dniami snu. Nie zawsze sen niesie ze sobą zdrowie. Ten niósł śmierć.
Ani ojciec, ani Janina, nie potrafili potem odtworzyć atmosfery świąt. Magda nie mogła sobie wybaczyć, że zbyt skupiła się na nauce. Nie mogła wybaczyć innym, że zbyt skupili się na pracy. Przy którymś śniadaniu Wielkanocnym usiadła razem z nimi Elżbieta. Pracowała w gabinecie kosmetycznym. Gabinet był w tym samym budynku, co gabinet stomatologiczny ojca i babki. Była pięć lat starsza od Magdy. To były ostatnie spędzone z ojcem święta. W kolejne miał już nową rodzinę.
Zaśnieżony, wiosenny poranek. Brzmi jak przeoczenie w redakcji przyrody. Jeśli przyroda miewa redaktora. Magda upiła kolejny łyk herbaty. Gorzka. Zapomniała posłodzić. Albo wzięła kubek Piotra. Oba były do siebie podobne. Zamyślona, nie pamiętała, do którego dodała cukier. Upiła łyka z drugiego. Nikt przecież nie widział. Oba napoje były gorzkie.
Zaniosła kubki do swojego pokoju. Piotr nadal spał. Teraz leżał na boku prawym, twarzą zwrócony w pustą po Magdzie przestrzeń, lewą ręką wyciągnięta na wspomnieniu jej ciała. Gdy się obudzi, jego herbata będzie już zimna.
Magda nie była senna. Nie chciała zajmować miejsca po swoim wspomnieniu. Zniknęła w łazience. Od kilku minut czuła napięcie w dole brzucha. Majtki nadal szczyciły się świeżością sprzed godziny, kiedy je zakładała. Z podbrzusza Magdy dochodziły sygnały, które bardzo chciała zinterpretować, jako próbę powrotu do normalności. Pomimo niepojawiającej się miesiączki, czuła, że aborcja się powiodła. Początkowo nie nastręczało to zmartwień, bo nie chciała powrotu do skurczów i skrzepów krwi. Życie było suche, czyste, gładkie. Wydepilowana macica. Dopiero impulsywny seks z Tomkiem, z powrotem wciągnął ją do świata właściwych proporcji. Nie użyli prezerwatywy. Magda nie podejrzewała swojego podbrzusza o ponowne uruchomienie całej płodnej procedury. Niemniej, musiała się w końcu upewnić, czy nie zaszła w kolejną ciążę. Szczególnie, że zaczęła się spotykać z Piotrem.
Bała się. Bardziej niż kolejnej ciąży, bała się, że lekarz zauważy. Jakby aborcja zostawiała po sobie stempel. Szkarłatną literę na ściankach macicy. W końcu, kilka miesięcy głuchej ciszy pomiędzy nogami, wystarczyły. Skorzystała z prywatnego ubezpieczenia medycznego w swojej pracy. Klinika była elegancka. Biała od profesjonalizmu, z zielonymi akcentami życzliwości. Przed gabinetem żadnej kolejki. Tu ceni się czas.
Data ostatniej miesiączki?
To śliskie pytanie pada w tym gabinecie zawsze na samym początku. Nie da się zagadać banałami, że cytologia, USG piersi, profilaktyka jest taka ważna panie doktorze. Wyznacznikiem twojej osoby jest data ostatniej miesiączki.
Ja właśnie, pani doktor, w tej sprawie.
Magda nie wiedziała, jak wytłumaczyć tak długie zwlekanie z wizytą. Jednak ginekolog miała chyba z różnymi przypadkami do czynienia. Albo w miejscu profesjonalnej bieli, łamanej przez zieloną życzliwość nie zadaje się kłopotliwych pytań. Standardowe badanie na fotelu. Potem USG. Obraz nie pokazał żadnych tatuaży demaskujących przeszłość pacjentki. Aparatura nie rozbłysła czerwonym guzikiem kontrolnymi i piskiem alarmu: Aborcja! Macica potrafi być dyskretna.
To wszystko wyjaśnia. Pięć centymetrów.
Magda wbiła wzrok w ginekolog. Teraz to jej głowie świeciła się czerwona lampka. Myślała, że bardziej niż ciąży boi się konfrontacji? Myślała. Magda przerzucała wzrok z monitora na twarz lekarki i znowu na monitor. Doktor zmarszczyła brwi i przekręciła delikatnie głowicą USG w pochwie Magdy. Sam ekran monitora niewiele mówił.
Torbiel na lewym jajniku. Pięć centymetrów.
Nie ciąża, tylko torbiel. Gorzej, czy lepiej?
Czy to coś bardzo poważnego?
Niepęknięty pęcherzyk Graaffa. Komórka jajowa nie została uwolniona. Żyje pani w stresie?
Magda wolała przytaknąć. Stres rozwiązuje większość życiowych problemów. Po chwili wyszła z gabinetu z receptą na lek. Dziesięć dni aplikacji i do dziesięciu dni oczekiwania na miesiączkę. Od tego czasu minęło dodatkowe dziesięć dni. I jeszcze dziesięć dni. Brzuch milczał. Trochę napęczniał, trochę pobolewał. Nadal nie wracał do normy. Opustoszały brzuch nie chciał się niczym ponownie napełnić. Choćby krwią. Jedyne, co mogło tam pozostać wierne, to torbiel. Magda zwlekała z ponowną wizytą u ginekolog. Skoro lekarstwo nie pomogło, może trzeba będzie ingerować w jej ciało bardziej. Nie chciała już żadnej ingerencji. Żadnej dłubaniny. Jeszcze ktoś wejdzie w nią zbyt głęboko i zobaczy coś na wzór znaku wodnego. Aborcja. Jeśli wróci miesiączka, znikną tatuaże i znaki wodne. Nowa krew zmyje wszystko.
Ktoś zapukał do drzwi łazienki. Wpuściła do środka Piotra.
Nie wiedziałem, czy to ty, czy Dorota. Wolałem nie wbiegać od razu.
Nie wiedziałeś, która z nas tu jest i dlatego łazisz nago?
Roześmiała się. Piotr przytulił się do Magdy przypierając ją plecami do umywalki. Penis w erekcji próbował zmieścić się w tym układzie, dyplomatycznie wsuwając się pomiędzy jej uda.
Zrobiłam ci herbatę, ale nie wiem, co pijesz rano.
Rano mam ochotę na coś innego.
Teraz roześmieli się oboje. Odkręcił kurek prysznica i wciągnął ich do kabiny. Parskali próbując ustawić temperaturę strumienia. Dla jednych dobrym powitaniem dnia jest pozycja słońca w jodze, dla drugich pozycja pod prysznicem. W kilka minut potem Magda wycierała się ręcznikiem.
Zaraz przyniosę ci świeży ręcznik.
Herbata jest ok.
Magda odwróciła się zaskoczona w drzwiach.
Herbata?
Do śniadania. Mówiłaś, że zrobiłaś.
Piotr dołączył do niej w kuchni. Jedno kroiło chleb, drugie przygotowywało twarożek. Celebracja codzienności charakterystyczna dla początków związku. Możesz mi podać tamtą miseczkę? Potrzebna będzie ci ta łyżeczka? Ależ oczywiście, że się przesunę. Czas, gdy w Smsach pada jeszcze „Brakuje mi Twojego zapachu”, zamiast „kup ziemniaku i trochę cebuli”. Na kuchence bulgotał czajnik, bo swoje wystygłe herbaty wypili szybko. Piotr siedział na krzesełku, mając na sobie tylko podkoszulek i majtki.
Wybierzesz się ze mną na ten wernisaż?
Magda zajęła swoje ulubione miejsce przy oknie. Przemoczoną koszulę nocną zamieniła na ubranie. Próbowała sobie teraz przypomnieć, o co chodziło z tym wernisażem.
Wernisaż?
Zawsze odpowiadasz ostatnim słowem? Opowiadałem ci o nim ostatnio. Szczegóły mam w wydarzeniach na Facebooku.
Rzadko tam zaglądam.
Jak mogę poinformować, że jestem w związku z osobą, która nawet nie chce mnie tam znać?
Zaznacz „to skomplikowane”.
Czajnik zaczął gwizdać. Magda szybko go wyłączyła. Nie chciała przeszkadzać Dorocie. Ta, jeśli nawet nie spała, to dyskretnie nie dawała znaków życia ze swojego pokoju. Gdyby nie konieczność zachowywania względnej ciszy od poranka, do wieczora, to mogłaby być współlokatorką idealną. Nie miała znajomych, życia prywatnego, rzadko wychodziła z domu. A jeśli nawet, to wszystko – tak jak zakupy – odbywał się on-line. Gdy Dorota pracowała, Magda spała. Gdy Magda szła do pracy, Dorota zasypiała. Zazębiały się niczym chińscy robotnicy w pewnej fabryce. Mogłyby mieć nawet jedną sypialnię i jedno łóżko używane na zmianę.
Magda zrobiła świeżą herbatę i przenieśli się z kanapkami do jej pokoju. Piotr zabrała się za degustowanie jedzenia. Siedział na brzegu wersalki w bokserkach. Ona zajęła miejsce na fotelu, z laptopem na kolanach. Miała dobry widok i na Piotra, i na trzydrzwiową szafę przed sobą. Jedne z jej drzwi uchyliły się lekko. Na ich skrzydle Magda powiesiła duże lustro. Znalazła je pewnego dnia, zaskoczona, wsunięte za tę szafę. Pomyślała rozbawiona, że w tym mieszkaniu przesuwając szafę można natrafić na wejście do innego świata. Teraz lustro pełniło konwencjonalną funkcję odzwierciedlania rzeczywistości. W jego tafli odbijał się teraz kawałek tętniącego pościelą łóżka. Pustego łóżka. Magda spróbowała się przechylić, by złapać w odbiciu, choć kawałek sylwetki Piotra. Szybko ruchy zaczął krępować laptop. A Piotra w lustrze nie było.
Magda włączyła laptopa. Postanowiła od razu załatwić sprawę portalu społecznościowego i dodania znajomego. Przy okazji zobaczy, co to za wernisaż. Zaakceptowała zaproszenie Piotra. Odrzuciła przy okazji jakieś inne od dziwnie nazywającego się faceta z terenów Bliskiego Wschodu. Zbierał kobiety o tym samym imieniu. Już miała kliknąć w zakładkę „Wydarzenia’, gdy coś przykuło jej uwagę. Zaczęła przeglądać ikonki stron, które polubił Piotr. Wrodzinie.pl, Antykomuna, DoRzeczy, Grupa Szybkiego Reagowania na pomówienia przeciwko Polsce, Klubokawiarnia Republikańska. Można spotykać się z kimś od dwóch miesięcy i tak naprawdę kompletnie go nie znać. Lub znać tylko wycinek jego tożsamości. Ten odświętny. Dopóki nie sprawdzi się jego profili w mediach społecznościowych.
Bierz kanapkę, bo zjem wszystkie.
Piotr jadł już druga kanapkę z twarożkiem. Odgryzał po małym kęsie i żuł powoli. Ktoś, kto wie, że jego porcja pokarmu nie ucieknie. Ktoś, kto ma czas.
Nie jestem jeszcze głodna.
Magda wyłączyła laptopa. Wiedziała, że chce się rozstać z Piotrem.

\

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy