Przejdź do głównej zawartości

Drzazga, rozdział 12


KINGA: MUSZĘ CI COŚ POWIEDZIEĆ



Ciąża z Igorem była dziesiątą, którą usunęła Kinga. I zarazem ostatnią.
1. Zaczęło się dwadzieścia lat wcześniej. Jej pierwsza aborcja. Wakacje po skończeniu pierwszej klasy liceum. Wszystko było pierwsze. Bujne lata 90-te, jeszcze czas sprzed reformy edukacyjnej. On miał chyba na imię Damian. A może Daniel? Kinga lepiej pamięta, że wołali na niego Rocky. Rówieśnik. Jej rodzice, co roku wynajmowali domek w tym samym kompleksie wypoczynkowym. Co roku Kinga towarzyszyła im w wypoczynku wakacyjnym.
Te dwa tygodnie lata były jedynymi, jakie Kinga spędzała z rodzicami. Była to zapracowana para doradców podatkowych, która dzięki przemianom ustrojowym wypłynęła na szerokie wody. Wody, które zalały falami i zatopiły życie wielu innych ludzi w kraju. Państwo Nowakowie nie zbudowali tratwy. Byli ludźmi odważnymi. Od razu wskoczyli na okręt, postawili żagle i ruszyli z wiatrem. Żeglowanie po branży podatkowej zabierało Nowakom całe dnie. Jako ludzie wywodzący się jeszcze z czasów etosu pracy społecznikowskiej, często udzielali się w różnego rodzaju fundacjach i stowarzyszeniach. Dopiero lato było momentem, gdy mogli pobyć trochę z córką. Chociażby w domku letniskowym. Tylko, czy córka chciała jeszcze przebywać z nimi? Płaciła haracz złożony z trzech rodzinnych posiłków, kilku wycieczek nad wodę i niezliczonej ilości gier karcianych. By wczesny wieczorem zająć się życiem, w które właśnie wchodziła.
Tamtego lata postanowiła, że jedzie z nimi ostatni raz. Lato ostatniego razu i innego pierwszego razu. Z Danielem – niech mu będzie ostatecznie Daniel – wpadli sobie w oko pierwszego dnia pobytu. Mieszkał gdzieś w okolicy i z kolegami zaglądał na teren ośrodka. Czasami dorabiał prostymi pracami porządkowymi. Wysoki blondyn, z cerą dojrzałego mężczyzny. Ogorzałą od wiatru, żadnych wyprysków, zaróżowień. Wieczorne spacery, ogniska, wino, papierosy. Tylko raz ma się szesnaście lat i bawi na wakacjach. Dla Kingi był to pierwszy seks. Dla Daniela być może także, ale dzielnie stawał na wysokości zadania. Pewnej nocy, ognisko dogasło, wszyscy oddalili się, by dyskretnie wsunąć się w rodzinne pielesze. Daniel miał klucz do jednego z pustych domków. Prezerwatywę zakładał niczym opatrunek na krwawiącą ranę. Po wszystkim, Kinga znalazła ją na podłodze. Czystą i suchą. Zwitek lateksowej porażki manualnej. Kolejnej nocy, gumka w jego dłoniach nadal przybierała formy dowolne, z wyjątkiem tej najbardziej pożądanej. Przed końcem pobytu, Kinga zdążyła dostać okres. Wstydziła się o tym powiedzieć Danielowi. Skończyli wtedy na pocałunkach i wzajemnym obmacywaniu.
To przez mnie?
Rocky ponownie wyciągnął pakuneczek z prezerwatywą.
Chodzi o coś innego.
To, o co?
O coś innego.
Ale o co?
Kinga rozejrzała się po kolejnym pustym domku, do którego trafili. Miała na sobie tylko bawełniane majtki w równe rządki różyczek – czerwonych i różowych. Pod nimi, oprócz skręconej kępki włosów łonowych, wił się sznurek tamponu. Daniel miał na sobie zielone, obcisłe slipki. Nie doczekawszy się odpowiedzi, założył podkoszulkę, krótkie spodenki, wsunął stopy w adidasy i wyszedł z domku. Kinga została sama, zastanawiając się, czy powinna zostawić domek niezamknięty.
Wyjechała z rodzicami następnego dnia. Daniel nie miał już dla niej czasu. Pod koniec lata, jej ciotka z mężem wynajęli domek w tym samym ośrodku. Kinga postanowiła odwiedzić ich na dwa, trzy dni. Wieczorem wyszła na spacer. Tam gdzie zawsze, odbywało się ognisko, zbierające młodzież – przyjezdną i okoliczną. Kinga dołączyła z kupionym piwem w puszce. To były jeszcze czasy, gdy odpowiednio stanowczy wyraz twarzy zastępował w sklepie dowód osobisty. Wtedy go zauważyła. Rocky siedział po drugiej stronie ogniska, rozświetlony rozpryskującymi się iskrami. Niczym z teledysku Wilków. Przytulała się do niego jakaś dziewczyna. Chichotała i podskakiwała, co chwila. Kinga nie pamiętała już o Danielu. Miała, do kogo wracać w Warszawie. Jednak widok tej dziewczyny wbił się w nią szpilką. Rocky przytulał, trzymał za rękę, pokazywał puste domki innej dziewczynie. To inne dziewczynie opowiadał o braku perspektyw w małej miejscowości turystycznej. Ten sam schemat. Kinga dopiła piwo, wstała i podeszła do pary po drugiej stronie ogniska. Daniel był zaskoczony.
Kinga! Jesteś!
Musimy porozmawiać.
Chwyciła go za rękę i poderwała z ziemi. Pociągnęła za sobą w chłód nocy, daleko od snopu iskier.
Jestem z tobą w ciąży.
Rocky wyrzucił z siebie dwa słowa, z czego jedno określało go, jako gorliwego chrześcijanina, drugie było popularnym, choć wulgarnym przecinkiem.
Kinga miała wracać do domu w poniedziałek rano. Wróciła dzień później. Chichocząca panienka poszła w odstawkę. Cały ten czas Daniel spędził z Kingą. Dużo spacerowali, dużo rozmawiali, dużo trzymali się za ręce. Co zrobić z ta sytuacją? Co dalej z nimi? Kinga nigdy więcej nie przyjechała na wakacje do tamtego ośrodka. Na pożegnanie, powiedziała Danielowi, że ciążę usunie. Nie mieli telefonów do siebie, nie mieli swoich adresów.

2. Druga aborcja Kingi wiązała się z jej stałym chłopakiem. Markiem. Spotykali się sporo wcześniej, zanim dała się skusić letnim nocom, snopom iskier z ogniska i urokowi Rockiego. Marek ją szanował. Być może za bardzo. Po powrocie z wakacji, Kinga sama dała mu do zrozumienia, że tak pojętego szacunku już się po nim nie spodziewa.
Wcześniej czas spędzali na długich spacerach po parku, słuchaniu muzyki w pokoju któregoś z nich. Zawsze trzymając się za ręce. Kinga lubiła trzymać rękę Marka. Wiedziała wtedy, że ta nie powędruje do innych części jej ciała. Po kilkunastu tygodniach związku, uznała, że można już pozwolić na wędrówki na północ od pępka. Po pewnym czasie, cierpliwość Marka została nagrodzona i mógł odbywać wycieczki osobiste także w kierunku południowym. Mógł nawet zgłębiać palcami ciepłe, wilgotne szczeliny. Po powrocie z wakacji, Kinga sama wyszła z inicjatywą. Nie zapomniała przypomnieć Markowi, że jest jej pierwszym mężczyzną. Jeszcze nie zapomniała, jak to jest być dziewicą.
Zadbam o wszystko. Nie martw się.
Marek z obietnicy się wywiązał. Był pusty dom jego rodziców. Był jesienny weekend i butelka czerwonego wina. Była muzyka Erosa Ramazottiego. Za oknem spływał po szybach wrześniowy deszcz. Nastąpił czas tąpnięcia pomiędzy latem, a jesienią. Temperatura z dnia na dzień spadła o kilka stopni. Ciało pokrywa się szronem gęsiej skórki. Słońce jeszcze się żarzy, ale jego promienie nie docierają z ciepłem do ziemi. A potem nadciągają deszczowe chmury. W pokoju było intymnie. Marek z prezerwatywą obszedł się sprawnie i zręcznie.
Katastrofa spadła na Kingę rok później. Kolejnej chłodnej jesieni. Wakacje spędziła razem z Markiem pod namiotami. On zdał maturę i dostał się na studia. Wyjechał na obóz integracyjny ze swoim rokiem studiów. Wrócił i początkowo Kinga nic nie zauważyła. Było jak zawsze. Ona miała swoje lekcje w liceum. On miał swoje wykłady. Tylko, że tych wykładów było coraz więcej. Laboratoria były coraz częstsze. Gdzieś z pierwszymi śniegami, okazało się, że wszystko to miało jedno, kobiece imię. Nie było to imię Kingi. Marek odszedł. Kinga nie pamiętała, co powiedział na pożegnanie. Na pewno jeden z banałów.
Byłaś dla mnie za dobra.
Albo:
Zasłużyłaś na kogoś lepszego niż ja.
Być może:
Pozostańmy przyjaciółmi.
Kinga była za młoda na banał. Nawet nie próbowała porozmawiać na ten temat z rodzicami. Mieli teraz własne problemy. Jej matka miała romans z jednym z klientów. Nie trudno było ukryć ten problem, gdyż rodzice omawiali go głośno przy rodzinnej kolacji. Gdy matka wychodziła w z domu wieczorem, ojciec wyżalał się Kindze.
Tyle lat razem. Razem studia. Razem małżeństwo. Wspólna firma. Ona przecież tego tak nie rzuci dla jakiegoś gówniarza? Czym on może jej zaimponować?
Kinga także nie wiedziała, czym ów gówniarz może zaimponować jej matce. Wiedziała też, że nie chce informacji o żadnych kochanku. Nie chce wysłuchiwać żalów swojego ojca. Jest jeszcze dzieckiem. Nastoletnim, ale dzieckiem. Chce jak dziecko widzieć rodziców, jako monolit.
Rodzicom nie mogła opowiedzieć o rozstaniu z Markiem. Markowi nie mogła opowiedzieć o rodzinnym kryzysie. Kinga obijała się do ściany do ściany.
Próbowała wycisnąć z siebie trochę łez, wyobrażając sobie Marka i tamta dziewczynę. Jak trzyma ją za rękę. Jak przytula. Jak się kochają. Nie potrafiła płakać. Potrafiła czuć złość. Chciała by Marek, choć przez chwilę, pomyślał tylko o niej. Pewnego zaśnieżonego wieczoru, Kinga czekała pod jego domem. Czekała pół dnia, od zakończenia swoich lekcji.
Muszę z tobą porozmawiać.
Marek wrócił właśnie z wykładów. Na szczęście był sam.
Jestem z tobą w ciąży.
Nic nie powiedział. Jego oczy pełne były tylko znaków zapytania. Zaprosił ją do siebie, do domu. Zrobił gorącej herbaty. Kinga trzęsła się. Stała kilka godzin na mrozie. Wyglądało się niezwykle przekonująco. Młoda dziewczyna, którą spotkała katastrofa. Marek studiował kierunek ścisły, do problemu także nie podszedł humanistycznie.
Co chcesz z tym zrobić?
A co powinnam według ciebie zrobić?
Dopiero zacząłem studia. Ciebie czeka matura.
Nie zostawisz mnie tak z tym?
Marek nie zostawił. Marek znowu był obok Kingi. Najpierw bocznymi drogami – bo przecież jego studia, jej półmetek liceum – sugerował najlepsze rozwiązanie. Potem wprost powiedział o synu znajomych swoich rodziców. Była ciąża, para nie była gotowa, było szybkie rozwiązanie. Dziś są już gotowi i właśnie urodziło im się dziecko. W końcu, Marek otwarcie wyznał, że Kinga powinna ciążę usunąć. Jednak był ciągle obok. Spotykał się z nią regularnie.
Jak się czujesz? Nie pij tej kawy.
Co za różnica.
Różnica wsuwała się pomiędzy nich niezauważalnie. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. W powietrzu snuły się nuty kolęd i dzwoneczek sań. Marek uznał, że sprawa dojrzała do tego, by powiadomić obie rodziny. Do Kingi dotarło, że teraz to nie jest już intymna sprawa pomiędzy nimi dwojgiem. Pakt, który ponownie zawarli połączeni jej brzuchem. Teraz na scenę miała wejść rodzina. Kinga zdążyła zapomnieć, że w żadnej ciąży nie jest. Trwała tu i teraz, obok Marka. Kwestię dziecka musiała jakoś wytłumaczyć. Na ciążę szans nie było. Marek nie kochał się z nią. Nawet gdyby, to nie chciała żadnej ciąży, żadnego dziecka. Chciała by Marek do niej wrócił.
Tuż przed świętami katastrofa powróciła. Kinga odwiedziła Marka po lekcjach. Tego dnia nie miał już wykładów. Za oknem prószył śnieg. W korytarzu zadzwonił telefon. Wyszedł z pokoju.
Nie mogę teraz rozmawiać.
Podeszła cicho do drzwi.
Dziś nie. Jutro się spotkajmy.
Wstrzymała oddech. Tylko tak na chwilę.
Mam robotę. Dostałem takie małe zlecenie przed świętami.
Nabrała szybko powietrza w płuca. Wstrzymała oddech ponownie. Na dłuższą chwilę.
Też cię kocham.
Gdyby mogła przestać oddychać. Płuca kapryśnie ponownie domagały się tlenu. Marek wrócił do pokoju. Po świętach Kingach zadzwoniła do Marka. Powiedziała mu, że z ciążą koniec i z nimi koniec. Nie wdawała się w szczegóły. On także nie docieka. Kinga zajęła się wyciąganiem średniej w zimowym semestrze trzeciej klasy.

3. Trzecia ciąża, której się pozbyła, to był czas klasy maturalnej. Wszystko zaczęło się od po sylwestrowego braku okresu u Sylwii. Sylwia była jedną z dziewczyn w klasie. Zwierzyła się jednej koleżance, drugiej. Te konsultowały sprawę z innymi. Wkrótce wiedziała połowa klasy. Sylwię na każdej przerwie otaczał wianuszek dziewczyn.
Jak się czujesz?
Masz mdłości? Moja ciotka rzygała jak kot.
Boisz się porodu? Matkę porozrywało aż po pośladek. Miesiąc siedziała na gumowej poduszce.
Moja siostra rodziła dwadzieścia cztery godziny. To jest dopiero.
Ma któraś zrobione zadanie na matmę?
Po kilku dniach, gdy test ciążowy potwierdził obawy Sylwii, rozmowy z terenów porodowych przeniosły się na aborcyjne.
Spóźniłaś się dwa lata. Cholerna ustawa. Mamy prawie rocznicę.
Podobno pomaga kąpiel w gorącej wodzie.
Napij się kawy. W ciąży nie wolno pić kawy.
Poskacz. Na wuefie.
Dziewczyny, Sylwia będzie najbardziej pilnym członkiem drużyny.
Jeszcze piątkę na świadectwie dostaniesz.
Właśnie, ma któraś zaświadczenie od lekarza. Muszę sobie załatwić zwolnienie z ćwiczeń na ten semestr.
Sylwia niewiele mówiła. Niewiele też chyba słuchała. Powtarzała tylko, że bardzo boli ją brzuch. Nie było jej w poniedziałek na lekcjach. Już we wtorek przyszła pełna nowej opowieści. Od trzech dni krwawiła, ale dopiero teraz przestało boleć ją na tyle, że mogła wrócić do szkoły. O ciąży więcej nie wspominała.
Kolejną kostką domina była Renata, inna dziewczyna z klasy. Jej także spóźniał się okres. Ją także bolał brzuch. Po niej była Aneta. A po Anecie druga Aneta. Szkolna zima tamtego roku była serią niepojawiających się miesiączek, łańcuszkiem obolałych macic. Dziewczęta na przerwie siadały w kręgu i pocieszały nieszczęśnicę. Powtarzana wciąż ta sama litania makabrycznych porodów oraz wyliczanka sposobów na przerwanie ciąży. Miesiączki nadchodziły i tak, w kaskadach skurczów, przypływach i odpływach bólu. Nikt ich jednak za miesiączki nie brał.
Kinga w kręgu była bardziej obserwatorem niż aktywną uczestniczką. Miała już swoje własne, małe życie. Gdy skończyła osiemnaście lat, rodzice kupili jej kawalerkę. Uznali, że to lepszy pomysł niż budowa pod miastem masywnego, rodzinnego domu z ciepłym obiadem. Zapewniono Kindze dach nad głową, pełną lodówkę i ciepłe posiłki dowożone, co jakiś czas w plastikowych pojemnikach. Jej jedynym obowiązkiem było przygotować się do matury i egzaminów na studia. Jej celem życiowym miało być wyjście na ludzi i zrobienie kariery. I na tym tle wynikał konflikt rodzinny. Kinga, zdaniem rodziców, nie chciała wyjść na ludzi. Kinga chciała studiować filozofię. Po długich dyskusjach, usłyszała w końcu od rodziców, że jeśli chce się poświęcić tak dochodowemu kierunkowi, to powinna – im szybciej, tym lepiej – prowadzić życie absolwenta filozofii. Rodzice będą opłacać czynsz za jej mieszkanie oraz rachunki za media. Wszystko inne, ich córka zapewni sobie sama.
Kinga zbyt długo żyła z księgowymi by nie nauczyć się liczyć. Marzenia nie kalkulowały się. Jej kapitulacją była Rachunkowość i Podatki w Szkole Głównej Handlowej.
To była jedna z przerw w kobiecym kręgu. Kinga wiedziała już, że nie spędzi życia na poznawaniu bytu oraz na walce o byt. Spędzi je na zwyczajnym życiu. Sama nie wie, kiedy z jej gardła wyleciało:
Ja też jestem w ciąży.
W kręgu zafalowało.
Ty?
Boli cię brzuch?
Jak się czujesz?
Ta kartkówka z historii jest dziś w końcu, czy nie?
Przez następne kilka dni, Kinga owinięta była pytaniami zakończonymi nie tylko pytajnikiem, ale i zainteresowaniem. Prawie zapomniała o drugim głównym bohaterze tej historii. Michał. Jej drugi chłopak. Student polonistyki, zakochany w Brunonie Schulzu. Kindze imponowało, że mając na wydziale rój studentek, to ją właśnie wybrał. Michał dzielił pokój w akademiku ze studentem stosunków międzynarodowych oraz studentem socjologii. Obcowanie z naukami społecznymi wymaga sprawnego myślenia i łączenia faktów. Nie wymaga za to intensywnej nauki. Dlatego w pokoju częściej rozlewano alkohole wysokoprocentowe i prowadzony dyskusje, w których równie istotny był procent prawdy w prawdzie. Z czasem Michał częściej przebywał w mieszkaniu Kingi niż w akademiku.
Kinga poczuła, że Michał także powinien usłyszeć nowinę. Chciała poczuć, jak on owija się pytaniami wokół niej.
Jestem z tobą w ciąży.
Gdyby Michał był pasjonatem XIX wiecznej powieści klasycznej lub choćby literatury współczesnej może ogarnąłby sytuację bardziej praktycznie. Powieści, to „zwierciadło przechadzające się po gościńcu” i nawet, jeśli lustro jest krzywe, to daje trening do zderzenia się z wyzwaniem chwili obecnej. Jednak Michał uwielbiał Brunona Schulza. Ciążę bardziej odczuwał, jako wejście totalitaryzmu w swoje życie. Należy także pamiętać, że był dopiero studentem trzeciego roku polonistyki. Do powieści klasycznej jeszcze nie dotarł.
Co chcesz z tym zrobić?
Co ja mam z tym zrobić?
Przecież to ty jesteś w ciąży.
Kinga omawiała na szkolnych przerwach swoją ciążę już od tygodnia. Temat tak naprawdę wydawał jej się przebrzmiały. Bardziej martwiła ja zmiana planowanego kierunku studiów. Michał, jako humanista powinien był rozumieć jej dylematy związane z przyszłością zawodową.
Starzy powiedzieli, że nie dadzą mi kasy, jeśli pójdę na filozofię. Złożyłam w końcu papiery na SGH.
Michał był może studentem polonistyki, był może i humanistą. Był jednak głównie od trzech lat młodym mężczyzną, który musiał sam utrzymać się w wielkim mieście. Wizja odcięcia od finansowego źródła nie martwiła go w pierwszej kolejności.
Jesteś w ciąży.
A to… Załatwię to.
Załatwisz? Na pewno? Pomóc ci jakoś?
Nie. Poradzę sobie.
Michał spojrzał na zegarek.
To fajnie. To ja muszę już lecieć.
Koleżankom z klasy Kinga także powiedziała, że „załatwiła to”. Nie dostała nagłego krwawienia, tylko „załatwiła to”. Dzięki temu wysunęła się na prowadzenie i zapewniła strumień uwagi jeszcze przez kilkanaście dni. Na wszelkie dodatkowe pytania, wzruszała znacząco ramionami, przymykała oczy. Ćwiczyła milczenie o wartości tysiąca słów. Szybko została uznana za osobę doświadczoną przez życie. Druga z Anet dostała krwawienia. Jak każda epidemia uderza najsilniej w pierwsze przypadki, później rozcieńczając objawy i negatywne skutki. W klasie nie rozbrzmiała już żadna urojona ciąża. Trzeba było na serio zacząć przygotowania do matury i egzaminów na studia.

4. Czwarta. Ustawiła Kindze życie na kilka lat. On był przyjacielem rodziny. Nazywał się Panem S. Pamiętała go z imienin ojca, matki, wyjść do teatru. Pan S miał córkę niewiele młodszą od Kingi. Sama Kinga prowadziła po studiach własne, małe biuro rachunkowe. Prosperowało dość dobrze i to nie tylko, dlatego, że rodzice przekazali jej część klientów. Sprzedała dwadzieścia metrów kwadratowych dziupli na Powiślu i kupiła większe mieszkanie w tej samej części miasta. Nowe tysiąclecie dopiero się zaczynało, zdążyła jeszcze przed bańką kredytową. Po Marku i Michale zostały tylko – cytując Irvinga – „wspomnienia ujęte w cudzysłów”. Gdy związała się z Panem S nie spotykała się z nikim szczególnym. On był także jednym z głównych klientów jej rodziców, a oni wyjechali akurat na wakacje.
Z dala od klimatu rodzinnego, w dekoracjach własnego biura, Kinga zobaczyła dobrze utrzymanego mężczyznę w średnim wieku. On zobaczył młodą kobietę. Kwestię jego małżeństwa i dorastających dzieci uznali za drugorzędne. Pan S potrafił zapewnić Kindze, to, co nie mieściło się w możliwościach – finansowych i mentalnych – mężczyzn pokroju Marka i Michała. Wycieczki po Europie, drogie hotele, ciekawe upominki przyjmowane przez nią z nonszalancją kobiety, którą i tak na nie stać.
Miało to swoją cenę, którą były fantazje erotyczne Pana S. Kingę nie tak łatwo było wytrącić z równowagi w łóżku. Jednak nawet jej równowaga zadrgała, gdy został jej zaproponowany udział w trójkącie. Trzecim bokiem figury miała być dawna kochanka Pana S. W decydującym momencie, dawna kochanka, wypadła z pokoju hotelowego z płaczem, Pan S stwierdził, że jest już za stary na takie cyrki, a Kinga mogła zachować twarz.
Pan S był dżentelmenem starej daty i kwestie antykoncepcji nie dopytywał, poprzestając na informacji o pigułkach. Kinga łykała je w codziennych odruchu równie ważnym jak oddychanie.
Tak jak zdarza się w życiu bezdech, tak i jej jakiś musiał się zdarzyć. Dowodem był na to ekran usg z migającą kropką. Była na rutynowej wizycie u ginekologa. Po kolejne recepty na oddech. Lekarz rutynowo zrobił jej także badanie usg.
Miała pani ostatnio krwawienie po skończonym opakowaniu?
Nie.
To jakiś piąty tydzień.
Przecież biorę pigułki.
Punkcik na ekranie uparcie migał. Niczym samolot na radarze. Tylko, że ten punkcik nigdzie się na razie nie wybierał.
Czynniki mogły być różne. Choroba, wymioty, ominięcie jednej pigułki.
Nic takiego nie pamiętam.
Kinga wyszła z gabinetu z receptą na kwas foliowy, plikiem skierowań na różne badania oraz zaleceniem oszczędzania się. Uznała, że ona może się oszczędzać, Pan S – nie.
Jestem z tobą w ciąży.
Byli akurat na kolacji w bałkańskiej restauracji. Kinga na przystawkę wzięła rilfa corba, zupę rybną na ostro, na główne danie razem z Panem S Balkan mix, czyli wątróbkę drobiową w boczku, polędwicę wieprzową, kurczaka, čevapcici, uštipci, stek jagnięcy plus warzywa, ziemniaki oraz sosy. Na deser zamówili każde coś innego – ona torcik bałkański, on baklavę. Kinga od dawna słyszała od znajomych o tym miejscu i bardzo chciała spróbować tej kuchni. Pan S był już tu z kontrahentami, ale wracał z chęcią. Z informacją o ciąży poczekała do deseru. Pewne rzeczy mężczyzna przyjmuje lepiej na pełny żołądek.
Chcesz mieć dziecko?
Pan S skinął ręką na kelnera. Kawa i rachunek.
Kinga brała już udział w podobnym przedstawieniu nie raz. Wiedziała, że scenariusz tylko początkowo jest taki sam. Patrzyła, co robi aktor, któremu napisała początek sceny. Tym razem została poproszona o dołączenie się. Dodatkowym kłopotem było też to, że tym razem scenariusz pisało samo życie. Kinga traciła nad treścią kontrolę. Docierało to do niej z trudem. Była już tyle razy w ciąży, że migający na ekranie punkcik nie osadzał ją w rzeczywistości.
Milczała. Pan S milczenie uznał milczenie za odpowiedź. Uznał za odpowiedź dobrze pasującą do jego planów. Zapłacił rachunek i zawiózł Kingę do jej mieszkania. Miał tego wieczoru jeszcze spotkanie z kontrahentem, więc kochali się dość krótko.
Odezwę się jutro.
Pan S podsumował wieczór i wyszedł.
Następnego dnia zadzwonił do Kingi i poprosił by sprawdziła stan swojego konta. Widniał na nim przelew na kwotę 5 000 złotych (słownie: pięciu tysięcy złotych), opisany, jako „rozliczenie kwiecień-maj”. Zadzwonił potem ponownie mówiąc, że zabiera żonę na Wyspy Kanaryjskie i ma nadzieję, że pieniądze pozwolą Kindze na skorzystanie z kliniki o wysokim stopniu jakości. Jakość cenił najwyżej. Jakość produktu, czy jakość obsługi. Kinga została z receptami, których nie wykupiła. Została z badaniami, których nie wykonała. Została z przelewem na koncie oraz rozważaniami, czy skoro Pan S zabrał żonę na Wyspy Kanaryjskie, to czy zabierze Kingę na Dominikanę, tak jak obiecywał? Ciąży nadal nie odbierała, jako czegoś realnego. Przypominała sobie o tym, co wieczór, gdy chciała sięgnąć po pigułki. Następująca potem noc, pozwalała odsunąć temat.
Tak minęło kilka dni, aż do środy przed „długim, polskim weekendem” składającym się z procesji Bożego Ciała, grillowania, grillowania i ostatniego dnia grillowania. Najpierw zaczęła plamić, potem krwawić. Tak było przez cztery dni. W poniedziałek wybrała się do swojego lekarza. Ekran śnieżył niczym odbiornik z wyrwaną anteną naziemną.
Bardzo mi przykro, pani Kingo. Na szczęście, wszystko ładnie się oczyściło samo. Nie będzie potrzebny zabieg w szpitalu.
Kinga cieszyła się, że „samo się ładnie oczyściło”. Jej ciało także starało się cenić jakość. Zanim jednak zeszła z fotela, postanowiła poprawić jakość zabezpieczenia przed ciążą.
Zdecydowałam się na spiralę.
Po powrocie do domu, Kinga stanęła też przed dylematem, co zrobić z przelewem od Pana S. Nie mogła go już wykorzystać w pierwotnym celu. Pierwszy cel „oczyścił się sam”. Czekała na powrót kochanka z wakacji. Co dzień myślała nad wirtualną sumą, która nie chciała się wtopić w jej konto. Nie chciała się wtopić, tylko pokrywała pianką. Mogła przelać kwotę ponownie na konto Pana S. Czuła jednak, że wymagałoby to pewnych wyjaśnień. On wrócił z urlopu i ponownie gdzieś wyjechał. Lato spływało z kalendarza. Kinga ciągle topiła się w betonie miasta. Czekała na swoją Dominikanę. Pewnego, rozgrzanego dnia, weszła do biura podróży i wybrała last-minute w najbardziej egzotyczne miejsce, jakie akurat mieli w ofercie. Zabrała z konta 5 000 złotych (słownie: pięć tysięcy złotych) pianki i rozpuściła w koktajlach na wycieczce.
Gdy zobaczyła się z Panem S ponownie, sprawa ciąży wydawała się już tak daleka, że nie widziała sensu jej wyjaśniać. Spotykali się jeszcze przez kilka miesięcy. Aż okazało się, że Pan S rozwodzi się żoną, by poślubić swoją dwudziestotrzy letnią asystentkę.

5. Kolejne. Historię ciąży z Panem S, Kinga przypomniała sobie jeszcze kilkakrotnie. Chociażby – Udanie Żonaty. Udanie, bo małżeństwo dawało mu pełną satysfakcję. Pełną satysfakcję z wyjątkiem dysonansu, jaki widział pomiędzy życiem seksualnym przed i po narodzinach dzieci. Radził sobie z owym dysonansem przy pomocy Kingi. Nie zapewniał jej takiej oprawy życiowej, jak swego czasu zapewniał Pan S. Za to pomagał gromadzić miłe wspomnienia. Jak to już było wiadome, Kinga na oprawę życiową potrafiła zarobić sama, a miłe wspomnienia najlepiej produkować we dwoje. Wspomnienia z Udanie Żonatym plotły się już od kilku miesięcy, gdy pewnego wieczoru, przy ugotowanej przez nią chili con carne, podzielił się najnowszą wiadomością.
Misia jest w ciąży.
Kinga dolała im czerwonego wina, zastanawiając się, kim jest owa Misia.
Ciąża jest zagrożona. Musi cały czas leżeć.
Upiła wina i zaczęła się zastanawiać, czy najpierw wyłożyć deser, czy może by tak pójść z Udanie Żonatym do łóżka.
Ślubowałem jej w zdrowiu i chorobie. Rozumiesz, że ciąża zagrożona, to tak jakby choroba.
Kinga dopiero teraz uważniej wsłuchała się w słowa swojego rozmówcy. Dotąd wystarczała jej melodia i rytm. Konkluzją przemowy była propozycja rozstania się w przyjaźni. Misia, małżonka Udanie Żonatego, kobieta nieuprawiająca seksu od narodzin drugiego dziecka, spodziewała się teraz dziecka trzeciego. Dysonans łapał Udanie Żonatego na różnych polach. Na deser nie mógł już zostać. Czuł jednak, że nie okazałby się dżentelmenem, gdyby nie podarował Kindze ostatniego orgazmu.
Kinga nie rozważała dotąd kwestii istnienia małżonki oraz dzieci. Jednak lata mijały, a ona nadal nie lubiła czuć się porzucona. Uznała, że Udanie Żonaty nie może żyć dalej w swoim błogim spokoju. Sięgnęła po środek najlepiej sobie znany. Nie należy zmieniać sprawdzonych metod. Za to zmieniały się czasy oraz nowe rozwiązania komunikacyjne. Kinga wysłała maila:
Jestem z Tobą w ciąży. Potrzebuję 5 tysięcy złotych”
Udanie żonaty odpowiedział dość szybko:
Gdzie chcesz usunąć? W spa? Mam 2 tys”
Jak już wiemy, pieniądze nie grały w życiu Kingi roli istotnej. Jak w życiu każdej, dobrze zarabiającej osoby. Wiedziała, że z życiem innych tak nie bywa.
Chodzi o moje zdrowie. 3 tys”
Jej były już kochanek z zawodu był przedstawicielem handlowym. Lubił mieć w negocjacjach ostatnie zdanie.
2,5 tys. Wiesz, że mam wydatki”
Kinga także wiedziała, kiedy przestać. Zgodziła się na kwotę i przesłała numer rachunku bankowego. Udanie Żonaty opisał w tytule przelew, jako „zwrot pożyczki”.
Ciąże z Piotrem i Pawłem rozwiązywała niemal symultanicznie. Nie był to dla Kingi udany czas. Jak i dla rynku światowego, czy krajowego. Latem zainwestowała środki w pewien agresywny fundusz. Jesienią inny większy fundusz agresywnie pożarł tę lokatę. Kinga została z zaległą ratą za kolejne, jeszcze piękniejsze nowe mieszkanie. Wykorzystywanie doświadczenia zdobytego z Panem S w celach zarobkowych uważała za tani chwyt. Nastały czasy tanich chwytów.
Z Piotrem spotkała się kilka razy. Nie miał żony. Miał za to pracę wymagającą uwagi po kilkanaście godzin dziennie. W sumie gorzej niż żona. Nie miał czasu na randki, kino, wino i kolację przy świecach. Miał czas na Kingę. Z Pawłem Kinga dopiero zaczynała się spotykać. Do obu wysłała podobnego sms-a.
Jestem z Tobą w ciąży. Potrzebuję 3 tysiące”
Już wiedziała, że dbanie o jakość i oprawę cechowało głównie pokolenie Pana S. Żaden z panów nie ułatwił jej zadania. Piotr był prawnikiem wytrawnym graczem na sali sądowej:
To moje dziecko? Ciąża prawdziwa?”
Paweł także dobrze radził sobie na rynku pracy. Jak to informatyk. Gorzej radził sobie z praktyką życiową:
Bierzemy ślub?”
Z Pawłem sprawa poszła łatwiej. Kinga wytłumaczyła mu, że nie chce ani dziecka, ani małżeństwa. Kwotę przelał. Opisał ją po prostu, jako „przelew”. Więcej się z Kingą nie spotkał. Przez kilka dni zastanawiała się, jak rozwiązać sprawę z Piotrem. W końcu przypomniała sobie, że ma stary wydruk usg, z czasów Pana S. Przesłała Piotrowi skan. Imię i nazwisko było dobrze widoczne. Data już nie. Piotr rozliczył się – w przelewie widniało „zabieg kosmetyczny”.

6. Ostatnia. Igor był ostatnim mężczyzną, z którym Kinga zagrała w grę w „muszę ci coś powiedzieć”. Był jednym z jej kilku klientów. Zawsze jakieś kłopoty z fakturami, opóźnienia z płatnościami – jego płatnościami, płatnościami kontrahentów, awanturujący się poddostawcy. Potrzebował księgowej elastycznej niczym rumuńska gimnastyczka. Od razu wyczuli w sobie ten sam typ człowieka – naginający rzeczywistość do swoich potrzeb, nawet gdyby ta miała od tego naginania pęknąć. Kinga wiedziała, że Igor kogoś ma, nawet z tym kimś mieszka. Nie stanowiło to dla niej problemu. Potrzebowała jego ciała, nie jego duszy. Duszę, czy co tam pełniło w nim tę funkcję, zostawiała innym.
Lubiła, gdy wchodził w nią, tak jak wchodził do jej domu. Bez pukania, bez przywitania, jak domownik, nie gość. Zapadał się rytmicznie. Najlepiej od tyłu, prosto w jej – jak to określał – słoneczko. Klasyczny seks miał w domu, u Kingi szukał czegoś poza. Jak żartował, jak idzie jadać na miasto, to nie na schabowego z ziemniakami, ale na ślimaki po burgundzku. Nie orgazm był dla niej najważniejszy, ale to uczucie wypełnienia. Po każdym milimetr ciała. Gdy Igor wychodził z niej, Kinga czuła się jak bulimiczka. Nasycona i pusta.
Uczty działały, dopóki za którymś razem, Igor zamiast ubrać się i wyjść, postanowił odsłonić skrawek swojej duszy. Czy co tam pełniło u niego tę funkcję. Naciągając slipki wyznał, że czuje się już staro. Za moment czterdziestka. Pierwszy siwy włos. Zakładając koszulę – do ubierania przykładał równie dużą wagę, co do rozbierania – dodał, że fajnie byłoby mieć rodzinę. Zapinając ową koszulę roztoczył refleksje nad tym, że nie wie, czy małżeństwo po tylu latach związku z jedną kobietą, to dobry pomysł. Wsuwając spodnie wspomniał, że prawdziwa rodzina to mąż, żona i dzieci. Kinga nigdy nie widziała tak wolno ubierającego się mężczyzny. Zapewne przy wciąganiu skarpetek mogliby rozważyć dylemat, czy lepszy ślub z wieloletnią partnerką, czy kimś kompletnie nowym. Igor miał już kogoś na oku. Tyle, że Kinga nie miała na to ochoty. Obsługa księgowa nie obejmowała obsługi życiowej. Doradziła mu uprzejmie, by już sobie poszedł. W związku, z czym, skarpetki zostały założone w milczeniu.
Jednak na kolejnym spotkaniu.
Muszę ci coś powiedzieć.
Kinga zaczekała, aż Igor dobiegnie w niej do mety. Odgarnęła jego oddech z karku. Całe życie grała z innymi ludźmi znaczonymi kartami. Przekonana była, że ci inni ledwo znają zasady tej gry. Igor nie dość, że znał je doskonale, to także potrafił blefować. I w odpowiednim momencie powiedzieć „sprawdzam”. Następnego dnia, Kinga dostała od niego numer telefonu i adres lekarza.
Fakturę prześlą od razu do mnie. – doprecyzował.
Kinga nigdy nie dowiedziała się, jaka pozycja mogłaby pojawić się na takiej fakturze. Do lekarza nie poszła. Za to zawarła znajomość z dziewczyną Igora. Z Magdą.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pudełko

PUDEŁKO Gdzieś w lesie dalekim W zagajniku po lewej Gdzie przystanek brzozowy Jednak nie ten już mchem Porośnięty Za płytko widocznie Zakopałam pudełko Owinięte stanowczo Korzeniami nazbyt Czułymi W pudełku schowałam Szal łzami nasiąknięty Pinezki wspomnień ostre Malowane smutkiem Doświadczenia Tak szybko uciekłam Byle dalej od lasu Bez postoju na myśli Nie patrząc za siebie Zlękniona Czasem tylko przypadkiem Podróżując bez związku Mijam las mi nieznany Słysząc dziwne echo Wołania

Drzazga, rozdział 16

EPILOG: TEN PARK POMIEŚCI NAS WSZYSTKICH — Gdybym mogła cofnąć czas, przeżyłabym ten rok tak samo. — Nie można cofnąć czasu. Magda odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na siedzącą obok Agatę. Pokręciła głową. — Jeśli nie można cofnąć czasu, to skąd deja vu? — Historia się nie powtarza. Kołem się toczy. Agata ze śmiechem pogłaskała się po wypukłym brzuchu. Brzuch, jak to bywa w pierwszej ciąży, był ledwo widoczny. Ona, jak to bywa z debiutującą matką, bardzo chciała, by już był widoczny. Siedziały na ławce w parku. Lato po raz kolejny kończyło się. Jesień po raz kolejny zaczynała się. Chyba punkt dla Agaty. Magda miała chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Świat zmieniał się niczym migawki w fotoplastykonie. Jednego dnia wybiegała z pracy w sypiącym śniegu, by innego zauważyć, ze zdziwieniem, że drzewa już wypuszczają pąki liści. Przebiła się przez migawki lata, krótkiego urlopu. Życie składało się z klikających obrazów. Każdy następny mocno różnił się od poprzedniego

Drzazga, rozdział 15

DOROTA: ZBYT DUŻO SŁÓW Ludzie słyszą, ale nie słuchają. Są wypełnieni słowami. Słowa zajmują każdą komórkę ich ciał. Kumulują się, by w końcu wylewać niczym lawa. Ludzie spotykają się po to, by zalewać się nawzajem strugami zdań. Zdania spadają prysznicem na człowieka, by spłynąć po nim jak fala światła. A gdy słowa opłyną, zsuną się ku ziemi i rozpryskują na wszystkie strony świata. Rzucane w siebie nawzajem czasem zderzają się, niekiedy mijają, a najczęściej wirują w powietrzu niczym pył. Nikt nie chce dostać pylicy płuc. Ludzie nie chcą trzymać w sobie słów. Słowa to zbędny element przemiany materii myśli. Trzeba się ich pozbyć. Taki świat widzi dookoła siebie Dorota. W taki wychodzi z domu. Wychodzi zbierać ludzkie słowa. To nie była już ta sama knajpa, jak ta z czasów studenckich. Dorota zamknęła za sobą drzwi i pierwsze, co ją uderzyło, to, że nic ją nie uderzyło. Nie było mgły z dymu papierosowego, tym różniącej się od naturalnej, że tamta nie skleja płuc. Uszy