KINGA:
MUSZĘ CI COŚ POWIEDZIEĆ
Ciąża
z Igorem była dziesiątą, którą usunęła Kinga. I zarazem
ostatnią.
1.
Zaczęło się dwadzieścia lat wcześniej. Jej pierwsza aborcja.
Wakacje po skończeniu pierwszej klasy liceum. Wszystko było
pierwsze. Bujne lata 90-te, jeszcze czas sprzed reformy edukacyjnej.
On miał chyba na imię Damian. A może Daniel? Kinga lepiej pamięta,
że wołali na niego Rocky. Rówieśnik. Jej rodzice, co roku
wynajmowali domek w tym samym kompleksie wypoczynkowym. Co roku Kinga
towarzyszyła im w wypoczynku wakacyjnym.
Te
dwa tygodnie lata były jedynymi, jakie Kinga spędzała z rodzicami.
Była to zapracowana para doradców podatkowych, która dzięki
przemianom ustrojowym wypłynęła na szerokie wody. Wody, które
zalały falami i zatopiły życie wielu innych ludzi w kraju. Państwo
Nowakowie nie zbudowali tratwy. Byli ludźmi odważnymi. Od razu
wskoczyli na okręt, postawili żagle i ruszyli z wiatrem. Żeglowanie
po branży podatkowej zabierało Nowakom całe dnie. Jako ludzie
wywodzący się jeszcze z czasów etosu pracy społecznikowskiej,
często udzielali się w różnego rodzaju fundacjach i
stowarzyszeniach. Dopiero lato było momentem, gdy mogli pobyć
trochę z córką. Chociażby w domku letniskowym. Tylko, czy córka
chciała jeszcze przebywać z nimi? Płaciła haracz złożony z
trzech rodzinnych posiłków, kilku wycieczek nad wodę i
niezliczonej ilości gier karcianych. By wczesny wieczorem zająć
się życiem, w które właśnie wchodziła.
Tamtego
lata postanowiła, że jedzie z nimi ostatni raz. Lato ostatniego
razu i innego pierwszego razu. Z Danielem – niech mu będzie
ostatecznie Daniel – wpadli sobie w oko pierwszego dnia pobytu.
Mieszkał gdzieś w okolicy i z kolegami zaglądał na teren ośrodka.
Czasami dorabiał prostymi pracami porządkowymi. Wysoki blondyn, z
cerą dojrzałego mężczyzny. Ogorzałą od wiatru, żadnych
wyprysków, zaróżowień. Wieczorne spacery, ogniska, wino,
papierosy. Tylko raz ma się szesnaście lat i bawi na wakacjach. Dla
Kingi był to pierwszy seks. Dla Daniela być może także, ale
dzielnie stawał na wysokości zadania. Pewnej nocy, ognisko dogasło,
wszyscy oddalili się, by dyskretnie wsunąć się w rodzinne
pielesze. Daniel miał klucz do jednego z pustych domków.
Prezerwatywę zakładał niczym opatrunek na krwawiącą ranę. Po
wszystkim, Kinga znalazła ją na podłodze. Czystą i suchą. Zwitek
lateksowej porażki manualnej. Kolejnej nocy, gumka w jego dłoniach
nadal przybierała formy dowolne, z wyjątkiem tej najbardziej
pożądanej. Przed końcem pobytu, Kinga zdążyła dostać okres.
Wstydziła się o tym powiedzieć Danielowi. Skończyli wtedy na
pocałunkach i wzajemnym obmacywaniu.
— To
przez mnie?
Rocky
ponownie wyciągnął pakuneczek z prezerwatywą.
—
Chodzi o coś innego.
—
To, o co?
— O
coś innego.
—
Ale o co?
Kinga
rozejrzała się po kolejnym pustym domku, do którego trafili. Miała
na sobie tylko bawełniane majtki w równe rządki różyczek –
czerwonych i różowych. Pod nimi, oprócz skręconej kępki włosów
łonowych, wił się sznurek tamponu. Daniel miał na sobie zielone,
obcisłe slipki. Nie doczekawszy się odpowiedzi, założył
podkoszulkę, krótkie spodenki, wsunął stopy w adidasy i wyszedł
z domku. Kinga została sama, zastanawiając się, czy powinna
zostawić domek niezamknięty.
Wyjechała
z rodzicami następnego dnia. Daniel nie miał już dla niej czasu.
Pod koniec lata, jej ciotka z mężem wynajęli domek w tym samym
ośrodku. Kinga postanowiła odwiedzić ich na dwa, trzy dni.
Wieczorem wyszła na spacer. Tam gdzie zawsze, odbywało się
ognisko, zbierające młodzież – przyjezdną i okoliczną. Kinga
dołączyła z kupionym piwem w puszce. To były jeszcze czasy, gdy
odpowiednio stanowczy wyraz twarzy zastępował w sklepie dowód
osobisty. Wtedy go zauważyła. Rocky siedział po drugiej stronie
ogniska, rozświetlony rozpryskującymi się iskrami. Niczym z
teledysku Wilków. Przytulała się do niego jakaś dziewczyna.
Chichotała i podskakiwała, co chwila. Kinga nie pamiętała już o
Danielu. Miała, do kogo wracać w Warszawie. Jednak widok tej
dziewczyny wbił się w nią szpilką. Rocky przytulał, trzymał za
rękę, pokazywał puste domki innej dziewczynie. To inne dziewczynie
opowiadał o braku perspektyw w małej miejscowości turystycznej.
Ten sam schemat. Kinga dopiła piwo, wstała i podeszła do pary po
drugiej stronie ogniska. Daniel był zaskoczony.
—
Kinga! Jesteś!
—
Musimy porozmawiać.
Chwyciła
go za rękę i poderwała z ziemi. Pociągnęła za sobą w chłód
nocy, daleko od snopu iskier.
—
Jestem z tobą w ciąży.
Rocky
wyrzucił z siebie dwa słowa, z czego jedno określało go, jako
gorliwego chrześcijanina, drugie było popularnym, choć wulgarnym
przecinkiem.
Kinga
miała wracać do domu w poniedziałek rano. Wróciła dzień
później. Chichocząca panienka poszła w odstawkę. Cały ten czas
Daniel spędził z Kingą. Dużo spacerowali, dużo rozmawiali, dużo
trzymali się za ręce. Co zrobić z ta sytuacją? Co dalej z nimi?
Kinga nigdy więcej nie przyjechała na wakacje do tamtego ośrodka.
Na pożegnanie, powiedziała Danielowi, że ciążę usunie. Nie
mieli telefonów do siebie, nie mieli swoich adresów.
2.
Druga aborcja Kingi wiązała się z jej stałym chłopakiem.
Markiem. Spotykali się sporo wcześniej, zanim dała się skusić
letnim nocom, snopom iskier z ogniska i urokowi Rockiego. Marek ją
szanował. Być może za bardzo. Po powrocie z wakacji, Kinga sama
dała mu do zrozumienia, że tak pojętego szacunku już się po nim
nie spodziewa.
Wcześniej
czas spędzali na długich spacerach po parku, słuchaniu muzyki w
pokoju któregoś z nich. Zawsze trzymając się za ręce. Kinga
lubiła trzymać rękę Marka. Wiedziała wtedy, że ta nie powędruje
do innych części jej ciała. Po kilkunastu tygodniach związku,
uznała, że można już pozwolić na wędrówki na północ od
pępka. Po pewnym czasie, cierpliwość Marka została nagrodzona i
mógł odbywać wycieczki osobiste także w kierunku południowym.
Mógł nawet zgłębiać palcami ciepłe, wilgotne szczeliny. Po
powrocie z wakacji, Kinga sama wyszła z inicjatywą. Nie zapomniała
przypomnieć Markowi, że jest jej pierwszym mężczyzną. Jeszcze
nie zapomniała, jak to jest być dziewicą.
—
Zadbam o wszystko. Nie martw
się.
Marek
z obietnicy się wywiązał. Był pusty dom jego rodziców. Był
jesienny weekend i butelka czerwonego wina. Była muzyka Erosa
Ramazottiego. Za oknem spływał po szybach wrześniowy deszcz.
Nastąpił czas tąpnięcia pomiędzy latem, a jesienią. Temperatura
z dnia na dzień spadła o kilka stopni. Ciało pokrywa się szronem
gęsiej skórki. Słońce jeszcze się żarzy, ale jego promienie nie
docierają z ciepłem do ziemi. A potem nadciągają deszczowe
chmury. W pokoju było intymnie. Marek z prezerwatywą obszedł się
sprawnie i zręcznie.
Katastrofa
spadła na Kingę rok później. Kolejnej chłodnej jesieni. Wakacje
spędziła razem z Markiem pod namiotami. On zdał maturę i dostał
się na studia. Wyjechał na obóz integracyjny ze swoim rokiem
studiów. Wrócił i początkowo Kinga nic nie zauważyła. Było jak
zawsze. Ona miała swoje lekcje w liceum. On miał swoje wykłady.
Tylko, że tych wykładów było coraz więcej. Laboratoria były
coraz częstsze. Gdzieś z pierwszymi śniegami, okazało się, że
wszystko to miało jedno, kobiece imię. Nie było to imię Kingi.
Marek odszedł. Kinga nie pamiętała, co powiedział na pożegnanie.
Na pewno jeden z banałów.
—
Byłaś dla mnie za dobra.
Albo:
—
Zasłużyłaś na kogoś
lepszego niż ja.
Być
może:
—
Pozostańmy przyjaciółmi.
Kinga
była za młoda na banał. Nawet
nie próbowała porozmawiać na ten temat z rodzicami. Mieli teraz
własne problemy. Jej matka miała romans z jednym z klientów. Nie
trudno było ukryć ten problem, gdyż rodzice omawiali go głośno
przy rodzinnej kolacji. Gdy matka wychodziła w z domu wieczorem,
ojciec wyżalał się Kindze.
—
Tyle lat razem. Razem studia.
Razem małżeństwo. Wspólna firma. Ona przecież tego tak nie rzuci
dla jakiegoś gówniarza? Czym on może jej zaimponować?
Kinga
także nie wiedziała, czym ów gówniarz może zaimponować jej
matce. Wiedziała też, że nie chce informacji o żadnych kochanku.
Nie chce wysłuchiwać żalów swojego ojca. Jest jeszcze dzieckiem.
Nastoletnim, ale dzieckiem. Chce jak dziecko widzieć rodziców, jako
monolit.
Rodzicom
nie mogła opowiedzieć o rozstaniu z Markiem. Markowi nie mogła
opowiedzieć o rodzinnym kryzysie. Kinga obijała się do ściany do
ściany.
Próbowała
wycisnąć z siebie trochę łez, wyobrażając sobie Marka i tamta
dziewczynę. Jak trzyma ją za rękę. Jak przytula. Jak się
kochają. Nie potrafiła płakać. Potrafiła czuć złość. Chciała
by Marek, choć przez chwilę, pomyślał tylko o niej. Pewnego
zaśnieżonego wieczoru, Kinga czekała pod jego domem. Czekała pół
dnia, od zakończenia swoich lekcji.
—
Muszę z tobą porozmawiać.
Marek
wrócił właśnie z wykładów. Na szczęście był sam.
—
Jestem z tobą w ciąży.
Nic
nie powiedział. Jego oczy pełne były tylko znaków zapytania.
Zaprosił ją do siebie, do domu. Zrobił gorącej herbaty. Kinga
trzęsła się. Stała kilka godzin na mrozie. Wyglądało się
niezwykle przekonująco. Młoda dziewczyna, którą spotkała
katastrofa. Marek studiował kierunek ścisły, do problemu także
nie podszedł humanistycznie.
— Co
chcesz z tym zrobić?
— A
co powinnam według ciebie zrobić?
—
Dopiero zacząłem studia.
Ciebie czeka matura.
—
Nie zostawisz mnie tak z tym?
Marek
nie zostawił. Marek znowu był obok Kingi. Najpierw bocznymi drogami
– bo przecież jego studia, jej półmetek liceum – sugerował
najlepsze rozwiązanie. Potem wprost powiedział o synu znajomych
swoich rodziców. Była ciąża, para nie była gotowa, było szybkie
rozwiązanie. Dziś są już gotowi i właśnie urodziło im się
dziecko. W końcu, Marek otwarcie wyznał, że Kinga powinna ciążę
usunąć. Jednak był ciągle obok. Spotykał się z nią regularnie.
—
Jak się czujesz? Nie pij tej
kawy.
— Co
za różnica.
Różnica
wsuwała się pomiędzy nich niezauważalnie. Zbliżały się święta
Bożego Narodzenia. W powietrzu snuły się nuty kolęd i dzwoneczek
sań. Marek uznał, że sprawa dojrzała do tego, by powiadomić obie
rodziny. Do Kingi dotarło, że teraz to nie jest już intymna sprawa
pomiędzy nimi dwojgiem. Pakt, który ponownie zawarli połączeni
jej brzuchem. Teraz na scenę miała wejść rodzina. Kinga zdążyła
zapomnieć, że w żadnej ciąży nie jest. Trwała tu i teraz, obok
Marka. Kwestię dziecka musiała jakoś wytłumaczyć. Na ciążę
szans nie było. Marek nie kochał się z nią. Nawet gdyby, to nie
chciała żadnej ciąży, żadnego dziecka. Chciała by Marek do niej
wrócił.
Tuż
przed świętami katastrofa powróciła. Kinga odwiedziła Marka po
lekcjach. Tego dnia nie miał już wykładów. Za oknem prószył
śnieg. W korytarzu zadzwonił telefon. Wyszedł z pokoju.
—
Nie mogę teraz rozmawiać.
Podeszła
cicho do drzwi.
—
Dziś nie. Jutro się spotkajmy.
Wstrzymała
oddech. Tylko tak na chwilę.
—
Mam robotę. Dostałem takie
małe zlecenie przed świętami.
Nabrała
szybko powietrza w płuca. Wstrzymała oddech ponownie. Na dłuższą
chwilę.
—
Też cię kocham.
Gdyby
mogła przestać oddychać. Płuca kapryśnie ponownie domagały się
tlenu. Marek wrócił do pokoju. Po świętach Kingach zadzwoniła do
Marka. Powiedziała mu, że z ciążą koniec i z nimi koniec. Nie
wdawała się w szczegóły. On także nie docieka. Kinga zajęła
się wyciąganiem średniej w zimowym semestrze trzeciej klasy.
3.
Trzecia ciąża, której się pozbyła, to był czas klasy
maturalnej. Wszystko zaczęło się od po sylwestrowego braku okresu
u Sylwii. Sylwia była jedną z dziewczyn w klasie. Zwierzyła się
jednej koleżance, drugiej. Te konsultowały sprawę z innymi.
Wkrótce wiedziała połowa klasy. Sylwię na każdej przerwie
otaczał wianuszek dziewczyn.
—
Jak się czujesz?
—
Masz mdłości? Moja ciotka
rzygała jak kot.
—
Boisz się porodu? Matkę
porozrywało aż po pośladek. Miesiąc siedziała na gumowej
poduszce.
—
Moja siostra rodziła
dwadzieścia cztery godziny. To jest dopiero.
— Ma
któraś zrobione zadanie na matmę?
Po
kilku dniach, gdy test ciążowy potwierdził obawy Sylwii, rozmowy z
terenów porodowych przeniosły się na aborcyjne.
—
Spóźniłaś się dwa lata.
Cholerna ustawa. Mamy prawie rocznicę.
—
Podobno pomaga kąpiel w gorącej
wodzie.
—
Napij się kawy. W ciąży nie
wolno pić kawy.
—
Poskacz. Na wuefie.
—
Dziewczyny, Sylwia będzie
najbardziej pilnym członkiem drużyny.
—
Jeszcze piątkę na świadectwie
dostaniesz.
—
Właśnie, ma któraś
zaświadczenie od lekarza. Muszę sobie załatwić zwolnienie z
ćwiczeń na ten semestr.
Sylwia
niewiele mówiła. Niewiele też chyba słuchała. Powtarzała tylko,
że bardzo boli ją brzuch. Nie było jej w poniedziałek na
lekcjach. Już we wtorek przyszła pełna nowej opowieści. Od trzech
dni krwawiła, ale dopiero teraz przestało boleć ją na tyle, że
mogła wrócić do szkoły. O ciąży więcej nie wspominała.
Kolejną
kostką domina była Renata, inna dziewczyna z klasy. Jej także
spóźniał się okres. Ją także bolał brzuch. Po niej była
Aneta. A po Anecie druga Aneta. Szkolna zima tamtego roku była serią
niepojawiających się miesiączek, łańcuszkiem obolałych macic.
Dziewczęta na przerwie siadały w kręgu i pocieszały
nieszczęśnicę. Powtarzana wciąż ta sama litania makabrycznych
porodów oraz wyliczanka sposobów na przerwanie ciąży. Miesiączki
nadchodziły i tak, w kaskadach skurczów, przypływach i odpływach
bólu. Nikt ich jednak za miesiączki nie brał.
Kinga
w kręgu była bardziej obserwatorem niż aktywną uczestniczką.
Miała już swoje własne, małe życie. Gdy skończyła osiemnaście
lat, rodzice kupili jej kawalerkę. Uznali, że to lepszy pomysł niż
budowa pod miastem masywnego, rodzinnego domu z ciepłym obiadem.
Zapewniono Kindze dach nad głową, pełną lodówkę i ciepłe
posiłki dowożone, co jakiś czas w plastikowych pojemnikach. Jej
jedynym obowiązkiem było przygotować się do matury i egzaminów
na studia. Jej celem życiowym miało być wyjście na ludzi i
zrobienie kariery. I na tym tle wynikał konflikt rodzinny. Kinga,
zdaniem rodziców, nie chciała wyjść na ludzi. Kinga chciała
studiować filozofię. Po długich dyskusjach, usłyszała w końcu
od rodziców, że jeśli chce się poświęcić tak dochodowemu
kierunkowi, to powinna – im szybciej, tym lepiej – prowadzić
życie absolwenta filozofii. Rodzice będą opłacać czynsz za jej
mieszkanie oraz rachunki za media. Wszystko inne, ich córka zapewni
sobie sama.
Kinga
zbyt długo żyła z księgowymi by nie nauczyć się liczyć.
Marzenia nie kalkulowały się. Jej kapitulacją była Rachunkowość
i Podatki w Szkole Głównej Handlowej.
To
była jedna z przerw w kobiecym kręgu. Kinga wiedziała już, że
nie spędzi życia na poznawaniu bytu oraz na walce o byt. Spędzi je
na zwyczajnym życiu. Sama nie wie, kiedy z jej gardła wyleciało:
— Ja
też jestem w ciąży.
W
kręgu zafalowało.
—
Ty?
—
Boli cię brzuch?
—
Jak się czujesz?
— Ta
kartkówka z historii jest dziś w końcu, czy nie?
Przez
następne kilka dni, Kinga owinięta była pytaniami zakończonymi
nie tylko pytajnikiem, ale i zainteresowaniem. Prawie zapomniała o
drugim głównym bohaterze tej historii. Michał. Jej drugi chłopak.
Student polonistyki, zakochany w Brunonie Schulzu. Kindze imponowało,
że mając na wydziale rój studentek, to ją właśnie wybrał.
Michał dzielił pokój w akademiku ze studentem stosunków
międzynarodowych oraz studentem socjologii. Obcowanie z naukami
społecznymi wymaga sprawnego myślenia i łączenia faktów. Nie
wymaga za to intensywnej nauki. Dlatego w pokoju częściej rozlewano
alkohole wysokoprocentowe i prowadzony dyskusje, w których równie
istotny był procent prawdy w prawdzie. Z czasem Michał częściej
przebywał w mieszkaniu Kingi niż w akademiku.
Kinga
poczuła, że Michał także powinien usłyszeć nowinę. Chciała
poczuć, jak on owija się pytaniami wokół niej.
—
Jestem z tobą w ciąży.
Gdyby
Michał był pasjonatem XIX wiecznej powieści klasycznej lub choćby
literatury współczesnej może ogarnąłby sytuację bardziej
praktycznie. Powieści, to „zwierciadło przechadzające się po
gościńcu” i nawet, jeśli lustro jest krzywe, to daje trening do
zderzenia się z wyzwaniem chwili obecnej. Jednak Michał uwielbiał
Brunona Schulza. Ciążę bardziej odczuwał, jako wejście
totalitaryzmu w swoje życie. Należy także pamiętać, że był
dopiero studentem trzeciego roku polonistyki. Do powieści klasycznej
jeszcze nie dotarł.
— Co
chcesz z tym zrobić?
— Co
ja mam z tym zrobić?
—
Przecież to ty jesteś w ciąży.
Kinga
omawiała na szkolnych przerwach swoją ciążę już od tygodnia.
Temat tak naprawdę wydawał jej się przebrzmiały. Bardziej
martwiła ja zmiana planowanego kierunku studiów. Michał, jako
humanista powinien był rozumieć jej dylematy związane z
przyszłością zawodową.
—
Starzy powiedzieli, że nie
dadzą mi kasy, jeśli pójdę na filozofię. Złożyłam w końcu
papiery na SGH.
Michał
był może studentem polonistyki, był może i humanistą. Był
jednak głównie od trzech lat młodym mężczyzną, który musiał
sam utrzymać się w wielkim mieście. Wizja odcięcia od finansowego
źródła nie martwiła go w pierwszej kolejności.
—
Jesteś w ciąży.
— A
to… Załatwię to.
—
Załatwisz? Na pewno? Pomóc ci
jakoś?
—
Nie. Poradzę sobie.
Michał
spojrzał na zegarek.
— To
fajnie. To ja muszę już lecieć.
Koleżankom
z klasy Kinga także powiedziała, że „załatwiła to”. Nie
dostała nagłego krwawienia, tylko „załatwiła to”. Dzięki
temu wysunęła się na prowadzenie i zapewniła strumień uwagi
jeszcze przez kilkanaście dni. Na wszelkie dodatkowe pytania,
wzruszała znacząco ramionami, przymykała oczy. Ćwiczyła
milczenie o wartości tysiąca słów. Szybko została uznana za
osobę doświadczoną przez życie. Druga z Anet dostała krwawienia.
Jak każda epidemia uderza najsilniej w pierwsze przypadki, później
rozcieńczając objawy i negatywne skutki. W klasie nie rozbrzmiała
już żadna urojona ciąża. Trzeba było na serio zacząć
przygotowania do matury i egzaminów na studia.
4.
Czwarta. Ustawiła Kindze życie na kilka lat. On był przyjacielem
rodziny. Nazywał się Panem S. Pamiętała go z imienin ojca, matki,
wyjść do teatru. Pan S miał córkę niewiele młodszą od Kingi.
Sama Kinga prowadziła po studiach własne, małe biuro rachunkowe.
Prosperowało dość dobrze i to nie tylko, dlatego, że rodzice
przekazali jej część klientów. Sprzedała dwadzieścia metrów
kwadratowych dziupli na Powiślu i kupiła większe mieszkanie w tej
samej części miasta. Nowe tysiąclecie dopiero się zaczynało,
zdążyła jeszcze przed bańką kredytową. Po Marku i Michale
zostały tylko – cytując Irvinga – „wspomnienia ujęte w
cudzysłów”. Gdy związała się z Panem S nie spotykała się z
nikim szczególnym. On był także jednym z głównych klientów jej
rodziców, a oni wyjechali akurat na wakacje.
Z
dala od klimatu rodzinnego, w dekoracjach własnego biura, Kinga
zobaczyła dobrze utrzymanego mężczyznę w średnim wieku. On
zobaczył młodą kobietę. Kwestię jego małżeństwa i
dorastających dzieci uznali za drugorzędne. Pan S potrafił
zapewnić Kindze, to, co nie mieściło się w możliwościach –
finansowych i mentalnych – mężczyzn pokroju Marka i Michała.
Wycieczki po Europie, drogie hotele, ciekawe upominki przyjmowane
przez nią z nonszalancją kobiety, którą i tak na nie stać.
Miało
to swoją cenę, którą były fantazje erotyczne Pana S. Kingę nie
tak łatwo było wytrącić z równowagi w łóżku. Jednak nawet jej
równowaga zadrgała, gdy został jej zaproponowany udział w
trójkącie. Trzecim bokiem figury miała być dawna kochanka Pana S.
W decydującym momencie, dawna kochanka, wypadła z pokoju hotelowego
z płaczem, Pan S stwierdził, że jest już za stary na takie cyrki,
a Kinga mogła zachować twarz.
Pan
S był dżentelmenem starej daty i kwestie antykoncepcji nie
dopytywał, poprzestając na informacji o pigułkach. Kinga łykała
je w codziennych odruchu równie ważnym jak oddychanie.
Tak
jak zdarza się w życiu bezdech, tak i jej jakiś musiał się
zdarzyć. Dowodem był na to ekran usg z migającą kropką. Była na
rutynowej wizycie u ginekologa. Po kolejne recepty na oddech. Lekarz
rutynowo zrobił jej także badanie usg.
—
Miała pani ostatnio krwawienie
po skończonym opakowaniu?
—
Nie.
— To
jakiś piąty tydzień.
—
Przecież biorę pigułki.
Punkcik
na ekranie uparcie migał. Niczym samolot na radarze. Tylko, że ten
punkcik nigdzie się na razie nie wybierał.
—
Czynniki mogły być różne.
Choroba, wymioty, ominięcie jednej pigułki.
—
Nic takiego nie pamiętam.
Kinga
wyszła z gabinetu z receptą na kwas foliowy, plikiem skierowań na
różne badania oraz zaleceniem oszczędzania się. Uznała, że ona
może się oszczędzać, Pan S – nie.
—
Jestem z tobą w ciąży.
Byli
akurat na kolacji w bałkańskiej restauracji. Kinga na przystawkę
wzięła rilfa corba, zupę rybną na ostro, na główne danie razem
z Panem S Balkan mix, czyli wątróbkę drobiową w boczku, polędwicę
wieprzową, kurczaka, čevapcici,
uštipci, stek jagnięcy plus warzywa, ziemniaki oraz sosy. Na deser
zamówili każde coś innego – ona torcik bałkański, on baklavę.
Kinga od dawna słyszała od znajomych o tym miejscu i bardzo chciała
spróbować tej kuchni. Pan S był już tu z kontrahentami, ale
wracał z chęcią. Z informacją o ciąży poczekała do deseru.
Pewne rzeczy mężczyzna przyjmuje lepiej na pełny żołądek.
—
Chcesz mieć dziecko?
Pan
S skinął ręką na kelnera. Kawa i rachunek.
Kinga
brała już udział w podobnym przedstawieniu nie raz. Wiedziała, że
scenariusz tylko początkowo jest taki sam. Patrzyła, co robi aktor,
któremu napisała początek sceny. Tym razem została poproszona o
dołączenie się. Dodatkowym kłopotem było też to, że tym razem
scenariusz pisało samo życie. Kinga traciła nad treścią
kontrolę. Docierało to do niej z trudem. Była już tyle razy w
ciąży, że migający na ekranie punkcik nie osadzał ją w
rzeczywistości.
Milczała.
Pan S milczenie uznał milczenie za odpowiedź. Uznał za odpowiedź
dobrze pasującą do jego planów. Zapłacił rachunek i zawiózł
Kingę do jej mieszkania. Miał tego wieczoru jeszcze spotkanie z
kontrahentem, więc kochali się dość krótko.
—
Odezwę się jutro.
Pan
S podsumował wieczór i wyszedł.
Następnego
dnia zadzwonił do Kingi i poprosił by sprawdziła stan swojego
konta. Widniał na nim przelew na kwotę 5 000 złotych
(słownie: pięciu tysięcy złotych), opisany, jako „rozliczenie
kwiecień-maj”. Zadzwonił potem ponownie mówiąc, że zabiera
żonę na Wyspy Kanaryjskie i ma nadzieję, że pieniądze pozwolą
Kindze na skorzystanie z kliniki o wysokim stopniu jakości. Jakość
cenił najwyżej. Jakość produktu, czy jakość obsługi. Kinga
została z receptami, których nie wykupiła. Została z badaniami,
których nie wykonała. Została z przelewem na koncie oraz
rozważaniami, czy skoro Pan S zabrał żonę na Wyspy Kanaryjskie,
to czy zabierze Kingę na Dominikanę, tak jak obiecywał? Ciąży
nadal nie odbierała, jako czegoś realnego. Przypominała sobie o
tym, co wieczór, gdy chciała sięgnąć po pigułki. Następująca
potem noc, pozwalała odsunąć temat.
Tak
minęło kilka dni, aż do środy przed „długim, polskim
weekendem” składającym się z procesji Bożego Ciała,
grillowania, grillowania i ostatniego dnia grillowania. Najpierw
zaczęła plamić, potem krwawić. Tak było przez cztery dni. W
poniedziałek wybrała się do swojego lekarza. Ekran śnieżył
niczym odbiornik z wyrwaną anteną naziemną.
—
Bardzo mi przykro, pani Kingo.
Na szczęście, wszystko ładnie się oczyściło samo. Nie będzie
potrzebny zabieg w szpitalu.
Kinga
cieszyła się, że „samo się ładnie oczyściło”. Jej ciało
także starało się cenić jakość. Zanim jednak zeszła z fotela,
postanowiła poprawić jakość zabezpieczenia przed ciążą.
—
Zdecydowałam się na spiralę.
Po
powrocie do domu, Kinga stanęła też przed dylematem, co zrobić z
przelewem od Pana S. Nie mogła go już wykorzystać w pierwotnym
celu. Pierwszy cel „oczyścił się sam”. Czekała na powrót
kochanka z wakacji. Co dzień myślała nad wirtualną sumą, która
nie chciała się wtopić w jej konto. Nie chciała się wtopić,
tylko pokrywała pianką. Mogła przelać kwotę ponownie na konto
Pana S. Czuła jednak, że wymagałoby to pewnych wyjaśnień. On
wrócił z urlopu i ponownie gdzieś wyjechał. Lato spływało z
kalendarza. Kinga ciągle topiła się w betonie miasta. Czekała na
swoją Dominikanę. Pewnego, rozgrzanego dnia, weszła do biura
podróży i wybrała last-minute w najbardziej egzotyczne miejsce,
jakie akurat mieli w ofercie. Zabrała z konta 5 000 złotych
(słownie: pięć tysięcy złotych) pianki i rozpuściła w
koktajlach na wycieczce.
Gdy
zobaczyła się z Panem S ponownie, sprawa ciąży wydawała się już
tak daleka, że nie widziała sensu jej wyjaśniać. Spotykali się
jeszcze przez kilka miesięcy. Aż okazało się, że Pan S rozwodzi
się żoną, by poślubić swoją dwudziestotrzy letnią asystentkę.
5.
Kolejne. Historię ciąży z Panem S, Kinga przypomniała sobie
jeszcze kilkakrotnie. Chociażby – Udanie Żonaty. Udanie, bo
małżeństwo dawało mu pełną satysfakcję. Pełną satysfakcję z
wyjątkiem dysonansu, jaki widział pomiędzy życiem seksualnym
przed i po narodzinach dzieci. Radził sobie z owym dysonansem przy
pomocy Kingi. Nie zapewniał jej takiej oprawy życiowej, jak swego
czasu zapewniał Pan S. Za to pomagał gromadzić miłe wspomnienia.
Jak to już było wiadome, Kinga na oprawę życiową potrafiła
zarobić sama, a miłe wspomnienia najlepiej produkować we dwoje.
Wspomnienia z Udanie Żonatym plotły się już od kilku miesięcy,
gdy pewnego wieczoru, przy ugotowanej przez nią chili con carne,
podzielił się najnowszą wiadomością.
—
Misia jest w ciąży.
Kinga
dolała im czerwonego wina, zastanawiając się, kim jest owa Misia.
—
Ciąża jest zagrożona. Musi
cały czas leżeć.
Upiła
wina i zaczęła się zastanawiać, czy najpierw wyłożyć deser,
czy może by tak pójść z Udanie Żonatym do łóżka.
—
Ślubowałem jej w zdrowiu i
chorobie. Rozumiesz, że ciąża zagrożona, to tak jakby choroba.
Kinga
dopiero teraz uważniej wsłuchała się w słowa swojego rozmówcy.
Dotąd wystarczała jej melodia i rytm. Konkluzją przemowy była
propozycja rozstania się w przyjaźni. Misia, małżonka Udanie
Żonatego, kobieta nieuprawiająca seksu od narodzin drugiego
dziecka, spodziewała się teraz dziecka trzeciego. Dysonans łapał
Udanie Żonatego na różnych polach. Na deser nie mógł już
zostać. Czuł jednak, że nie okazałby się dżentelmenem, gdyby
nie podarował Kindze ostatniego orgazmu.
Kinga
nie rozważała dotąd kwestii istnienia małżonki oraz dzieci.
Jednak lata mijały, a ona nadal nie lubiła czuć się porzucona.
Uznała, że Udanie Żonaty nie może żyć dalej w swoim błogim
spokoju. Sięgnęła po środek najlepiej sobie znany. Nie należy
zmieniać sprawdzonych metod. Za to zmieniały się czasy oraz nowe
rozwiązania komunikacyjne. Kinga wysłała maila:
„Jestem
z Tobą w ciąży. Potrzebuję 5 tysięcy złotych”
Udanie
żonaty odpowiedział dość szybko:
„Gdzie
chcesz usunąć? W spa? Mam 2 tys”
Jak
już wiemy, pieniądze nie grały w życiu Kingi roli istotnej. Jak w
życiu każdej, dobrze zarabiającej osoby. Wiedziała, że z życiem
innych tak nie bywa.
„Chodzi
o moje zdrowie. 3 tys”
Jej
były już kochanek z zawodu był przedstawicielem handlowym. Lubił
mieć w negocjacjach ostatnie zdanie.
„2,5
tys. Wiesz, że mam wydatki”
Kinga
także wiedziała, kiedy przestać. Zgodziła się na kwotę i
przesłała numer rachunku bankowego. Udanie Żonaty opisał w tytule
przelew, jako „zwrot pożyczki”.
Ciąże
z Piotrem i Pawłem rozwiązywała niemal symultanicznie. Nie był to
dla Kingi udany czas. Jak i dla rynku światowego, czy krajowego.
Latem zainwestowała środki w pewien agresywny fundusz. Jesienią
inny większy fundusz agresywnie pożarł tę lokatę. Kinga została
z zaległą ratą za kolejne, jeszcze piękniejsze nowe mieszkanie.
Wykorzystywanie doświadczenia zdobytego z Panem S w celach
zarobkowych uważała za tani chwyt. Nastały czasy tanich chwytów.
Z
Piotrem spotkała się kilka razy. Nie miał żony. Miał za to pracę
wymagającą uwagi po kilkanaście godzin dziennie. W sumie gorzej
niż żona. Nie miał czasu na randki, kino, wino i kolację przy
świecach. Miał czas na Kingę. Z Pawłem Kinga dopiero zaczynała
się spotykać. Do obu wysłała podobnego sms-a.
„Jestem
z Tobą w ciąży. Potrzebuję 3 tysiące”
Już
wiedziała, że dbanie o jakość i oprawę cechowało głównie
pokolenie Pana S. Żaden z panów nie ułatwił jej zadania. Piotr
był prawnikiem wytrawnym graczem na sali sądowej:
„To
moje dziecko? Ciąża prawdziwa?”
Paweł
także dobrze radził sobie na rynku pracy. Jak to informatyk. Gorzej
radził sobie z praktyką życiową:
„Bierzemy
ślub?”
Z
Pawłem sprawa poszła łatwiej. Kinga wytłumaczyła mu, że nie
chce ani dziecka, ani małżeństwa. Kwotę przelał. Opisał ją po
prostu, jako „przelew”. Więcej się z Kingą nie spotkał. Przez
kilka dni zastanawiała się, jak rozwiązać sprawę z Piotrem. W
końcu przypomniała sobie, że ma stary wydruk usg, z czasów Pana
S. Przesłała Piotrowi skan. Imię i nazwisko było dobrze widoczne.
Data już nie. Piotr rozliczył się – w przelewie widniało
„zabieg kosmetyczny”.
6.
Ostatnia. Igor był ostatnim mężczyzną, z którym Kinga zagrała w
grę w „muszę ci coś powiedzieć”. Był jednym z jej kilku
klientów. Zawsze jakieś kłopoty z fakturami, opóźnienia z
płatnościami – jego płatnościami, płatnościami kontrahentów,
awanturujący się poddostawcy. Potrzebował księgowej elastycznej
niczym rumuńska gimnastyczka. Od razu wyczuli w sobie ten sam typ
człowieka – naginający rzeczywistość do swoich potrzeb, nawet
gdyby ta miała od tego naginania pęknąć. Kinga wiedziała, że
Igor kogoś ma, nawet z tym kimś mieszka. Nie stanowiło to dla niej
problemu. Potrzebowała jego ciała, nie jego duszy. Duszę, czy co
tam pełniło w nim tę funkcję, zostawiała innym.
Lubiła,
gdy wchodził w nią, tak jak wchodził do jej domu. Bez pukania, bez
przywitania, jak domownik, nie gość. Zapadał się rytmicznie.
Najlepiej od tyłu, prosto w jej – jak to określał – słoneczko.
Klasyczny seks miał w domu, u Kingi szukał czegoś poza. Jak
żartował, jak idzie jadać na miasto, to nie na schabowego z
ziemniakami, ale na ślimaki po burgundzku. Nie orgazm był dla niej
najważniejszy, ale to uczucie wypełnienia. Po każdym milimetr
ciała. Gdy Igor wychodził z niej, Kinga czuła się jak bulimiczka.
Nasycona i pusta.
Uczty
działały, dopóki za którymś razem, Igor zamiast ubrać się i
wyjść, postanowił odsłonić skrawek swojej duszy. Czy co tam
pełniło u niego tę funkcję. Naciągając slipki wyznał, że
czuje się już staro. Za moment czterdziestka. Pierwszy siwy włos.
Zakładając koszulę – do ubierania przykładał równie dużą
wagę, co do rozbierania – dodał, że fajnie byłoby mieć
rodzinę. Zapinając ową koszulę roztoczył refleksje nad tym, że
nie wie, czy małżeństwo po tylu latach związku z jedną kobietą,
to dobry pomysł. Wsuwając spodnie wspomniał, że prawdziwa rodzina
to mąż, żona i dzieci. Kinga nigdy nie widziała tak wolno
ubierającego się mężczyzny. Zapewne przy wciąganiu skarpetek
mogliby rozważyć dylemat, czy lepszy ślub z wieloletnią
partnerką, czy kimś kompletnie nowym. Igor miał już kogoś na
oku. Tyle, że Kinga nie miała na to ochoty. Obsługa księgowa nie
obejmowała obsługi życiowej. Doradziła mu uprzejmie, by już
sobie poszedł. W związku, z czym, skarpetki zostały założone w
milczeniu.
Jednak
na kolejnym spotkaniu.
—
Muszę ci coś powiedzieć.
Kinga
zaczekała, aż Igor dobiegnie w niej do mety. Odgarnęła jego
oddech z karku. Całe życie grała z innymi ludźmi znaczonymi
kartami. Przekonana była, że ci inni ledwo znają zasady tej gry.
Igor nie dość, że znał je doskonale, to także potrafił
blefować. I w odpowiednim momencie powiedzieć „sprawdzam”.
Następnego dnia, Kinga dostała od niego numer telefonu i adres
lekarza.
—
Fakturę prześlą od razu do
mnie. – doprecyzował.
Kinga
nigdy nie dowiedziała się, jaka pozycja mogłaby pojawić się na
takiej fakturze. Do lekarza nie poszła. Za to zawarła znajomość z
dziewczyną Igora. Z Magdą.
Komentarze
Prześlij komentarz